Obracać kapitałem dla zysku, ks. Kazimierz Skwierawski


Żyjemy w świecie, w którym ludzie w rozmaity sposób układają swoje życie, ale w znacznym stopniu patrzą na nie przez pryzmat zysku. Człowiek zakłada przedsiębiorstwa, ma w nich udziały, składa pieniądze do banku i liczy na to, że wszelkie tego typu działania będą procentować. Jedni są w tym bardzo wyszkoleni i drogą zarówno rzetelności, jak i nieuczciwości rzeczywiście zyskują. Drudzy nie są tak operatywni, a wobec nieuczciwości czują się bezradni. W tym kontekście warto dzisiaj dostrzec, usłyszeć i zrozumieć, a nade wszystko zastosować to, co do nas mówi Bóg.

Przede wszystkim trzeba, aby do każdego z nas dotarła rewelacyjna prawda o tym, że najlepiej prosperującym przedsiębiorstwem na świecie jest Kościół katolicki. Temu, kto autentycznie do niego przynależy, kto wie, jakim skarbem dysponuje i jakie ma możliwości obrotu wartościami, które się w nim znajdują, przynosi on największe zyski. Świadomy członek Mistycznego Ciała Chrystusa odkrywa, że ma wprost nieograniczone możliwości zysku i – co nie podlega żadnej wątpliwości – może przenieść to wszystko w wieczność. Pan Jezus mocno to podkreśla w tym ostatnim zdaniu, które usłyszeliśmy: „Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie” (Łk 6,38). Oświadcza wyraźnie, że wszystkie nasze ziemskie poczynania będą na końcu życia podsumowane. Nie chodzi o to, żeby kogoś niepokoić, ale żeby każdy człowiek, mając to na uwadze, umiał w życiu mądrze inwestować i wiedział, gdzie należy lokować swoje udziały. Pan Jezus dzieli się tym ze swoimi uczniami, którzy Mu uwierzyli i przyjęli z Jego rąk to, co im dał. A co On nam daje?

Mówi wprost: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem” (J 13,34). To jest jeden z podstawowych środków obrotu w tym przedsiębiorstwie, jakim jest Kościół katolicki. 

Bóg powierzył swoim uczniom to niezgłębione przykazanie miłości, wychodząc od zwrócenia uwagi na miłość bliźniego, co tak czytelnie zobrazował w przypowieści o miłosiernym Samarytaninie. Mam miłować drugiego człowieka z oddaniem, zaangażowaniem, determinacją, jak uczynił to Samarytanin. Jeżeli będę postępował w taki sposób, moje życie ma szansę bardzo wysoko zaprocentować. Jeżeli natomiast pójdę śladem kapłana czy lewity z przypowieści, zmarnuję kapitał początkowy dany mi przez Boga przy stworzeniu i zbankrutuję totalnie! Niczego nie ulokuję w banku niebieskim. To jest pierwszy stopień przykazania miłości. Potem jest przykazanie wzajemnej miłości.

Chrześcijanie bardzo często w ogóle nie zdają sobie sprawy z tego, że otrzymali coś nowego, bo słowa „miłość” używa każdy człowiek. Ale uczniowie Chrystusa zostali wezwani do innej miłości. Wszyscy mamy się wzajemnie miłować, ale miłością Bożą, taką, jaką Jezus umiłował każdego z nas. To jest przykazanie, które zostawił swojemu Kościołowi. Jeżeli nie byłby w nas obecny Chrystus, jest rzeczą jasną, że nie bylibyśmy w stanie spełniać wymogów tego przykazania, nie bylibyśmy w stanie pomnażać kapitału wyjściowego, który każdy z nas otrzymał na chrzcie świętym. W tym kontekście można zobaczyć, jak śmieszny jest chrześcijanin, który nie korzysta z tylu możliwości obecności Chrystusa w sobie, jak: słuchanie Jego słowa i wcielanie go w życie, karmienie się Nim w Komunii Świętej czy przyjmowanie Jego przebaczenia w sakramencie pokuty. Jeżeli chrześcijanin pragnie powiększać swój kapitał w Kościele, którego jest członkiem, robi wszystko, by mógł powtórzyć za św. Pawłem: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20), bo dopiero wtedy jest zdolny do realizowania przykazania: „abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem”. Dzisiaj mamy kapitalną okazję sprawdzić, na ile realizujemy to w swoim życiu.

Miłość wzajemna na wzór miłości Chrystusa to jest drugi stopień przykazania miłości. Jedynie Jego uczniowie potrafią ją realizować, bo tylko oni – sami z siebie zainteresowani nauką swojego Pana – zostali o niej pouczeni i do niej wezwani.

Jest trzeci, bardzo rozległy wymiar miłości, o którym Pan Jezus mówi najwięcej – dotyczy on miłowania nieprzyjaciół. Ten stopień realizowania przykazania miłości wymaga, aby kochać także tych, którzy w Chrystusa nie wierzą, oraz tych, którzy jawnie występują jako Jego wrogowie.

Nauka Pana Jezusa, której wysłuchaliśmy, w kategoriach tego świata jest naiwna i śmieszna, zostaje natychmiast obrzucona drwiną i wyrzucona do kosza na śmieci. Często to obserwujemy, choćby w mediach. Wskazania, jakie daje Jezus, absolutnie nie mieszczą się w kategoriach tego świata, ale z całą pewnością może je przyjąć i realizować autentyczny chrześcijanin, który pozwala Jezusowi, aby w nim swobodnie działał. Tylko taki człowiek potrafi dobrze czynić temu, kto go nienawidzi, błogosławić tego, który go przeklina, modlić się za tego, który go permanentnie rani czy upokarza. Bo zgodnie z wolą Chrystusa Jego uczeń ma być w tym świecie kimś innym. Jeżeli bowiem przebywamy w tzw. towarzystwie wzajemnej adoracji i postępujemy dobrze jedynie względem tych, którzy nam odpłacają tym samym, Pan Jezus słusznie pyta: „Cóż szczególnego czynicie? Co to za inwestycja? Przecież i poganie tak czynią. Czy myślisz, że przyniesie ci ona królestwo Boże? Mylisz się, to nie da żadnego zysku. Bo to, co jest w stanie wymyślić człowiek, jest mizerne, do tego wcale nie było potrzebne moje cierpienie, męka i krzyż, które podjąłem dla ciebie. Pragnę być w tobie obecny, abyś uświadomił sobie, że ze Mną twoje możliwości są niepomiernie większe, wprost nieograniczone. I na ile z nich skorzystasz, na tyle będziesz jaśniał w moim królestwie”.

To jest perspektywa, którą każdy z nas musi zobaczyć. Wtedy zupełnie inaczej będziemy funkcjonować w świecie, w którym często jesteśmy zepchnięci na margines i zdajemy się być w sytuacji beznadziejnej. Jeżeli spróbujemy dostrzec wartość tego, co oferuje nam Jezus: jakim skarbem jest nasza wiara, jakie zawiera w sobie diamenty, nasza sytuacja życiowa diametralnie się zmieni. Możemy tak ustawić swoje życie, aby zapewnić jego stały rozkwit. Co więcej, nikt nie będzie w stanie nam w tym przeszkodzić; im większe pojawią się na tej drodze trudności, tym bardziej będą wzrastać nasze możliwości.

Moi drodzy, trzeba zobaczyć, jaki jest cel tych wszystkich zabiegów. Pan Jezus wyraził to krótko: „będziecie synami Najwyższego” (Łk 6,35). Wykorzystując możliwości obrotu kapitałem, który mi Pan Bóg dał, dojrzewam do stania się synem Najwyższego – „ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych” (Łk 6,35); czy jak Pan Jezus powie na innym miejscu: „słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych” (Mt 5,45).

Otrzymałem od Jezusa nowe przykazanie miłości, aby ono mnie uwiarygodniło jako Jego ucznia, aby stało się moim dowodem tożsamości, według którego będę rozpoznawalny w świecie; tak jak o tym świadczył pierwotny Kościół, kiedy poganie, obserwując uczniów Chrystusa, z podziwem mówili: „Patrzcie, jak oni się miłują”. A co najważniejsze, przez realizację tego przykazania w życiu każdego z nas Chrystus ma szansę być obecny w tym zakątku ziemi, w tym czasie i pokoleniu. To jest zobowiązanie, które podjęliśmy na chrzcie świętym, i od jego rzetelnej realizacji żaden chrześcijanin nie jest zwolniony.

Żyjąc więc dalej w świecie, który postępuje według swoich reguł – gdzie jedni się horrendalnie bogacą, a drudzy są strącani w skrajną nędzę – nie dopuszczajmy do marnowania skarbu, który nam został powierzony. Obracajmy mądrze Bożym kapitałem początkowym, abyśmy wypracowali największy zysk, na jaki nas stać. Wkładajmy w to całe serce, całą duszę i cały umysł, pamiętając o obietnicy Jezusa: „Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie”. Umiejmy być hojni w zarządzaniu tym niezwykłym skarbem, który Bóg nam powierzył.