O obojętności, ks. Grzegorz Babiarz


W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku miał miejsce rozwój socjologii. We wspomnianym okresie badano szczególnie zależności między jednostką a grupą. Ten kierunek badań został wyznaczony przez konkretne fakty. Najbardziej doniosłe wydarzenie rozegrało się w 1964 roku. Młoda kobieta, wracając z pracy do domu w Queens (dzielnica Nowego Jorku), została napadnięta przez nożownika. Najbardziej zastanawiająca była jednak obojętność ponad dwudziestu jej sąsiadów, którzy przez pół godziny obserwowali to zajście. Warto zaznaczyć, że niektórzy z nich wynosili na balkon krzesła, aby lepiej przyjrzeć się niecodziennemu zjawisku. Do reakcji nie zmusiło ich nawet usilne wołanie o pomoc.

Przedstawiony wypadek skłonił do podjęcia badań nad stopniem wrażliwości człowieka znajdującego się w grupie. Wyniki okazały się zastanawiające. Jeśli świadek wypadku był sam, to w 9 przypadkach na 10 udzielił pomocy. Jeśli grupa była pięcioosobowa, to udzielono pomocy w 32% przypadków. Im liczniejsza grupa obserwatorów, tym większe prawdopodobieństwo pozostawienia potrzebującego bez pomocy. Im więcej wokół nas ludzi, tym łatwiej zatracić swoje człowieczeństwo.

W tej perspektywie nie powinna dziwić radykalność towarzysząca rozmowom Chrystusa z człowiekiem. Mistrzowi z Nazaretu nigdy nie chodziło o proste minięcie się, emocjonalną burzę czy przemijający gest. On zawsze szukał człowieka na zawsze, na nieskończoność, na nieśmiertelność. Przyglądnijmy się zatem spotkaniom Jezusa z dzisiejszej Ewangelii.

Pierwsze przyniosło odrzucenie. Stało się tak tylko dlatego, że Nazarejczyk należał do znienawidzonej przez Samarytan grupy etnicznej. Na zaistniałą sytuację pragną odpowiedzieć Jan i Jakub. Domagają się unicestwienia niegościnnych mieszkańców. Nienawiść za nienawiść. O zgrozo, obie ubrane w religijną otoczkę. Natychmiastowa reakcja Chrystusa. Żadna pobożność nie usprawiedliwia odrzucenia drugiego człowieka. Jedynie miłość stanowi najdoskonalszą formę wyrażania swojej wiary. Człowiek ocalony od znieczulicy przez miłość.

Drugie spotkanie dotyczy osoby pragnącej pójść za Chrystusem. W jej wyznaniu zawiera się pewien warunek – poznać miejsce, cel wędrówki Mistrza z Nazaretu. W odpowiedzi daje się słyszeć wyznanie Jezusa. Jego misja nie zmierza do punktu wyznaczonego przez dane topograficzne. Ona zmierza ku człowiekowi. Chrystus zdaje się na życzliwość, obojętność, odrzucenie. On zakłada bezdomność, która może być złagodzona dzięki przyjęciu Go przez człowieka. W takiej chwili jest u celu, ale jeszcze nie w domu, ponieważ są jeszcze inni i dom Ojca. Kolejne ocalenie od obojętności zawarte jest w zaproszeniu do nieustannej przemiany i do poszukiwania domu Ojca.

Bohaterem następnego spotkania jest osoba zaproszona przez Jezusa. Otrzymuje ona wezwanie w prostych słowach: „Pójdź za mną”. Jedyną możliwą postawą jest prosta odpowiedź. Każde ociąganie się jest dezercją, rezygnacją z zaproszenia. Chwilowe odejście od Chrystusa może się zakończyć definitywnym rozminięciem się z Nim. Dlatego odwołuje się On do ostrego porównania, w którym utożsamia każdego dobrowolnie odchodzącego od Niego ze zmarłym. Wezwanie Chrystusa jest szansą wyrwania się ze śmierci i pustki własnej egzystencji.

Ostatnie spotkanie odbywa się między Chrystusem a osobą pragnącą zostać jego uczniem. Ów człowiek przedstawia swoje plany. W jego mniemaniu chęć pójścia za Mistrzem z Nazaretu nie stoi w opozycji do uszanowania więzów rodzinnych. Domaga się czasu na pożegnanie z najbliższymi. Wtedy pada jasna odpowiedź Jezusa. Relacje rodzinne nie mogą górować nad więzią z Chrystusem. Podążanie za Synem Człowieczym domaga się całkowitej gotowości i dyspozycyjności. Nowość zadań wiążących się z byciem Jego uczniem żąda pozostawienia poprzednich. Od obojętności na drugiego wyzwala postawa dystansu do swojej codzienności.

Każdy z nas nosi w sobie wspomnienie sytuacji, kiedy zabrakło mu odwagi i wspomniana chwila przeminęła bezpowrotnie, pozostawiając palące uczucie wstydu. Dzisiejsza Ewangelia ukazuje Chrystusa budującego naszą indywidualność. To On wydobywa nas z tłumu obojętności i wymagając, uczy, jak odpowiadać na wyzwania. Wymagania, jakie stawia Mistrz z Nazaretu, nie są łatwe, ponieważ wzywają do nieustannej przemiany i pozostawienia przyzwyczajeń i nadanych sobie celów w chwili, gdy od naszego działania zależy wszystko. Dostrzegając i wybierając Chrystusa, nigdy nie pozostawimy drugiego w samotności.