Odnaleźć drugiego człowieka, ks. Janusz Mastalski


W dzisiejszej Ewangelii słyszymy słowa, na które nie można pozostać obojętnym: „kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką” (Mk 3). Jest to jednocześnie wyrzut sumienia i program życia. Słowem kluczem tego programu jest „służba”. Ze służbą związana jest zaś wrażliwość na drugiego człowieka. Pewien przykład ilustruje w sposób wymowny tę prawdę.

Na Litwie żyła uboga wdowa Danuta Puotkalis. Pracowała ciężko na utrzymanie pięciorga dzieci. Nie spodziewała się, że wkrótce opuści ten świat i zostawi je sierotami. Zachorowała. Widząc zbliżający się koniec życia, poprosiła, aby posłano po notariusza. Zdziwieni sąsiedzi pomyśleli, że postradała zmysły, nie miała bowiem majątku i nie było co zapisywać w testamencie. Chora jednak twierdziła, że ma wielkie skarby, które musi rozdzielić między swoje dzieci. Posłano mimo wszystko po rejenta, a kiedy ten przybył, wdowa podyktowała mu następujący testament:

Zostawiam was, kochane dzieci, sierotami, ale jestem spokojna o waszą przyszłość, bo zapisuję wam wielkie skarby. Jest was pięcioro. A moje skarby to pięć ran ukrzyżowanego Zbawiciela. Są moje, bo za mnie wycierpiał je Pan Jezus. Wam – mówiła do najstarszych córek – zapisuję rany rąk Zbawiciela. Jako sieroty musicie ciężko pracować na kawałek chleba. Starając się o utrzymanie ziemskiego życia, nie zapominajcie o niebie, a wtedy rany rąk Chrystusa osłaniać was będą i błogosławić. Wam – zwróciła się do młodszych – zapisuję rany nóg Zbawiciela. Jako sieroty będziecie tułać się po świecie. Pamiętajcie jednak, aby nigdy nie schodzić z drogi Krzyża Świętego, którą nogi Chrystusa wam wskazały. Rany najświętsze bronić i strzec was będą. Tobie, jedyny synu, zapisuję ranę serca Jezusowego, boś najmłodszy i najbardziej potrzebujesz opieki Boga.

Nigdy dotąd nie spisano za panowania cara Aleksandra podobnego testamentu. Wieść o dziwnym testamencie rozeszła się lotem błyskawicy wśród ludzi. Osierocone dzieci szybko znalazły przybrane rodziny.

Jak więc widać, służba i poświęcenie dla drugiego człowieka pociągają za sobą następne dobro, niosą ze sobą powinność powielania dobra, likwidowania znieczulicy. Jezus w dzisiejszej scenie z Ewangelii solidaryzuje się z takimi właśnie ludźmi.

Warto w tym miejscu przytoczyć jeszcze jeden przykład, który zilustruje prawdę zawartą w dzisiejszej perykopie ewangelicznej.

Podczas wojny w 1992 roku na froncie serbsko-chorwackim zwiad przeczesywał wioskę opuszczoną poprzedniego dnia przez nieprzyjaciela. W zniszczonym domu żołnierze znaleźli kołyskę z małym dzieckiem. Zwiadowca sięgnął po dziecko. W ostatniej dosłownie chwili jego koledzy zauważyli drut przeciągnięty od kołyski do miny. Stanęli jak wryci przed okrucieństwem zdolnym poświęcić niewinne życie, aby tylko zaszkodzić wrogowi. Jeden z żołnierzy odwiózł dziecko z frontu do sierocińca w Zagrzebiu. W drodze spadła na niego hiobowa wieść – podczas bombardowania rodzinnej wioski zginęli żona i dwoje dzieci. Bezradny stał nad grobami najbliższych. Rozbity psychiczne mężczyzna nie wiedział, co ze sobą zrobić. Powrócił na front. W swoim wielkim bólu przypomniał sobie po pewnym czasie o sierocińcu, postanowił odwiedzić „znajdę”. Dziecko – o dziwo! – rozpoznało swego wybawcę. Pozwoliło się objąć, ukołysać. Mężczyzna, trzymając sierotę w ramionach, zrozumiał nagle: to dziecko nie ma nikogo na świecie, a i on jest samotny. Nie zastanawiał się długo. Zaadoptował małą dziewczynkę i powoli odnalazł spokój serca zranionego bólem po utracie najbliższych.

Można więc powiedzieć, że człowiek został stworzony dla drugiego człowieka. Ludzie muszą odnaleźć siebie nawzajem. Muszą na nowo odnaleźć swoich rodziców, swojego współmałżonka, swoje dzieci, a także przyjaciół. Muszą odkryć ich piękno, tak jak to uczynił autor Stabat Mater Dolorosa.

Autor pieśni Stała Matka Boleściwa był człowiekiem zamożnym, dobrze mu się wiodło, ale to powodzenie go zepsuło. Zaczął nadużywać alkoholu i przegrywać swój majątek w karty. Upomnienia żony nie skutkowały. Pewnego dnia urządzono w mieście Todi turniej rycerski. Zaproszono nań również Jakuba z żoną. Wprowadził ją na trybunę, a sam pozostał w towarzystwie rycerzy. Turniej przebiegał w najlepsze, gdy nagle... rozległ się gwałtowny trzask i trybuna legła w gruzach. Przerażony Jakub pobiegł ratować żonę. Znalazł ją jeszcze przy życiu. Rozerwał jedwabną szatę, by ułatwić oddychanie, i wtedy dostrzegł pod delikatną tkaniną szorstką włosiennicę. Jakub uświadomił sobie, że gdy przestały skutkować słowa upomnień, żona przeszła do ofiary składanej za niego. Kobieta zmarła na jego rękach, ale jej ofiara nie poszła na marne. Jakub zmienił swoje życie. Wstąpił do zakonu św. Franciszka z Asyżu.

Warto więc ciągle poznawać najbliższych, a poprzez służbę dla nich otwierać nowe pokłady dobroci i miłości. Wydaje się więc, że dzisiejsza wypowiedź Jezusa wcale nie jest kontrowersyjna. Nie jest to lekceważenie własnej matki i krewnych. Słowa te są raczej ukazaniem ludzkiego powołania, w którym bliźni staje się zawsze darem i zadaniem danym przez Stwórcę. „Kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką” (Mk 3) to program życia dla każdego, program człowieka posłusznego woli Bożej. Trzeba zatem pochylić się nad swoim postępowaniem i zapytać: Czy moje wybory sprawiają, że jestem bliski Chrystusowi?