Odrzucenie Jezusa, ks. Stanisław Wronka


Bliscy Jezusa nie rozumieją Jego słów i zachowań, uważają, że odszedł od zmysłów. Chcą Go powstrzymać przed kontynuowaniem rozpoczętej działalności i sprowadzić z powrotem do domu w Nazarecie, żeby podjął normalne życie i nie przynosił im wstydu ani nie sprawiał kłopotów. Ci bliscy są określani w Ewangelii jako „bracia i siostry” Jezusa (por. Mk 6,3). Słowa te trzeba rozumieć w sensie „kuzyni i kuzynki, krewni” zgodnie z szerokim znaczeniem tych terminów w Palestynie i poza nią w czasach biblijnych. Jest wśród tych bliskich wymieniona także Maryja, która musiała przeżywać rozterki i niepokój o Syna. Nie wydawała jednak pochopnych sądów, ale starała się Go zrozumieć (por. Łk 2,19.51) i była z Nim aż po krzyż, a potem towarzyszyła pierwszej wspólnocie Jego uczniów w Jerozolimie i według tradycji także w Efezie, w dzisiejszej Turcji. Wydaje się, że również krewni Jezusa przekonali się do Niego po Jego zmartwychwstaniu i przystali do Jego uczniów.

Jezus nie daje się bliskim odciągnąć od swojej misji, nie ulega ich presji, nie podziela do końca ich przekonań. To nie oni wyznaczają Jego myślenie, decyzje, zachowanie i życie. Najważniejszym kryterium postępowania Jezusa jest wola Ojca Niebieskiego. Pragnie pełnić tę wolę do tego stopnia, że nazywa ją swoim pokarmem (por. J 4,34). Na bazie tego kryterium tworzy wspólnotę, którą określa jako swoją rodzinę (por. Mk 3,35). Jezus przekracza więzy krwi i łączy ludzi przy pomocy więzów duchowych. Nie przekreśla tym samym więzów rodzinnych, nie odcina się od swoich bliskich – od Matki, którą z krzyża powierzy opiece swojego umiłowanego ucznia (por. J 19, 27), i od krewnych, ale pragnie, by te naturalne więzy były oczyszczone i ubogacone więzami duchowymi, by wola Boża, którą jest zbawienie każdego człowieka, stanowiła najgłębszy fundament relacji między ludźmi i ostateczny wyznacznik ich postępowania. Tylko wtedy bowiem człowiek, rodzina i społeczeństwo mogą się rozwijać i żyć w pełni.

Dzisiaj zdarza się coraz częściej, że człowiek przyznający się do Chrystusa, starający się praktykować swoją wiarę i według niej żyć napotyka na przeszkody ze strony najbliższych. Przekonują go, że Jezus jest wymysłem ludzkim, że Ewangelia nie odpowiada naszym czasom, że praktyki religijne są stratą czasu, że Kościół ogranicza wolność, hamuje postęp i wykorzystuje ludzi. Niełatwo żyć w takiej atmosferze rozdarcia, kłótni i podziałów. Nie wiadomo, jak na nią reagować.

Przykład Jezusa pomaga się nam odnaleźć w tej niełatwej sytuacji. Pokazuje nam, aby nie ulegać naciskom najbliższych i nie odstępować od Chrystusa i Kościoła, ale podtrzymywać tę relację i na tym fundamencie budować własne życie. Nie można zdania człowieka, choćby najbliższego, stawiać ponad zdanie Chrystusa, nie można człowieka czynić ostatecznym fundamentem i wyznacznikiem naszego życia osobistego, rodzinnego czy społecznego, bo to prędzej czy później skończy się klęską. Nie można budować życia na człowieku, ale na Chrystusie, który żyje i działa w Kościele. On jest jedynym trwałym fundamentem i absolutnym kryterium prawdy i dobra. Ludzkie opinie oderwane od Boga rozmijają się często z tymi podstawowymi wartościami, prowadzą na manowce fałszu i zła. Bywa w dzisiejszym świecie, że idąc ślepo za kochanym człowiekiem, uznanym za najwyższy autorytet, popełnia się nawet zbrodnię. Trzeba trzymać się Chrystusa i własnym życiem ukazywać mądrość i piękno Ewangelii. Być może będzie to dla bliskich argument, który ich przekona do Jezusa.

Przykład Jezusa poucza nas również, żeby nie odcinać się od domowników, którzy nie podzielają naszych poglądów i praktyk. Na ile jest to możliwe, trzeba być z nimi, okazywać im miłość, pomagać im rozwijać się i realizować swoje powołanie życiowe. Nie można się ich wyrzekać ani ich przeklinać. Oparci na Chrystusie jak na skale możemy i powinniśmy być oparciem dla naszych bliskich.

Jeszcze bardziej odrzucają Jezusa uczeni w Piśmie, kapłani świątyni jerozolimskiej i rządzący – ówczesna elita religijna i polityczna. Czynią to z różnych motywów, po części z troski o czystość religii i o los kraju, ale rozumianych dość ciasno. Jezus zagrażał ich pozycji, dochodom i spokojowi, stąd ich zazdrość, gniew i niewybredne ataki na Niego. Nie chcieli przyznać, że Jezus nie znosił przykazań Starego Testamentu, ale je udoskonalał (por. Mt 5,17), że nie występował na płaszczyźnie politycznej, tylko duchowej, co rozumiał sam Piłat, prokurator rzymski, który nie widział żadnego niebezpieczeństwa dla cesarstwa ze strony Jezusa i nie ścigał Go (por. J 18,28-19,22). Nie mając rzeczowych argumentów, przywódcy żydowscy uciekali się do oszczerstw, nie zauważając nawet, że popadają w absurd. Zarzucają Jezusowi, że uwalnia ludzi od złych duchów mocą Belzebuba, władcy złych duchów. Jezus wykazuje absurdalność tych zarzutów przy pomocy trzech krótkich przypowieści zawierających pytania: czy wewnętrznie skłócone królestwo lub dom może trwać i czy można ograbić mocarza, nie pokonawszy go najpierw? Odpowiedź na te pytania jest oczywista: podzielone królestwo i dom się nie ostoją, a dom można ograbić tylko wtedy, gdy się wpierw zwiąże jego właściciela. Zatem Jezus nie jest wewnętrzną opozycją w królestwie Szatana, bo gdyby tak było, to Szatan sam by się wykończył, a tymczasem zagarnia ludzi w niewolę. Jezus odbiera mu tych ludzi, bo jest od niego mocniejszy.

Uczeni w Piśmie wykazują niespotykaną złośliwość i przewrotność, bo widząc w czynach Jezusa, który uzdrawia chorych i uwalnia opętanych, ewidentne znaki mocy Bożej, działania Ducha Świętego, przypisują to złemu duchowi. Nazywając Ducha Świętego, który działa w Jezusie, złym duchem, dopuszczają się bluźnierstwa. Dla takiej postawy podtrzymywanej z uporem nie ma przebaczenia. Bóg wprawdzie jest nieskończenie miłosierny, ale nie może obdarzyć miłosierdziem człowieka, który się na nie zamyka.

W naszych czasach wyznawcy Chrystusa są grupą najbardziej prześladowaną na całym świecie, zwalczaną także przez różne środowiska – polityczne, naukowe, artystyczne, dziennikarskie. Elity czynią to z różnych motywów. Powołują się na wolność i godność człowieka, neutralność światopoglądową państwa, zagwarantowanie praw mniejszości... Często jednak chodzi o zawładnięcie umysłami ludzi, aby przy ich pomocy zdobyć władzę, stanowisko i czerpać z tego korzyści. Posługują się przy tym przewrotnymi argumentami, dalekimi od rzeczywistości, dopasowywanymi każdorazowo do aktualnej sytuacji.

Jezus pokazuje nam, abyśmy nie lękali się tych, którzy występują przeciw nam, ale spokojnie zbijali ich argumenty, wykazywali absurdalność i niezgodność z rzeczywistymi faktami ich tez. Nie można ulegać takim ludziom, nie można też przejmować ich sposobu działania mijającego się z prawdą i miłością.

Elity żydowskie oskarżały Jezusa o konszachty z władcą złych duchów, ale to one wykazywały pokrewieństwo z Szatanem. W raju bronił on pierwszych ludzi przed rzekomo zazdrosnym Bogiem i namawiał ich do tego, aby nie liczyli się z Nim, lecz sami decydowali o tym, co dobre i złe. Obiecywał im, że staną się jak Bóg, ale pójście za jego radą przyniosło ludziom degradację i wstyd, tak że musieli się ukryć. Odrywanie człowieka od Boga, stawianie człowieka w miejsce Boga kończy się zawsze klęską dla człowieka i społeczeństwa. Trzeba zatem mądrze i odważnie bronić się przed takimi próbami, zarówno gdy pochodzą one od najbliższych, jak i od wrogów.

Przykład takiej obrony daje nam dzisiaj Jezus, a także św. Paweł Apostoł, który uwierzył Jezusowi i dlatego mówił (por. 2 Kor 4,13), nie zrażając się żadnymi trudnościami. Przemawiał śmiało i otwarcie do Żydów i pogan, do małych i wielkich tego świata. Czynił to jak Jezus, w trosce o autentyczne dobro własne i drugich, nie przejmując się, że często wypaczano złośliwie sens jego słów i przypisywano fałszywe intencje jego działaniom. Mocniejszy od złych duchów Jezus dawał mu siłę, by nie ustępować przed ludźmi, którzy czynią się wysłannikami i wspólnikami Szatana.

Prośmy Chrystusa, by i nas obdarzył swoim Duchem, Duchem prawdy, miłości i mocy, abyśmy byli zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od nas uzasadnienia tej nadziei, która jest w nas (por. 1 P 3,15).