Służmy, ks. Marian Bendyk


Jeden z braci prosił św. Franciszka, aby mógł posiadać psałterz. Franciszek nie pozwolił, argumentując w ten sposób: „Jeżeli będziesz miał psałterz, to przyjdzie ci ochota, aby mieć brewiarz. A wtedy zrodzi się w twoim sercu pokusa, aby zasiąść w stallach jak wielki prałat. Do swojego zaś współbrata powiesz: przynieś mi mój brewiarz”.

Podobna chęć posiadania czegoś, a jeszcze bardziej bycia kimś bardzo ważnym, kierowała zachowaniem apostołów, którzy – jak mówi dzisiejsza Ewangelia – „posprzeczali się między sobą o to, który z nich jest największy”. Chrystus wykorzystał tę sposobność, aby pouczyć ich o tym, na czym polega prawdziwa wielkość. Powiedział: „Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich”.

Te słowa nie tylko zaskoczyły uczniów, ale również na pewno ich zawstydziły. To, co powiedział Jezus, było czymś całkowicie nowym. Świat, w którym apostołowie wyrośli i żyli, mówił, że mniejszy powinien słuchać większego i służyć mu. Chrystus uczy czegoś całkiem przeciwnego. Chcesz być wielkim, to służ innym. Twoja wielkość będzie się mierzyła tym, jak potrafisz innym służyć.

Zbawiciel nie tylko poucza uczniów, ale również sam daje przykład służenia innym. Prawie cała Ewangelia jest opisem Jezusowej służby ludziom. On nigdy nie przechodził obojętnie obok biednych, chorych, potrzebujących. Służbą dla ludzi było Jego głoszenie Dobrej Nowiny o zbawieniu, wyrzucanie złych duchów, wskrzeszanie umarłych, leczenie ludzi z różnych chorób duszy i ciała. Najpiękniejszym przykładem Jego służby był pokorny akt umycia nóg apostołom w czasie ostatniej wieczerzy. Heroiczny akt Jezusowej służby Bogu i ludziom dokonał się na Golgocie, kiedy umarł na krzyżu dla naszego zbawienia.

Stąd też miał prawo, aby powiedzieć: „Kto by między wami chciał stać się wielki, niech będzie sługą waszym [...]. Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu” (Mk 10,43-45).

Jeżeli w ten sposób Chrystus mierzy wielkość każdego z nas, to warto postawić dziś sobie kilka pytań: Czy potrafię Bogu i ludziom służyć? Czy wystrzegam się niezdrowych ambicji bycia za wszelką cenę kimś pierwszym i najważniejszym? Jak traktuję ludzi, którzy mi służą?

Służyć to nic innego, jak czynić coś dobrego, pożytecznego, przyjaznego dla tych, którym służymy. Wszyscy jesteśmy powołani przez Boga do takiej służby. Służąc innym, służy się samemu Bogu. Im piękniejsza i pokorniejsza jest czyjaś służba, tym większy jest on w oczach Bożych.

Bycie na przykład matką to nic innego jak z całego serca służyć swojej rodzinie. Podobnie powołanie ojca i męża jest służbą swoim najbliższym. Każde powołanie i każda praca jest dla nas szansą, aby innym służyć. I według nauki Chrystusa im lepiej służymy i wkładamy w naszą służbę więcej miłości i serca, tym jesteśmy ważniejsi w oczach Bożych.

Księga Syracha zawiera takie słowa: „Kto służy Bogu, z upodobaniem będzie przyjęty, a błaganie jego dosięgnie obłoków” (Syr 35,16). Zaś Jan XXIII powiedział: „Można być świętym z pastorałem w ręku, ale tak samo dobrze można nim zostać, mając w ręku miotłę”.

Dzisiejsza Ewangelia odsłania przed nami jeszcze jedną ważną prawdę. Otóż służąc innym ludziom, szczególnie tym bezbronnym, biednym i małym na tym świecie, służymy samemu Chrystusowi. Aby to uzmysłowić apostołom, Jezus postawił przed nimi dziecko „i obejmując je ramionami, rzekł do nich: «Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje»” (Mk 9,36-37).

Kiedyś na sądzie ostatecznym Chrystus wypowie do nas słowa: „Byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie [...]. Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,35-36).