Co trzeba dziś zrozumieć?, ks. Kazimierz Skwierawski


Stało się wielkie nieszczęście! Wprawdzie nie doniosły o tym jeszcze ani prasa, ani radio, ani telewizja, ale wiedzą o nim już wszyscy: ciężko zachorowała i jest w niebezpieczeństwie śmierci nasza miłość ku Bogu. Ta prawda jest dobrze znana naszemu sercu i ona nas dzisiaj do tej świątyni przyprowadziła. Jej potwierdzenie znajdujemy już w pierwszym zdaniu, które Pan Bóg do nas dziś kieruje: „Nawróćcie się do Mnie całym swym sercem” (Jl 2,12). Albowiem to, co dla każdego człowieka od samego początku drogi wiary jest pierwszym i najważniejszym przykazaniem, brzmi: „Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił. Niech pozostaną w twym sercu te słowa, które ja ci dziś nakazuję. Wpoisz je twoim synom, będziesz o nich mówił, przebywając w domu, w czasie podróży, kładąc się spać i wstając ze snu” (Pwt 6,5-7). By móc temu przykazaniu zadośćuczynić, musimy zostać ogarnięci przez miłość Bożą, która powinna objąć nie tylko nasze serca, ale wziąć w posiadanie wszystko, co nas stanowi, czym żyjemy, o czym myślimy, co zamierzamy i co czynimy – i to nie tylko przez jakiś czas, lecz na zawsze.

Ale bardzo dobrze wiemy, że wcale tak nie jest. Bóg nie wypełnia naszego serca i nie jest dopuszczony do wszystkich spraw naszego życia; zaś do tych, w których uczestniczy, nie jest zapraszany na miarę, której jest godzien. Dlatego ten dzisiejszy dzień jest wezwaniem do nawrócenia, to znaczy do odnowienia miłości.

W Apokalipsie św. Jana czytamy słowa skierowane do Kościoła w Efezie, który wprawdzie dobrze żyje i ma wiele zasług, a mimo to Bóg stawia mu jeden bardzo zasadniczy zarzut: „mam przeciw tobie to, że odstąpiłeś od twej pierwotnej miłości” (2,4). Ten wyrzut jest skierowany dziś również pod adresem każdego z nas. Bo choć w jakimś stopniu miłujemy Boga, niemniej powszechnie grzeszymy tym, że nie oddajemy Mu całego serca i wciąż słabniemy w swojej pierwotnej miłości ku Niemu. Przyjmijmy zatem z wielką otwartością prośbę Boga, aby mógł rzeczywiście zamieszkać w naszych sercach i w pełni uczestniczyć w naszym życiu, kształtując je i doprowadzając do szczęśliwego końca.

Jak mamy to czynić? Bóg mówi o tym w sposób bardzo prosty: „Nawróćcie się do Mnie całym swym sercem, przez post i płacz, i lament. Rozdzierajcie jednak serca wasze, a nie szaty!” (Jl 2,12-13). Są zatem dwa warunki nawrócenia: pierwszym jest post, a drugim rozdarcie serca, przez które rozumiemy prawdziwą skruchę i szczery żal. Na pierwszym miejscu jest wymieniony post. Rozpoczynamy właśnie czas, który nazywa się Wielkim Postem, czyli zobowiązaniem do tego, że przez czterdzieści dni będziemy próbowali odnowić naszą miłość do Boga przez konkretne wyrzeczenia.

Wszyscy dobrze wiemy, że u nas w kraju już prawie wcale się nie pości. Piątkowy post jest lekceważony w ciągu całego roku. Jakie to smutne, że tak daleko odeszliśmy od wierności Bogu, którą z wielkim pietyzmem zachowywali nasi przodkowie. Jeśli więc mamy odpowiedzialnie przyjąć wezwanie do odnowienia miłości ku Niemu, zechciejmy z całą otwartością wejść na drogę zachowywania postu. Bo to nie jest zwykły post!

Post może mieć bardzo różne motywy. Są pewne formy postu, które w ogóle nie zasługują na to miano. Jest nawet taki post, który jest grzechem, bowiem wiele osób jest skłonnych pościć w celu zachowania smukłej sylwetki – bo taka jest aktualnie moda – i jawnie niszczy swoje zdrowie. Jest też post podejmowany ze względów zdrowotnych, który czyni nasze życie bardziej aktywnym i dynamicznym. Ale post, o którym tutaj mówimy, jest postem świętym i do takiego jesteśmy wezwani: „zarządźcie święty post” (Jl 2,15). A jest święty przez swoją intencję! I właśnie taki post, który może być przez nas realizowany w formie i rozmiarach, do jakich pobudza nas nasze serce – pełne żalu i skruchy – może nas rzeczywiście do Boga zbliżyć. Pojmijmy to i umiejętnie wykorzystajmy!

Post wiąże nas z Chrystusem cierpiącym, z Jego męką i śmiercią, i w ten sposób odnawia w nas miłość i zjednoczenie z Nim, a zgodnie z modlitwą, którą zanieśliśmy do Boga na początku tej Mszy Świętej, czyni nas gotowymi do wyrzeczeń i sprawia, że stajemy się bardziej odporni na ataki Szatana. Zwróćmy uwagę na to, że gdy dziś mówi się o Szatanie, to napotyka się z reguły na śmiech. Ludzie w ogóle nie wierzą w jego istnienie i działanie, a przyczyna tego jest bardzo prosta. Działanie Szatana może odczuć tylko człowiek, który żyje wedle Bożych zasad i dla którego krzyż jest zobowiązaniem! Ten właśnie człowiek doświadcza na sobie ataku diabła, bo staje się dlań niebezpieczny. Dlatego jeśli zaczniemy w sposób odpowiedzialny z tą świętą intencją pościć i zacznie nas atakować zło, to się nie dziwmy ani nie zniechęcajmy, bo to znaczy, że idziemy we właściwym kierunku.

Mamy się nawrócić do Boga i odnowić w sobie Jego miłość. Drogą do tego jest święty post, podjęty mądrze i kontynuowany konsekwentnie. A doczesny cel tego wszystkiego (bo o tym najważniejszym już powiedzieliśmy) jest taki, „aby poganie nie zapanowali nad nami” (Jl 2,17).

Jeśli popatrzymy realnie na świat, to możemy jasno stwierdzić, że poganie stale próbują nad nami zapanować i często odnoszą sukcesy, co widać wyraźnie w rozmaitych nieobyczajnych sytuacjach czy braku wartości religijnych i moralnych w strukturach życia społecznego. Musimy otwarcie przyznać, że w wielu dziedzinach poganie już całkowicie zapanowali nad nami. Dlaczego? Dlatego, że dopuściliśmy, by pogaństwo zapanowało także w naszych sercach, a nie pozwoliliśmy Chrystusowi, by przez nas wchodził w świat.

Skoro tu dzisiaj przyszliśmy, to znaczy, że w jakiś sposób to rozumiemy i chcemy się zaangażować w zmianę tej sytuacji. Chrystus, który nas tutaj gromadzi, właśnie tego od nas oczekuje. Toteż kiedy za chwilę będziemy pochylać nasze głowy, by przyjąć na nie odrobinę popiołu, czyńmy to świadomie, rozumiejąc, dlaczego to robimy i jak ogromnej wartości chcemy przez to w sobie i w innych bronić. Czyńmy to z wielką otwartością i miłującym sercem, by ten święty czas mógł wydać w naszym życiu swoje owoce.