Radość wiary, o. Gerard Siwek CSsR


1. „Radość Wiary”. Taki tytuł nosi kwartalnik Archidiecezji Lwowskiej obrządku łacińskiego. Wymowne jest owo połączenie radości i wiary. Wymowne i dość rzadko spotykane. Jako chrześcijanie robimy często wrażenie „ludzi źle uszczęśliwionych” (ks. J. Tischner), czyli ludzi, dla których wiara nie jest źródłem radości. O jaką radość chodzi, podpowiada nam dziś słowo Boże. Chodzi o radość oczyszczonego z trądu człowieka.

2. Zestawienie siebie z chorym na trąd może budzić opory, ale jest uzasadnione. Opowiedziany przez św. Marka fakt uzdrowienia jest wprawdzie faktem historycznym, ale posiada ponadhistoryczną wymowę. Dlatego właśnie jest przywoływany do dziś. To, co dokonało się pomiędzy trędowatym a Jezusem, dotyczy także nas. W Piśmie Świętym trąd oznacza grzech. Człowiek trędowaty to po prostu grzesznik. Chodzi przede wszystkim o grzechy śmiertelne, które jak trąd wyłączają nas ze środowiska zdrowych chrześcijan. Chodzi także o grzechy powszednie, które w większym czy mniejszym stopniu oddzielają nas od Boga i oszpecają w nas Boży obraz.

Jako ludzie grzeszni nie znajdujemy się jednak w sytuacji beznadziejnej, gdyż podobnie jak trędowaty z trądu, także grzesznik może zostać oczyszczony ze swego grzechu. Aby mogło się to dokonać, musi zdobyć się na postawę podobną do postawy trędowatego.

– Trzeba uznać swój grzech. Przyznać się do tego, że jest się chorym, czyli grzesznikiem. Nie wmawiać sobie, że jest się zdrowym, kiedy się choruje. Każdy wierzący jest wzywany, aby wszelkimi siłami przeciwdziałać kryzysowi „świadomości grzechu” występującemu we współczesnej kulturze. Gdyby trędowaty z dzisiejszej Ewangelii nie miał świadomości, że jest trędowatym, nigdy nie zostałby uzdrowiony.

– Trzeba zapragnąć uzdrowienia z grzechu. Można bowiem uznawać swój grzech, ale nie chcieć go porzucić. Gdyby trędowaty z dzisiejszej Ewangelii nie pragnął być uzdrowionym, nigdy nie zostałby uzdrowiony.

– Trzeba wiedzieć, od kogo należy się spodziewać uzdrowienia. Uznać w Jezusie Chrystusie jedynego uzdrowiciela i zbawiciela; posiadać głęboką wiarę w Jego uzdrowicielską moc. Gdyby trędowaty z dzisiejszej Ewangelii nie zwrócił się w stronę przechodzącego Jezusa, gdyby nie miał silnej wiary w Jego uzdrowicielską siłę, nie zawołałby: „jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić” i nie zostałby uzdrowiony.

– Trzeba przełamać opory, jakie mogą stanąć na naszej drodze do Chrystusa. Trędowaty z dzisiejszej Ewangelii miał do przezwyciężenia osobisty wstyd, musiał pokonać obawę przed odrzuceniem przez Syna Bożego oraz złamać schematy prawnych przepisów, gdyż prawo żydowskie zabraniało trędowatym zbliżania się do zdrowych. Gdyby on tych oporów nie przezwyciężył, nie zostałby uzdrowiony.

Kto z nas zdobędzie się na postawę trędowatego z dzisiejszej Ewangelii, ten zazna podobnej radości. Jego radość była przeogromna! Być uzdrowionym z uznawanej za nieuleczalną choroby! Nie trzeba godzinami czekać na spotkanie z lekarzem pierwszego kontaktu. Nie trzeba wystawać w kolejkach do specjalistów. Nie trzeba kupować drogich leków. Nie trzeba lękać się niebezpiecznej operacji! W jednym momencie można stać się zdrowym.

Czy możemy się więc dziwić, że uzdrowiony z trądu zapomniał o przestrodze Chrystusa, aby nikomu nie mówić o uzdrowieniu? Kto by nie zapomniał? Kto by nie opowiadał wszystkim o tym, co go spotkało?! Aczkolwiek nie było to po myśli Jezusa, który nie pragnął rozgłosu. Nie chce i dziś, aby Jego dobrym czynom towarzyszyły kamery telewizyjne, przygrywała wielka orkiestra, rozpisywała się prasa. Jego dobroczynność posiadała bowiem charakter nie tylko humanitarny, ale duchowy, religijny, pozbawiony ludzkich względów.

Zachowanie się trędowatego, które Chrystus na pewno przewidział, może zmieniło nieco plan Jego działalności, ale jej nie osłabiło. Choć bowiem Jezus zmuszony był przebywać w miejscach pustynnych, to i tak ludzie zewsząd schodzili się do Niego. Może liczniej, kiedy dowiedzieli się o uzdrowieniu trędowatego.

3. To, co przydarzyło się trędowatemu, może przydarzyć się dziś nam. Przecież pośród nas w tajemnicy sprawowanej Eucharystii obecny jest ten sam Chrystus, który uzdrowił tamtego człowieka. Jest obecny z tą samą wolą oczyszczenia również nas z grzechu, kiedy Go o to poprosimy. Trzeba tego jednak rzeczywiście chcieć! Jezus nie uzdrowi nas ani bez, ani wbrew naszej woli. Dlatego na początku sprawowania Eucharystii jesteśmy wezwani do wytworzenia w sobie należytego usposobienia na wzór trędowatego z dzisiejszej Ewangelii: „Uznajmy przed Bogiem, że jesteśmy grzeszni, abyśmy mogli godnie uczestniczyć w Eucharystii”. Nasze spotkanie z Jezusem w Eucharystii nie będzie radosne, jeżeli nie zdobędziemy się na podobne usposobienie. Jeżeli więc chcemy usłyszeć Chrystusowe: „Chcę, bądź oczyszczony”, musimy zmobilizować się wewnętrznie i zawołać: „Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Spróbujmy się na to zdobyć, aby przydać radości sprawowanej Eucharystii i naszemu życiu – przeżyć radość wiary.