Powołanie, ks. Edward Staniek


Dla człowieka wierzącego nie ma w życiu przypadków. Samo jego pojawienie się na ziemi jest ściśle zaplanowane przez Pana Boga. Określone jest miejsce jego przebywania, określony jest co do sekundy czas, określone jest także środowisko, w którym się człowiek pojawia. Okoliczności te sprawiają, że ma on ściśle określone zadanie do wykonania. Owo zadanie, dane nam przez Pana Boga, traktowane jest jako nasze powołanie.

Powołanie może być osobiste. Jest to najczęściej powołanie do założenia rodziny, do ojcostwa, do macierzyństwa. Może to być także powołanie społeczne (lekarz, nauczyciel, artysta, żołnierz, kapłan).

Powołanie jest wezwaniem Boga, jest zadaniem, które On zlecił człowiekowi. Przyjęcie powołania jest równoznaczne z zaangażowaniem weń swojego serca. Nie wystarczy bowiem tylko zaangażowanie rąk, pieniędzy, czasu i zdolności. Musi zaistnieć także zaangażowanie serca, gdyż wtedy realizacja powołania staje się aktem miłości. Życie z takim zaangażowaniem staje się o wiele łatwiejsze. Jest źródłem pokoju i radości, ponieważ każda jego godzina posiada widoczny sens. W takim życiu łatwo jest dochować wierności. Zadanie bowiem jest ważniejsze od doczesności. Życie staje się drogą, na której można maksymalnie wykorzystać wszystkie swoje talenty.

Ponieważ jednak powołanie w pewnym sensie ogranicza wolność, obserwujemy ucieczkę od powołania i spotykamy przypadki jego zdrady. Ludzie próbują swe życie sprowadzić do zawodu. Nawet mówi się o zawodzie matki i ojca.

Nie lubimy tych, którzy podchodzą do życia zawodowo. A jednak presja dzisiejszego świata idzie po tej linii. Wolimy, aby leczył nas lekarz z powołania, aby nad dzieckiem pochyliła się nauczycielka i wychowawczyni z powołania. Jednak powołanie zobowiązuje. Dzisiejszy człowiek ubóstwił wolność i dlatego bardziej woli zawód niż powołanie.

Ponieważ dzisiejsze czytania Pisma Świętego mówią nam o powołaniu, chciałbym przez chwilę zatrzymać się nad pewną klasyfikacją powołań.

Są powołania udane prawie od narodzin do śmierci. Jan, o którym mówi dzisiejszy tekst, jest człowiekiem, który wypełnił swe powołanie bez zarzutu. Modlimy się do św. Jana Pawła II. Jeżeli znamy historię jego życia, możemy powiedzieć, że on też realizował swoje powołanie w sposób udany. Taki człowiek idzie przez życie i dziękuje Panu Bogu za każdy dzień. Ale takich ludzi, powiedzmy to sobie szczerze, jest niewielu. Może dziesięć procent, nie więcej. Przeważający odsetek stanowią ludzie, którzy uszkodzili swe powołanie.

Takim człowiekiem w Ewangelii jest św. Piotr, który trzykrotnie zdradził Mistrza. Popełnił poważny błąd. Na szczęście był to taki błąd, który mógł jeszcze naprawić. Jednak pamiętał ten swój błąd do końca życia. Było to uszkodzone powołanie, naprawione dzięki łasce Bożej.

Nie każdy jednak błąd można naprawić. Matka, która wychowuje czwórkę dzieci, piąte zabiła. Nie wypełniła swego macierzyńskiego powołania. Tego błędu już nie naprawi. Ojciec, który ostatnio ze mną rozmawiał, przez siedem lat topił się w alkoholu. Ileż łez wycisnął z oczu żony i swych dzieci! Dziś przy pomocy łaski powrócił, ale jest świadomy tego, że jego ojcowskie powołanie przez siedem lat nie było realizowane. I tego też nie można już naprawić, gdyż nie da się osuszyć łez i zabliźnić ran, które się zadało w procesie wychowania swoim najbliższym.

Są powołania odrzucone. Młody człowiek złożył swe dokumenty do seminarium. Czekał. Miał jeszcze dwa miesiące. Spotkał dziewczynę i zrezygnował z kapłaństwa. Po kilkunastu latach żona odeszła i zabrała dzieci. On od trzech lat żyje sam. Jest świadomy tego, że wybrał swoją drogę, a nie drogę, na której Bóg przygotował dla niego błogosławieństwo. Nikt nie jest szczęśliwy – ani on, ani żona, ani dzieci. Odrzucone powołanie.

Powołanie zdradzone. Przykładem takiego powołania w Ewangelii jest Judasz. W życiu często mamy do czynienia ze zdradą współmałżonka, ze zdradą dzieci, z porzuceniem. Oto powołania zdradzone.

Dość często obserwujemy powołania łączone. Samuel, o którym mówi dzisiejsze czytanie, miał dwa powołania. Założył rodzinę i był ojcem. Wychowywał synów i był wielkim prorokiem. Z proroctwa wywiązał się doskonale, ale jako ojciec nie zdał egzaminu. Nie wychował dobrze swych synów. W życiu takie łączone powołania odkrywamy wtedy, gdy na przykład zakłada swoją rodzinę lekarz, nauczyciel czy artysta. Jakże trudno jest zharmonizować te dwa pochodzące od Boga powołania, tak aby jedno i drugie zrealizować w stopniu doskonałym! Bardzo trudno! I życie dowodzi, że często realizacja jednego powołania jest połączona z ofiarą z drugiego.

Są także powołania nieodkryte. Jeżeli ludzie mają bardzo słabą wiarę, nie odkrywają swego powołania. Oni kręcą się w kółko. Ich życie jest wegetacją. Nie wiedzą, po co żyją na tej ziemi, dlaczego się budzą. Jeżeli są zdrowi, to pytanie: Po co wstaję rano? nie jest takie trudne. Ale jeżeli na przykład cierpią, nie znajdują odpowiedzi.

Są ludzie, którzy poszukują swego powołania. Nie tylko młodzi. Dziś coraz częściej swego powołania poszukują emeryci. Wykonali już swoje zadania w rodzinie i w pracy zawodowej i teraz towarzyszy im pytanie: Co ja mam jeszcze do zrobienia na tej ziemi?

Dziękujemy dziś Panu Bogu za to, że nas stworzył, ponieważ nas potrzebuje. Dziękujemy Mu za zadanie, które nam wyznaczył. Dziękujemy, jeżeli odkryliśmy swoje powołanie i jeżeli zrealizowaliśmy je do dnia dzisiejszego w sposób pełny. Przepraszamy, jeśli w nim jest coś uszkodzone.

Trzeba Bogu wynagrodzić, jeżeli nie podjęliśmy swego powołania albo jeżeli powołanie zdradziliśmy. To teraz staje się naszym powołaniem.

Prosimy Pana Boga, ażeby ci, którzy mają dwa powołania, potrafili realizować dobrze jedno i drugie. Trudne to zadanie. Prosimy Pana Boga, aby ci, którzy jeszcze nie odkryli swego powołania i którzy go nie szukają, postawili sobie pytanie: Po co żyję na tej ziemi?

I szczególnie prosimy Pana Boga o to, żeby ludzie młodzi, poszukujący odpowiedzi na pytanie, jaki jest sens i zadanie ich życia, znaleźli odpowiedź i żeby życie potraktowali nie zawodowo, ale właśnie powołaniowo – jako współpracę z Bogiem w dziele zbawienia świata.