Łatwa i trudna miłość, ks. Edward Staniek


Wielki Tydzień i dni po Niedzieli Zmartwychwstania to czas szczególnego objawienia miłości Boga. Refleksję nad tą miłością zakończymy w przyszłą niedzielę, wspominając tajemnicę miłosierdzia Bożego, objawionego przez Boga na krakowskiej ziemi św. Faustynie. W związku z tym warto sobie przypomnieć hierarchię miłości.

Jest miłość łatwa i jest miłość trudna. Łatwa ma dwie formy. Jedna z nich jest „utopiona” w ciele. Można ją zamknąć w jednej godzinie przyjemności. Starożytni Rzymianie nazwali ją erosem. Dziś z tej miłości próbuje się osobno wydobyć seks. Wszystkie programy, o które dziś toczy się batalia w szkole, są właśnie nastawione na tę formę miłości. W wielu wymiarach trudno to nawet nazwać miłością, chyba że zaspokajanie własnych pożądań uznamy za formę miłości egoistycznej.

Wyższym stopniem jest miłość uczuciowa. Rzymianie nazwali ją amorem. Utopiona jest w subiektywizmie i oczarowana fascynacją drugiego człowieka. Jest to uczucie, które może wzrastać; jest ono darem Boga. I dzięki temu, że jest siłą, która wznosi człowieka w górę, ułatwia życie. Najłatwiej żyć na ziemi młodym, zakochanym ludziom. Łatwo im pracować; umieją zawsze znaleźć czas dla siebie, łatwo im zdecydować się na długą podróż, mogą zrezygnować ze snu. Jest to uczucie, które możemy porównać do ogniska. Podsycane przynosi wiele radości. Spotkanie się przy owym ognisku sprawia, że życie staje się przyjemne i radosne. Jest bowiem jasno i ciepło. Minusem tej miłości jest to, że ognisko przygasa. Nie można go w nieskończoność karmić tak, by płomień wzrastał i wzrastał. Wielkim już sukcesem jest podtrzymywanie ognia, by nie zgasł, a od czasu do czasu podsycenie, żeby wybuchnął większym płomieniem. Obydwie te formy miłości są łatwe. I dlatego dzisiejszy świat próbuje zredukować miłość jedynie do nich.

Prawdziwa miłość, która została przez Rzymian określona jako caritas, jest miłością trudną. Jest nią troska o dobro drugiego człowieka. Troska, w której ten, kto kocha, gotów jest ponosić ofiarę.

W trudnej miłości można wyróżnić trzy stopnie. Na pierwszym dominuje troska o dobra doczesne dla tych, których kochamy. Rodzice postanawiają podnieść poziom życia swoich dzieci w stosunku do poziomu własnego przez wybudowanie nowych domów, kupienie samochodu czy zabezpieczenie w formie konta bankowego lub odpowiednich studiów. Poświęcają dziesiątki lat swojego życia, by dzieciom żyło się łatwiej niż im. Mogą nawet poświęcić całe swe życie, troszcząc się tylko o dobra materialne.

Wyższy stopień tej trudnej miłości polega na trosce o wychowanie i ukształtowanie serca tej istoty, którą się kocha. Najczęściej ma to miejsce w domu rodzinnym. Może to także zaistnieć w miłości, gdy na przykład dziewczyna postanawia inwestować w serce swojego chłopca, aby był dobrym mężem i ojcem.

Na ubogacenie serca jest również nastawiona miłość przyjaźni. I w niej płaci się własnym sercem. Jest to już bardzo trudna forma miłości. Inwestowanie w ludzkie serce, by ono było bogatsze, dojrzalsze, lepsze, to najmądrzejsze posunięcie na ziemi. Dobra materialne można stracić w ciągu kilku sekund, natomiast to, co zostanie zainwestowane w ludzkie serce, jest już wartością wieczną.

Dla nas, ludzi wierzących, caritas ma jeszcze jedno, wyższe piętro. Na nim mieszka troska o wiarę i zbawienie drugiego człowieka. Troska o jego szczęście wieczne. Jest to najpełniejsza miłość. Warto pamiętać, że prawdziwa miłość jest zawsze przez Boga weryfikowana. Sprawdza On ją tak, jak sprawdzał miłość Abrahama. Wtedy powiada: „Złożysz syna w ofierze i udowodnisz, że kochasz mnie więcej aniżeli jego”. O wiele częściej Bóg wykorzystuje do tego złe moce, które istnieją na ziemi – złych ludzi i złe demony. To właśnie stało się w Wielki Piątek. Dzień ten był godziną weryfikacji miłości Syna Człowieczego. Bóg sprawdzał, czy On, otoczony wrogami, wołający do Ojca: „Oddal ode mnie ten kielich” (a Ojciec mimo to, że jest blisko, nie interweniuje), Go kocha i czy będzie Go nadal kochał w swym strasznym cierpieniu. Czy potrafi kochać tych ludzi, którzy Go mordują?

Weryfikacja miłości dokonuje się przez wierność, gdyż prawdziwa miłość objawia się w wierności. Żadne przeciwności nie są wtedy w stanie prawdziwej miłości zniszczyć.

Gdy staniemy przy pustym grobie, spróbujmy sobie uświadomić, że jeżeli chcemy prawdziwie kochać, musimy przejść przez trudny egzamin miłości. Obojętne, czy jest to egzamin z miłości w stosunku do człowieka, czy też w stosunku do Boga. Taki egzamin trzeba na ziemi zaliczyć, trzeba go zdać.

Ta miłość jest trudna nie tylko dlatego, że daje – tak jak rodzice poświęcają swe życie, by wybudować dom – ale przede wszystkim przez to, że musi się liczyć z Bożą weryfikacją. Może nią być poważna choroba, może to być odejście, a nawet zdrada przyjaciela, odejście męża czy żony. Może to być każda forma cierpienia.

I wtedy, gdy nadejdzie ta nasza godzina, pamiętajmy, że jest to godzina weryfikacji naszej miłości, godzina jej sprawdzania. Prośmy Boga, byśmy mieli siłę wytrwać w miłości, bo tylko miłość sprawdzona zmartwychwstaje. Podziękujmy Chrystusowi za to, że zgodził się na ową weryfikację. Słowa są za ubogie, by to wyrazić. Gdy ktoś w ręce wbija gwoździe, nie jest łatwo powiedzieć: „Ojcze, odpuść mu, bo nie wie, co czyni”.

Ponieważ Chrystus wiedział, że słowa, które winny określić trudną miłość, są za ubogie, postanowił bez słowa pokazać, jak wygląda wierna miłość do Boga i ludzi aż do ostatniego uderzenia serca.

Tu, przy ołtarzu, zmartwychwstały już Chrystus pod postaciami chleba i wina chce wejść do naszych serc, aby pielęgnować w nich swą miłość, aby je umocnić. I mówi nam: „Nie bójcie się, bo jeśli z tą miłością pójdziecie, to nawet wtedy, gdy świat was odrzuci, upokorzy, a nawet zabije, wasze serce zmartwychwstanie i wtedy ocalicie wielu, którzy w promieniach waszej miłości żyją”.