Czy jestem przygotowany?, ks. Wojciech Węgrzyniak


Spróbujmy najpierw naświetlić ówczesne zwyczaje weselne. Choć nie do końca wiemy, jak mogła wyglądać taka ceremonia, możemy przypuszczać, że pan młody przychodził po pannę młodą, po czym razem z druhnami udawali się do domu jego rodziców, gdzie odbywała się uczta, która trwała do siedmiu dni. Cała uroczystość zaczynała się wieczorem, stąd też potrzebne były lampy. Było też zwyczajem, że pan młody się opóźniał, że nie był punktualny, że trzeba było na niego czekać. Jeśli chodzi o lampy, to nie wiemy dokładnie, czy chodzi o lampki oliwne znane z okresu herodiańskiego, które nie są zbyt wielkie, mają wkładany knot, który zalewa się oliwą, i które oczywiście mogą się wypalić, czy też chodzi raczej o pochodnie. To drugie jest bardziej prawdopodobne, ponieważ z pochodniami łatwiej iść w pochodzie. Dlaczego panny potrzebują oliwy do pochodni? Dlatego, że są to kawałki drewna opatulone szmatami, które nasącza się oliwą, by szmaty mogły się palić. Niektórzy twierdzą, że takie pochodnie palą się około piętnastu minut, potem trzeba drewno ponownie okręcić szmatami i nasączyć je oliwą, dlatego też tej oliwy trochę było trzeba. To jest najbardziej ogólny kontekst.

Z punktu widzenia czysto ludzkiego dziwimy się, dlaczego panny roztropne (mądre) nie chciały pomóc tym nierozsądnym (głupim). Może w poleceniu: „Idźcie sobie gdzieś kupić teraz, o północy” tkwi ironia, może to taki żart? Ale skoro nieprzygotowane panny rzeczywiście poszły i kupiły oliwę, to może jednak wskazówka ta podyktowana była prawdziwą troską. „Wiecie co, jeżeli się podzielimy, to i nam, i wam nie wystarczy. Wtedy w ogóle już będzie do niczego ta cała sprawa związana z byciem druhną, z oświetlaniem całego pochodu. Dlatego żeby nie zepsuć uroczystości, idźcie, może zdążycie”. Reakcję mądrych panien trzeba raczej rozumieć w takim właśnie sensie: nawet jeżeli nieroztropne nie zdążą wrócić z oliwą, to te, które były gotowe, będą mogły jakoś ten orszak uświetnić. Przecież nie wiedziały, kiedy oblubieniec przyjdzie, nie były tego pewne, więc wygląda na to, że ich rada to nie wyraz egoizmu, lecz troski. „Jeżeli wam damy, to cała uroczystość się zepsuje, natomiast jedyne, co jesteście w stanie jeszcze zrobić, to spróbować kupić”. Problem polega na tym, że nie zdążyły.

Nieroztropność głupich panien polega na tym, że powinny wiedzieć, że pan młody lubi się opóźniać. Powinny wiedzieć, że nie wystarczy być zaproszonym na wesele, trzeba być jeszcze przygotowanym. Łatwo można wyciągnąć wniosek, że głupota polega na tym, iż człowiek nie umie liczyć czasu. „Naucz nas liczyć dni nasze – mówi psalmista – abyśmy osiągnęli mądrość serca”. Człowiek, który jest nieroztropny, który jest głupi, to taki, który nie umie kontrolować czasu. Nie umie się dostosować, nie umie patrzeć perspektywicznie, tak jak ten, który chciał zbudować wieżę, ale nie miał na to środków, czy tak jak ten, który budował dom na piasku, ale nie wziął pod uwagę, że mogą przyjść burze. Głupota polega na fragmentarycznym postrzeganiu rzeczywistości, które prowadzi do tego, że człowiek się cieszy, będąc zaproszonym na wesele, a zapomina o tym, że nie wystarczy być zaproszonym – trzeba być też przygotowanym, bo jak w innym miejscu mówi Ewangelia: „Wielu jest powołanych, ale mało wybranych”. Zamknięcie drzwi to też metafora: oznaczało zaprzepaszczenie okazji do tego, żeby być na uczcie, żeby być razem z oblubieńcem.

Jakie znaczenie ma ta przypowieść dla nas? Jeśli jest ona umieszczona w Ewangelii w sąsiedztwie przypowieści o dniu ostatecznym, o końcu świata, to mówi ona jasno: nie wiadomo, kiedy będzie koniec świata, nie wiadomo, kiedy nadejdzie śmierć. Mądrość polega na tym, że mam być zawsze przygotowany. Mądrość polega na tym, żeby nie być połowicznym chrześcijaninem. Ktoś, kto jest połowicznym chrześcijaninem, myśli: „Wystarczy, że Pan Bóg mnie kocha, wystarczy, że daje mi szansę, jeśli chodzi o mnie, to zwrócę na to kiedyś uwagę”. To szalona nieroztropność i może skończyć się fatalnie. Ewangelia mi pokazuje: być chrześcijaninem to być gotowym zawsze. Interpretacja symbolu, jakim jest oliwa, stwarza trudności. Ojcowie Kościoła mieli różne pomysły. Od czasów Augustyna najbardziej rozpowszechniona interpretacja mówi, że chodzi o dobre uczynki: nie wystarczy wierzyć, trzeba też w życiu tę wiarę potwierdzić dobrymi czynami. Jeżeli człowiek żyje na co dzień dobrze, stara się spełniać dobre uczynki, stara się swoją wiarę – czyli lampę – napełniać oliwą dobrych uczynków, a przede wszystkim miłości, to może być pewny, że gdy przyjdzie Bóg, będzie na to jak najbardziej przygotowany.

Czy jestem przygotowany na śmierć? Czy jestem przygotowany na spotkanie z Panem? Czy mógłbym spokojnie powiedzieć: „Panie Boże, mogę pójść do Ciebie, bo wiem, że u Ciebie jest lepiej niż na tym świecie”? Czy jestem „panną mądrą”? Czy może mam jeszcze tyle rzeczy do załatwienia i tyle spraw, i tak mało miłości i świętości, że boję się, że kiedy Pan przyjdzie, nie będę gotowy na Jego spotkanie?