O jakości wiary, ks. Andrzej Kielian


Podobno mało jest na świecie prawdziwych ateistów, tych, którzy nie wierzą w istnienie Boga. Wygląda na to, że większość wierzy. Wierzą islamscy fundamentaliści i zamachowcy samobójcy, którzy uważają siebie za męczenników w słusznej sprawie i oczekują od Boga nagrody za swoje poświęcenie. Wierzą protestanci oraz katolicy w Irlandii Północnej i wciąż dochodzi tam do krwawych zamieszek właśnie na tle religijnym. Niektórzy politycy przed wyborami też zaczynają wierzyć w to, że wiara pomoże im wygrać. Wierzą i ci, którzy przychodzą do kościoła tylko po to, aby ich zobaczyli inni, a oni ich, w ten sposób jest temat do rozmowy na całe niedzielne popołudnie. Wierzą sąsiedzi, którzy się do siebie całe lata nie odzywają albo kradną sobie nawzajem kury. Ci wszyscy ludzie mówią, że wierzą. Tylko w co?

Prawdziwa wiara jest jak puzzle, czyli jak układanka z wielu elementów. Problem w tym, że liczba tych elementów może być różna. Bywa tak, że składa się tylko z dwóch elementów – świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Bywa i tak, że składa się z czterech – w niedziele msza, przed świętami spowiedź, Komunia Święta, ale cały tydzień to już inna bajka. Nikt normalny nie idzie do sklepu i nie kupuje sobie puzzli złożonych z dwóch czy czterech elementów. Chyba że dla dziecka do lat dwóch. Cała sztuka polega na tym, żeby złożyć ze sobą w spójny obraz pięćset, tysiąc czy więcej elementów. Wtedy można być z siebie zadowolonym.

Ktoś, kto ma wiarę złożoną z dwóch lub z czterech elementów, albo się jej wstydzi, albo ją wystawia na pokaz. Jeśli wstydzi się swojej wiary, to uważa ją za swój kompleks. No cóż, trudno być dumnym, że się złożyło puzzle z dwóch elementów, jeśli się ma czterdzieści czy więcej lat. Wszystko wygląda dobrze, dopóki jesteśmy między swoimi. Wtedy wiemy, że wszyscy myślą podobnie i jakoś się rozumiemy. Gorzej, gdy wpadamy w obce środowisko, które myśli inaczej, a my sami nie potrafimy obronić swojego zdania. Nie potrafimy, bo nasza wiara składa się tylko z paru kawałków, czyli nawet nie wiadomo, czy to jest w ogóle wiara. Czasem bronimy się prostymi sloganami, że nasz kraj jest katolicki i z góry nie będziemy pewnych rzeczy i zachowań tolerować. Ale to nie kraj ma wierzyć, tylko ludzie.

Co ciekawe, im bardziej wstydzimy się swojej wiary, tym więcej mówimy o swoich grzechach. Co tu dużo mówić o wierze, jeśli się tak do końca nie wie, o co w niej chodzi. Można co najwyżej kogoś skrytykować, bo wtedy okaże się, że ja nie jestem jeszcze taki najgorszy. Więcej ciekawostek jest w mówieniu o grzechach – czymś trzeba zaimponować. Sami słyszycie różne przechwałki, kto w czym brał udział, ile wypił i jakich męskich rzeczy dokonał.

Nie przekonują nas reklamy, ponieważ wiemy, że nie mówią wszystkiego, co jest prawdą, nie przekonują nas kazania, bo czasem mamy wątpliwości, czy ten, który mówi, rzeczywiście to wypełnia. Nie przekona nikogo wiara, która jest tylko na pokaz i od święta. Żeby wiara mogła kogoś przekonać, musi być jak puzzle nie z dwóch ani czterech, ale co najmniej z tysiąca elementów. Musi być autentyczna.

Jak dojść do takiej autentycznej wiary? Trzeba patrzeć na tych, którzy sobie poukładali życie i wiarę. Różne są rodzaje wiary niepoukładanej. Można w niej widzieć tylko to, co pochodzi z przymusu, obowiązku, bo tak mi to poukładali rodzice, to niech tak zostanie. Ale kiedy rodziców braknie, to prędzej czy później wszystko może się rozlecieć. Wiarę możemy też traktować tylko jako coś przyjemnego. Wierzę i spełniam pewne czynności, ponieważ dobrze się z tym czuję, jestem w grupie, śpiewamy, śmiejemy się, razem się spotykamy, razem wyjeżdżamy. Czy to jest złe? Nie, to nie jest złe. Ale czasem pojawiają się takie wydarzenia w życiu, np. śmierć bliskiej osoby, kiedy cała ta układanka zaczyna się rozlatywać. I co wtedy? Wtedy trzeba inaczej sobie poukładać obraz swojej wiary, który do tej pory był nieprawdziwy. Można czasem wierzyć w księdza, zamiast w Pana Boga. Kiedy ksiądz popełni jakiś błąd, to cała nasza wiara się rozlatuje – ale to też nam mówi o tym, że wiara była źle ułożona.

Czasem nie udaje nam się do końca poukładać wszystkich „puzzli”, bo się nam wydaje, że to za trudne. Ułożyć dwa czy cztery elementy to kilka sekund, ale na ułożenie tysiąca, trzeba poświęcić trochę czasu i wysiłku, trzeba z czegoś zrezygnować. Nie zawsze nam się chce, nie zawsze to jest wygodne. Znajdujemy sobie jakieś wątpliwości. Czy to w ogóle pasuje do dzisiejszych czasów? Po co tyle tych zasad? I wydaje nam się, że tyle, co ułożyliśmy, wystarczy. Resztę poukładamy sobie po swojemu albo za jakiś czas. Tylko że wtedy zawsze można znaleźć jakiegoś „haka”, bo okaże się, że w obrazie naszej wiary są jakieś dziury. Niby wierzymy, ale jednak nie do końca.

Co zrobić, kiedy nie umiemy sobie poukładać wiary? Przede wszystkim trzeba chcieć. Trzeba mieć czas na takie układanie. Wiara składa się z tylu elementów, z ilu składa się nasze życie. Nie da się jej poukładać za dzień czy dwa, nie da się tego robić tylko raz w tygodniu. I nie da się tego zrobić, wybierając z półki tylko te, które są wygodne i przyjemne, bo to nie jest prawdziwy obraz rzeczywistości. Tak jak do układania puzzli, tak i do ułożenia sobie wiary potrzebna jest nieraz czyjaś pomoc. Lepiej zapytać niż układać na ślepo, nawet jeśli te pytania są denerwujące. Czasem trzeba zaufać. Może się nam wydawać, że ten klocek tu zupełnie nie pasuje, ale gdy nie wiemy, co się kryje dalej w naszym obrazie, lepiej zaufać i go tam położyć. Niektóre sprawy okazują się sensowne dopiero wtedy, gdy mamy ułożony cały obraz wiary. Wiara opiera się przecież na zaufaniu. Nie jest tradycją, nie jest strachem i wstydem czy przestrzeganiem bezdusznych reguł. Nie wierzymy w mury i zwyczaje czy skłonności polityczne, ale wierzymy w Kogoś, kto nam wyjaśnia życie, z kim układamy tysiące elementów codzienności, a On nam szczerze podpowiada, jak to zrobić, żeby się nie pomylić. Tylko od nas zależy, czy chcemy tę układankę poskładać sobie do końca. W przeciwnym razie ona się prędzej czy później rozleci i choć dzisiaj stoimy przy ołtarzu, to za jakiś czas możemy znaleźć się po drugiej stronie.