Czy chcę ucztować z Panem?, ks. Janusz Mastalski


W jednym ze swych orędzi (1994) Jan Paweł II pisał:

Źródłem pokoju jest Krzyż Chrystusa, w którym wszyscy zostaliśmy zbawieni. Chrześcijanin, powołany do jedności z Chrystusem (por. Kol 1) i do tego, by cierpieć jak Chrystus (por. Łk 9) przez przyjęcie cierpienia i złożenie go w ofierze, ukazuje twórczą moc Krzyża. Jeżeli bowiem wojna i podziały są owocem przemocy i grzechu, pokój jest owocem sprawiedliwości i miłości, które sięgają szczytu w wielkodusznej ofierze własnego cierpienia, posuwającej się – jeśli jest to potrzebne – aż do daru z własnego życia w jedności z Chrystusem. «Im bardziej człowiek jest zagrożony grzechem, im cięższe struktury grzechu dźwiga w sobie współczesny świat, tym większą wymowę ma ludzkie cierpienie. I tym bardziej Kościół czuje potrzebę odwoływania się do ludzkich cierpień dla zbawienia świata»” (Salvifici doloris,27).

Tak wymowne słowa osoby, która przez całe życie była naznaczona różnego rodzaju cierpieniem, wskazują drogę współczesnemu człowiekowi. Jest to droga zgody na krzyż, która prowadząc do Boga, staje się przedsmakiem niebieskiej uczty.

Dzisiejszy obraz ewangeliczny ukazuje postawę ludzi, którzy nie chcą się stawić na uczcie królewskiej. Mają inne priorytety, nie mają zamiaru zmieniać swoich planów, stąd też nie są także gotowi na wyrzeczenie prowadzące na ucztę weselną. Można chyba powiedzieć, że człowiek, w którym nie ma gotowości na niesienie swojego „krzyża niewygodnych, wiele kosztujących wyborów”, nie ma szans na ucztowanie w królestwie Bożym. Czy jesteśmy jednak skazani na pójście za ewangelicznymi gośćmi, którzy zlekceważyli zaproszenie?

Przed wielu laty w Szwecji został nakręcony film pt. Cena życia. Główna bohaterka, młoda kobieta, matka trojga małych dzieci, zaczyna nagle odczuwać ogromne problemy ze wzrokiem. Lekarze stwierdzają guza. Pacjentka poddaje się kilku bolesnym operacjom. Jednak pod koniec tych zabiegów ma już świadomość, że musi umrzeć. Naznaczona śmiercią – choć niewierząca – prosi księdza do siebie. Duchowny czyta jej fragment Listu do Koryntian: „Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno, potem zaś zobaczymy twarzą w twarz” (1 Kor 13). I nagle ciężko chora potakuje, mówiąc: „Tak to prawda. Długo widziałam świat tylko w zwierciadle moich nadziei i moich pragnień. Żyłam jakby oddzielona od samej siebie. Teraz odczuwam coś z tego «twarzą w twarz»”.

Choć niewierząca, to jednak rozumiejąca błędy swojego życia bohaterka wspomnianego filmu powinna każdego z nas zaniepokoić. Czyż aż do łoża śmierci trzeba czekać, aby zrozumieć istotę szczęścia i ustawienia odpowiedniej hierarchii wartości? Dzisiejsza Ewangelia podpowiada pewne rozwiązania!

Najpierw negatywny przykład ludzi, którzy nie skorzystali z zaproszenia, uczy współczesnego człowieka zachowań egocentrycznych. Okazuje się, że można odmówić nawet królowi. Można zlekceważyć zaproszenie wystosowane z miłością, aby cieszyć się spotkanym szczęściem wspólnie z całą rodziną. Doszukując się w tej postawie głębszego sensu, każdy odkrywa postawę wobec Boga. Człowiek jako istota wolna może nie przyjąć zaproszenia Boga do wspólnego przebywania. Iluż wierzących zostało dziś w domu, bowiem ważniejsze sprawy przesłoniły spotkanie z Panem. Najczęściej wykręcamy się brakiem czasu albo ochoty na uczestnictwo w Mszy Świętej. Zaproszeni goście bez „zmrużenia oka”, pewnie ze spokojnym sumieniem wybrali się do swoich obowiązków. Ewangelista zapisał po prostu: „nie chcieli przyjść” (Mt 22). Czyż zatem pierwszym wskazaniem w dzisiejszej perykopie nie jest wezwanie do inicjatywy?! Każdemu z nas musi się chcieć włożyć wysiłek w spotkanie z Bogiem. Pomyślmy, jaka jest postawa nas samych, którzy dziś przyszliśmy do kościoła? Zapytajmy siebie, czy chcieliśmy przyjść. A może musieliśmy przyjść, bo tak wypada, bo trzeba dać przykład, bo przymusił ktoś z domowników!

Sługa Boży kardynał Stefan Wyszyński mawiał przed laty: „Istnieje nie tylko łaska sytości, ale i łaska głodu, bo ona przywraca nam uczucie wdzięczności za chleb”. Jeśli rzeczywiście chcemy odnaleźć drogę na ową ewangeliczną ucztę, to musimy odczuwać ciągły niedosyt przebywania z Bogiem. Niedzielna Msza Święta powinna być przeżyciem, radością, napełnianiem się łaską. To oczywiście kosztuje, bowiem wymaga od każdego weryfikacji pragnień i wyborów, wymaga zmiany stylu życia. I tu wracamy do słów papieża cytowanych na początku. Człowiek jest powołany do niesienia krzyża, który jednak w końcowym rozrachunku jest zwycięstwem.

W tym miejscu dochodzimy do jeszcze jednego ważnego przesłania dzisiejszej Ewangelii. Brak odpowiedzi na Boże zaproszenie niesie ze sobą określone konsekwencje. Jeśli nawet ktoś chce oszukać Boga i udawać człowieka odpowiadającego na zaproszenie Króla, to wcześniej czy później otrzyma zapłatę za swoją dwulicowość. Mówi Jezus: „Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz, w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów” (Mt 22,13).

Za tydzień kolejna Eucharystia. Jaką przyjmę postawę? Czy będzie we mnie więcej chęci, więcej ofiary w zaangażowaniu się w tę ucztę? Niech odpowiedzi zabrzmią w naszych sercach!