Poznaj swą historię i teraźniejszość!, ks. Kazimierz Skwierawski


Jezus wzywa: „Kto ma uszy, niechaj słucha!” (Mt 13,43). Słuchajmy więc z wielką uwagą słów najwyższej wagi, bo dotyczą naszego życia i śmierci, a kulminują w zwrocie, od którego nasz Mistrz rozpoczął dziś nauczanie: „Królestwo niebieskie podobne jest do człowieka (...)” (Mt 13,24).

Określenie „królestwo niebieskie” może budzić niewłaściwe skojarzenia, sugerujące, że oznacza ono wyłączenie nas z rzeczywistości, w której się znajdujemy. Ale o królestwie Bożym zostało przecież wyraźnie powiedziane, że jest podobne do człowieka, który posiał dobre nasienie na swojej roli. Chrystus porównał je też do ziarnka gorczycy i do zaczynu włożonego w trzy miary mąki (por. Mt 13,24.31.33). A skoro tak, to – jak słyszeliśmy w przypowieści o chwaście – dopiero na końcu świata przybierze ono swój doskonały kształt, teraz zaś dojrzewa do swej pełni w Kościele, który stanowimy. Zatem wsłuchując się w to, co Chrystus opowiada o królestwie Bożym, odczytujemy naszą historię i teraźniejszość, bo jest tu mowa o tych, którzy weń uwierzyli i usilnie starają się osiągnąć je już na ziemi.

Piękna przypowieść o ziarnku gorczycy jest opisem rozwoju Kościoła, na który możemy spojrzeć zarówno przez pryzmat dwóch tysięcy lat jego istnienia, jak i z perspektywy kilkunastu czy kilkudziesięciu lat naszego życia. A wszystko zaczęło się od wrzucenia w ziemię małego, niepozornego ziarenka. Pamiętamy zapewne te znamienne słowa Jezusa: „Jeżeli ziarno pszenicy, wpadłszy w ziemię, nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity” (J 12,24), wypowiedziane do Greków, którzy chcieli do Niego przyjść i prosili o pośrednictwo apostołów. To Jezus jest owym ziarnem, dlatego powiedział: „Dobrze, że chcą Mnie zobaczyć, ale prawdziwa droga do ujrzenia Mnie jest jedna: ponieważ jestem ziarnem, muszę wpierw zostać wrzucony w ziemię i obumrzeć, a wtedy dopiero będzie można Mnie zobaczyć”. To ziarno wrzucone w ziemię poddane jest męce i śmierci, ale potem zmartwychwstaje i zaczyna wzrastać, aż staje się wielkim drzewem. W ten sposób Chrystus tworzy swój Kościół. Każda Eucharystia utwierdza nas w przekonaniu, że został on wybudowany na Jego Ciele, które za nas wydał, i Krwi, która została przelana dla naszego zbawienia.

Dopiero teraz, kiedy to sobie w pełni uświadamiamy, możemy wrócić do naszej osobistej historii i się nad nią zastanowić. Ona ma niezwykły początek. Jej fundamentem jest życie jednorodzonego Syna Bożego, który stał się człowiekiem i zgodził się umrzeć dla naszego zbawienia. Wszystko jest osadzone na tym Kamieniu Węgielnym Kościoła, do którego należymy przez chrzest święty. W dalszej kolejności Kościół budowany jest na poszczególnych ludziach, którzy przyjmują naukę Jezusa do serca, miłują i naśladują we wszystkim swego Mistrza. Tak czynili Piotr, Jan, Jakub, Mateusz oraz inni apostołowie i uczniowie; potem kolejne pokolenia tych, którzy ich słuchali, widzieli ich mękę i śmierć i brali z nich przykład. Tak wyrosło wielkie drzewo – Kościół, które ma już dwa tysiące lat, a powstało z jednego ziarenka. My zaś jesteśmy pokoleniem, które niczym ptaki przyleciało, żeby się zagnieździć w jego gałęziach. Rozumiemy bowiem dobrze, że ono jest naszym domem. Ptaki przylatują i na drzewie zakładają gniazda, bo czują się tam bezpiecznie. W taki sposób znaleźliśmy się w Kościele. Po to nas kiedyś kształtowali rodzice, katecheci czy inni ludzie wiary, abyśmy zrozumieli, czym on dla nas jest, czuli się w nim jak u siebie w domu i nie zapominali, na kim został wybudowany. Byśmy na tworzące go gałęzie nie narzekali ani się nie krzywili, a tym bardziej nie próbowali się w nim egoistycznie panoszyć, ale własną postawą i świadectwem go umacniali.

To jest nasza bardzo przejrzyście zarysowana sytuacja. Zwraca ona uwagę na wzrost Kościoła, na to wszystko, co zawdzięczamy Chrystusowi i ludziom, którzy za Nim poszli, a także na naszą odpowiedzialność za kontynuowanie tego dzieła, które rozpoczęło się w momencie wrzucenia w ziemię ziarenka.

Jezus opowiada dziś też przypowieść o zaczynie włożonym w trzy miary mąki. Także z niej dowiadujemy się o rozwoju Kościoła, o jego wzroście. O tym, co się dokonuje w tym wewnętrznym sanktuarium, jakim jest serce i sumienie każdego członka Kościoła, bo tam zachodzą te najważniejsze dla jego istnienia procesy. Zważmy dobrze: od stanu mojego serca zależy intensywność wzrostu Kościoła Chrystusowego. Przypomina o tym bardzo pięknie św. Paweł w Liście do Rzymian:

Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami. Ten zaś, który przenika serca, zna zamiar Ducha, [wie], że przyczynia się za świętymi zgodnie z wolą Bożą (8,26-27).

Oto drugie wspaniałe źródło, które Bóg Ojciec powierzył ludziom – Duch Święty. Otrzymaliśmy Go w sakramencie chrztu. To On działa w głębiach serca; nieustannie pobudza do modlitwy i coraz intymniejszej więzi z Bogiem. To On ułatwia nam poznanie całej prawdy o sobie i przynagla do nieustannego nawracania się.

Jednak mój wpływ na kształt Kościoła zależy od tego, na ile otwieram się w sercu na działanie Ducha Świętego i czy pozwalam Mu działać tak, jak On chce. Wszak został mi dany do pomocy, aby mnie kształtował, by nieustannie przypominał o tym wszystkim, czego naucza Jezus, aby udzielał światła i mocy do wypełniania Bożych zamysłów. W tym tkwi najbardziej istotna tajemnica ludzkiego serca.

Trzecia przypowieść traktuje o chwaście. Chrystus ukazuje w niej pełen realizm ludzkiego istnienia. Bóg obdarza każdego z nas wielkim dobrem, które jednak owocuje na miarę słuchania i rzeczywistego wcielania w życie słowa Bożego. Każda niechęć do słuchania Boga i współpracy z Nim powoduje, że zamiast pszenicy z serca wyrasta chwast. W miarę pogłębiania się naszej niechęci, lekceważenia czy wręcz eliminowania słowa Bożego ów chwast coraz bardziej się rozplenia, powodując całkowite wyjałowienie gleby serca. A przecież tu chodzi o życie każdego z nas!

Ta przypowieść powinna nakłonić do refleksji każdego chrześcijanina, bo nie ma podziału wśród ludzi według zasady: dobry albo zły. Nie wolno także myśleć, że w Kościele są tylko ci dobrzy, a poza nim są źli. Nie ma takiego podziału. Jak prawdziwie powiedział św. Augustyn: „Jest wiele owiec poza owczarnią i jest wiele wilków w owczarni”.

Uświadamiamy sobie więc, że każdy na tej zachwaszczonej glebie swojego życia musi nieustannie dokonywać wielkiego wysiłku, aby następowała w nas przemiana, aby rodziło się to, co zaplanował Bóg, a nie to, co wymyślił Szatan. Dopóki istnieje świat, dopóki żyjemy, rozciąga się nad nami Boże miłosierdzie, w którym nie ma żadnej zgody na grzech, ale jest ogromna cierpliwość i ufność w nawrócenie.

Konsekracja bazyliki Miłosierdzia Bożego w Krakowie była bardzo wymownym znakiem, odsłonięciem tajemnicy Bożej miłości miłosiernej, tej niezwykłej cierpliwości Boga w oczekiwaniu na naszą przemianę. Ten znak ma nam przypominać, że Bóg nie działa tak, jak my sami często próbujemy czynić: dostrzegając zło – z reguły w bliźnim, a niezwykle rzadko w sobie! – chcemy je wyrywać natychmiast i z ochotą! Tymczasem miłosierny Bóg czeka na człowieka, bo chce każdego ratować. W Ewangelii czytamy: „Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony” (J 3,17). Tajemnica miłosierdzia Bożego jest tajemnicą niewyczerpanej cierpliwości Bożej, która jest nieustannie wystawiana przez człowieka na próbę.

Jakiż to niepojęty cud, że Ziarno, które zostało wrzucone w ziemię i przemielone w męce krzyżowej, spoczywa na ołtarzu! Ktoś dobrze powiedział: „Gdyby ludzie to pojęli, trzeba byłoby policję stawiać przed każdym kościołem, bo taki byłby tłok”. A czy my to pojmujemy?

To przemielone Ziarno Bóg uczynił dla nas Chlebem. Ten Chleb jest niezbędnym pokarmem, aby nasze życie nie było chwastem, ale też stawało się pszenicą – na wzór Tego, którym się karmię. Po to jest Msza Święta, po to Chrystus przychodzi na ołtarz, po to tutaj jesteśmy! Amen.