Obłuda i wdowi grosz, ks. Szymon Nosal


Dzisiejsze czytania mszalne wzywają nas do praktykowania prawdziwej pobożności. Pan Jezus zresztą często mówił do swoich słuchaczy o tym, że warunkiem wejścia do królestwa niebieskiego nie są same słowa i deklaracje o miłości Boga, ale czyny to potwierdzające – pełnienie w życiu woli Bożej. Zgodność naszego życia z wiarą to prawdziwa pobożność. Do takiej pobożności Pan Jezus wzywał kiedyś i wzywa dzisiaj także nas. Nie oczekuje wielu pięknych słów, deklaracji naszych przekonań. On przecież dobrze zna nasze wnętrze. Nie musimy Mu o tym kwieciście mówić, ale żąda od nas ofiarnego chrześcijańskiego życia. Żąda czynów, które by potwierdzały to, co wypowiadają usta.

Ostrzega nas, jak kiedyś ostrzegał swoich słuchaczy przed obłudą faryzeuszy, którzy swoim życiem zaprzeczali prawdziwej pobożności. Owszem, mówili o pobożności i jako przywódcy religijni nawoływali do niej ludzi, ale sami robili wszystko tylko na pokaz, żeby ich inni chwalili. Nie tak ma być u nas. Ma być jak w życiu owych wdów z czytań mszalnych.

Były one dwie – ta z Sarepty, żyjąca za czasów proroka Eliasza, i ta z Ewangelii. Obie uczą nas, jak należy korzystać z rzeczy materialnych. Obie umiały się pogodzić ze swoim ubóstwem i dlatego były wewnętrznie wolne. Nie przywiązywały się do rzeczy materialnych i całkowicie zawierzyły się Bożej opatrzności. Kobieta z Sarepty za podzielenie się w swej nędzy ostatnim kęsem chleba z głodnym prorokiem w nagrodę otrzymuje obietnicę: „Dzban mąki nie wyczerpie się i baryłka oliwy nie opróżni się aż do dnia, w którym Pan spuści deszcz na ziemię” (1 Krl 17,14). Ta z dzisiejszej Ewangelii została wyróżniona pochwałą samego Pana Jezusa: „Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy kładli do skarbony. Wszyscy bowiem wrzucali z tego, co im zbywało; ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała, całe swe utrzymanie” (Mk 12,43-44).

Pobożność wewnętrzna

Nasza pobożność, aby była prawdziwa, musi być wewnętrzna, płynąca z głębi serca. Nie może polegać tylko na zewnętrznych manifestacjach, choć i one są dobre, ale nie stanowią prawdziwej pobożności. Jeśli zabraknie im szczerej miłości do Boga, uwielbienia Go i dziękczynienia, będą tylko pobożnością na pokaz, jaką praktykowali faryzeusze. Wszystko robili, aby ludzie widzieli, jacy to oni są dobrzy, i chwalili ich. Wynikało to z ich pychy, a czasami też z chęci osiągnięcia korzyści materialnych. Pan Jezus nie tylko napiętnował taką fałszywą pobożność, ale przestrzegał przed nią swoich słuchaczy: „Strzeżcie się uczonych w Piśmie. Z upodobaniem chodzą oni w powłóczystych szatach, lubią pozdrowienia na rynku, pierwsze krzesła w synagogach i zaszczytne miejsca na ucztach. Objadają domy wdów i dla pozoru odprawiają długie modlitwy” (Mk 12,38-40). Strzeżmy się takiej pobożności, bo ona nie może się Bogu podobać. Nie ma w niej dobrej intencji. Nie ma wewnętrznej przemiany w człowieku, a bez takiej przemiany nie ma autentycznej pobożności.

Wolna od złych intencji

Warto się więc czasem zastanowić nad tym, jaką intencją kierujemy się w naszej pobożności. Czy naprawdę chodzi nam o chwałę Bożą, czy może o to, żeby inni widzieli, jacy jesteśmy pobożni, i nas chwalili. Wszędzie chcemy być pierwsi, widziani jako dobrodzieje, modlący się jak ten faryzeusz, który przechwalał się, ile on dobra czyni, nie zaś jak celnik, który nie śmiał nawet oczu podnieść do góry. Celnik nie podnosił zuchwale oczu, nie rozkładał wyniośle rąk, ale bijąc się w piersi i wyznając swoje ukryte grzechy, wzywał na pomoc miłosierdzie Boże: bądź miłościw mnie grzesznemu. My natomiast w czasie modlitwy powtarzajmy sobie za psalmistą: „Dobrze to dla mnie, że mnie poniżyłeś, bym się nauczył ustaw Twoich” (Ps 119,71). Święty Cyprian w traktacie O Modlitwie Pańskiej napomina nas, abyśmy się modlili w skupieniu i ze skromnością, bo Chrystus tak nakazywał. Bóg jest wszędzie obecny, wszystko widzi i słyszy, dlatego nie bądźmy gadatliwi w przedkładaniu prośby. Bóg bowiem słucha serca, a nie języka.

Tymczasem niektórzy ludzie, zwłaszcza prowadzący modlitwy przed Mszą Świętą, prześcigają się w wynajdywaniu różnych intencji i licytują się wzajemnie coraz to nowymi kwiecistymi sformułowaniami, popisując się przed innymi swoją elokwencją. Zapominają, że Bóg wszystko najlepiej wie i nie trzeba Mu drobiazgowych objaśnień. Słuchając takich przewodników modlitewnych, przychodzi mi na myśl, że to nie jest dla chwały Bożej, ale dla swojej. Najlepiej przed modlitwą podać krótko intencję i zdać się na wolę Bożą.

Potwierdzona życiem

Nasza pobożność, aby się Bogu podobała, musi być poparta naszym życiem. O pobożności nie świadczą liczne pacierze i długie nabożeństwa. O niej świadczy wnętrze naszego serca, serca gotowego do ofiary. Pan Jezus chwali ewangeliczną wdowę, choć inni pewnie dawali więcej do skarbony. Dla Boga nie wielkość ofiary jest najważniejsza, ale szczerość intencji. Ona miała intencję uwielbienia Boga i dokonała tego skromnym, ale jakże znaczącym gestem. Pamiętajmy, że jeśli będziemy czynić wszystko z myślą o Bogu, nasza ofiara będzie mile przyjęta. Ale jeśli robimy coś na pokaz, to już tu, na ziemi, dostajemy zapłatę. Nie liczmy już na zapłatę w niebie. Na niebo zarabiamy tylko i wyłącznie bezinteresownymi czynami. Oby było ich jak najwięcej.