Czy jestem z prawdy?, ks. Kazimierz Skwierawski


Przed chwilą usłyszeliśmy piękną charakterystykę Jezusa. Uczniowie faryzeuszów i zwolennicy Heroda wyznali: „Nauczycielu, wiemy, że jesteś prawdomówny i drogi Bożej w prawdzie nauczasz. Na nikim Ci też nie zależy, bo nie oglądasz się na osobę ludzką” (Mt 22,16). W tych słowach zawiera się ogromna pochwała. Przeciwnicy Chrystusa stwierdzają: „Przyznajemy Ci miano nauczyciela, bowiem słuszne jest, że ktoś taki jak Ty naucza. Twoje słowa są godne wiary, bo głosisz tylko prawdę, która dotyczy drogi Bożej w ludzkim życiu, a więc tego, co i my zdecydowanie uważamy za najważniejsze. Zauważamy także, że jesteś człowiekiem obiektywnym, bo na nikim Ci nie zależy i nie oglądasz się na osobę ludzką; to znaczy, że niczego nie uzależniasz od tego, czy ktoś jest bogaty, czy biedny, czy zajmuje jakieś stanowisko, czy nie piastuje żadnego. Wobec każdego człowieka postępujesz sprawiedliwie. Nie jesteś kimś, kto ulega opinii publicznej. Jesteś po prostu sobą we wszystkim, co mówisz i co robisz”.

Słysząc tak piękną opinię wypowiedzianą przez ludzi wrogo nastawionych do Jezusa, warto się zastanowić, co ja mógłbym powiedzieć o Nim z głębi swojego serca. Czy naprawdę choć trochę Go znam i jak Go postrzegam? To, co powiedzieli uczniowie faryzeuszów i zwolennicy Heroda, świadczy o ich głębokiej znajomości Nauczyciela z Nazaretu. Oni się z Nim rzeczywiście w swoim życiu spotkali. To, kim jest i co reprezentuje, nie ulega dla nich żadnej wątpliwości. Wizerunek Chrystusa został w ich sercach klarownie wyrzeźbiony.

Oni dostrzegli w Nim to, co sam o sobie powiedział: „Ja jestem prawdą” (J 14,6). Kiedy zaś rozmawiał z Samarytanką, rzekł do niej: „Nadchodzi jednak godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec” (J 4,23). A w kluczowym momencie swojego życia wyznał wobec Piłata: „Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie” (J 18,37). Przeciwnicy Jezusa dają pełne świadectwo o tym, że On w swoim życiu realizuje tę prawdę. A czy ja patrzę na Niego w ten sposób? Czy całym sercem przyjmuję, że głosi On prawdę, która dotyczy mojego życia? Ale zauważmy, że to nie wystarcza, bo Mistrz z Nazaretu stawia wyraźne wymaganie: „Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu” (J 18,37). Można bowiem wiedzieć, że jest On kimś absolutnie sprawiedliwym i prawdomównym, że drogi Bożej w prawdzie naucza – a jednak wcale Go nie słuchać! Wysłannicy faryzeuszów i Heroda rozpoznali przecież, że Chrystus jest prawdą, ale oni z prawdy nie są, dlatego nie słuchają Jego głosu. Stąd wszystkie słowa przez nich wypowiedziane, choć są zgodne z rzeczywistością, nie przekładają się zupełnie na prawdę ich życia. Przecież zanim zwierzchnicy wysłali ich do Niego, „naradzali się, jak by podchwycić Go w mowie” (Mt 22,15). I tylko po to ich posłali.

To wydarzenie ewangeliczne, które dzisiaj rozważamy, jest już bliskie męce i śmierci Chrystusa. Ono rozgrywa się po Jego bulwersującym wystąpieniu w świątyni, kiedy powyrzucał z niej handlarzy. Wówczas arcykapłani i starsi pytali: „Jakim prawem to czynisz? I kto Ci dał tę władzę?” (Mt 21,23). Ale kiedy On zadał im pytanie: „Skąd pochodził chrzest Janowy: z nieba czy od ludzi?” (Mt 21,25), zaczęli się zastanawiać między sobą, co odpowiedzieć. Nie chcieli przyznać, że z nieba, by Jezus nie zarzucił im, dlaczego mu nie uwierzyli; bali się powiedzieć, że z ziemi, by tłum ich nie ukamienował. W końcu odpowiedzieli: „Nie wiemy” (Mt 21,27). Już w tym zdarzeniu ujawniają się intencje serca i motywy, jakimi kierują się przeciwnicy Jezusa. Oni nie chcieli stanąć w prawdzie, choć tak wiele o niej teoretycznie wiedzieli! Dlatego Chrystus opowiada przypowieść o dwóch synach – z których jeden na propozycję pracy w winnicy powiedział ojcu: „idę”, ale nie poszedł, zaś drugi rzekł: „nie chcę”, ale potem się zastanowił i wypełnił polecenie ojca – kończąc ją stwierdzeniem: „Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego” (Mt 21,31), bo oni, słysząc Jana, nawrócili się, a wy, patrząc na to „nawet później nie opamiętaliście się, żeby mu uwierzyć” (Mt 21,32).

Chrystus przytacza jeszcze przypowieść o przewrotnych rolnikach, w której odsłania całą historię Izraela. Opowiada, że rolnicy biją, obrzucają kamieniami i zabijają sługi, które gospodarz posyłał do nich, by odebrali plon jemu należny, a w końcu zabijają i jego syna. Oczywiście gospodarzem owej winnicy jest Bóg, a sługami są Jego prorocy. „Arcykapłani i faryzeusze, słuchając Jego przypowieści, poznali, że o nich mówi. Toteż starali się Go pochwycić, lecz bali się tłumów, ponieważ miały Go za proroka” (Mt 21,45-46). Zaś w poprzednią niedzielę słyszeliśmy przypowieść o uczcie, która wprawdzie była gotowa, ale zaproszeni nie byli jej godni.

Zarówno arcykapłani, starsi ludu, jak i uczeni w Piśmie doskonale wiedzieli, iż Jezus wciąż apeluje do ich serc, usiłując otworzyć je na prawdę. Ale nie chcieli słuchać Jego głosu ani przyjąć prawdy, którą głosił. Nauczanie Mistrza z Nazaretu tak ich „uwierało”, że robili wszystko, by na zawsze zamilkł. Nie aresztowali Go od razu, bo byli zbyt bojaźliwi, lecz naradzali się, jaką zastawić pułapkę, aby ośmieszyć Go w mowie wobec całego ludu, bo wówczas mieliby tłum po swojej stronie. I tu widać całą ich ohydną przewrotność. Jakże gładkie i piękne są słowa, którymi zwracają się do Chrystusa: „Nauczycielu, wiemy, że jesteś prawdomówny i drogi Bożej w prawdzie nauczasz. Na nikim Ci też nie zależy, bo nie oglądasz się na osobę ludzką” (Mt 22,16). Ale za nimi kryje się obłuda i fałsz.

Warto zastanowić się w tym miejscu nad naszymi słowami, które często bywają „łagodniejsze niż olej, lecz są to obnażone miecze” (Ps 55,22). Faryzeusze bali się utraty swego prestiżu, bo byli ogólnie szanowani: zajmowali wysokie stanowiska, chodzili w długich szatach, oczekiwali na pozdrowienia, wydłużali swoje filakterie. Żyli spokojnie w obłudzie i doznawali chwały od ludzi. Przywiązali się do tego ogromnie, więc bali się cokolwiek utracić. Dlatego byli skłonni uczynić wszystko, aby zniszczyć Jezusa, który napiętnował ich styl życia.

A do czego ja jestem przywiązany? Czego się obawiam? Do czego jestem zdolny się posunąć, aby zniszczyć tych, którzy sprzeciwiają się stylowi życia, jaki prowadzę?

To znamienne, że faryzeusze wysłali swoich uczniów. Albowiem możni tego świata nigdy nie dokonują przestępstw własnymi rękami. Zawsze znajdzie się ktoś, kto zrobi to za nich. Faryzeusze, gorliwi wyznawcy religii, posyłają swoich uczniów; do takich zadań ich wychowują. Zwróćmy uwagę, jak ważne jest to, u kogo się uczę i komu powierzam nauczanie tych, którzy są pod moją opieką. Jakże to jest istotne! Czy o tym pamiętam i zwracam na to uwagę?

Do czego jeszcze posunęli się faryzeusze? Sprzymierzyli się nawet ze zwolennikami Heroda. Sami są gorliwymi wyznawcami religii, gdy tymczasem herodianie to stronnictwo polityczne, które kolaboruje z okupantem rzymskim. I tu kryje się pułapka w pytaniu skierowanym do Jezusa: „Powiedz nam więc, jak Ci się zdaje? Czy wolno płacić podatek Cezarowi, czy nie?” (Mt 22,17). Na odpowiedź czekają z jednej strony ci, którzy współpracują z Rzymianami, a z drugiej gorliwi Żydzi. Jeśli Chrystus powiedziałby, że nie należy płacić, zostałby natychmiast zadenuncjowany Rzymianom, jeśli zaś kazałby płacić, to oskarżono by Go o występowanie przeciwko własnemu narodowi. „Lecz Jezus przejrzał ich przewrotność i rzekł: «Czemu Mnie wystawiacie na próbę, obłudnicy? (...) Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga»” (Mt 22,18.21).

Trzeba umieć dostrzec niezwykłość faktu, że Syn Boży stał się człowiekiem, i naprawdę się tym radować. Ale jeszcze bardziej potrzeba, abyśmy uzmysłowili sobie, co tak naprawdę się dokonało: oto w ten tak straszliwie zhańbiony, obłudny i skorumpowany świat wchodzi Jezus ze swoją nieskazitelną prawdą i rozświetla nią wszelkie mroki. Choć ciemność świata jest tak ogromna, to przecież Chrystusowa światłość ma zdecydowanie większą moc. I choć wszystkie moce szatańskie sprzysięgają się, aby ją zniweczyć, nie są w stanie zagasić jej płomienia. Prawda wciąż jaśnieje niezniszczalnym blaskiem! O takiej prawdzie pisze Jan Paweł II w encyklice Veritatis splendor. Prawda jaśnieje mimo wszelkich zakusów fałszu, mimo że przez wieki usiłuje się ją zabijać. Wszak tym, co ostatecznie zadecydowało o śmierci Jezusa, był zarzut, że On podburza naród i zabrania płacić podatek Cezarowi. A przecież On wyraźnie powiedział: „Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara”. Tylko że trzeba umieć rozeznać w prawdzie, co do Cezara należy, a do czego nie ma on prawa. Także my musimy posiąść tę umiejętność.

Czy zatem jestem znakiem Jezusowej prawdy dla świata? Czy w szczerości serca mówię do Niego: „Wiem, że jesteś prawdomówny i drogi Bożej w prawdzie nauczasz. Na nikim Ci też nie zależy, bo nie oglądasz się na osobę ludzką. Dziękuję Ci za to, wielbię Cię i przyrzekam, że tylko Ciebie będę słuchać, bo każdy, kto jest z prawdy, słucha Twojego głosu”?