Baranek Boży, ks. Adam Kalbarczyk


Usłyszeliśmy przed chwilą jedne z pierwszych zdań Ewangelii według św. Jana. Ewangelista rozpoczął opis życia i działalności Jezusa od Jego pierwszego wystąpienia. Jezus przychodzący do Betanii zostaje niejako przedstawiony ludowi przez innego Jana, Jana Chrzciciela: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata”. Te słowa znamy dobrze z każdej Mszy św. Przywykliśmy do nich i za każdym razem spontanicznie, a może nawet i nieco mechanicznie, spieszymy z odpowiedzią na nie słowami setnika z Kafarnaum, który prosił Jezusa, by przyszedł i uzdrowił jego umierającego sługę: „Panie, nie jestem godzien...” (Łk 7,6). Niestety, zwykle nie uświadamiamy sobie przy tym, że słowa Jana Chrzciciela są już odpowiedzią, jasną i konkretną odpowiedzią na głęboko ukryte w nas pragnienie wyzwolenia, wybawienia od tego wszystkiego, co jest „grzechem świata”.

Na początku Ewangelii św. Jana staje zatem Jezus, który – jak zaświadcza Jan Chrzciciel – „gładzi grzech świata”. Jezus jest Kimś, z kim można wiązać nadzieję na zniszczenie struktur zła, w które uwikłany jest człowiek i świat. Jezus bowiem ofiaruje za to swoje życie, tak jak oddaje swoje życie za grzechy braci Sługa Jahwe z Księgi Izajasza (zob. Iz 53,7). W nawiązaniu do baranka ofiarnego Jezus zostaje nazwany Barankiem Bożym. A grzechem świata jest dla Jana przede wszystkim niewiara w Jezusa i Jego odrzucenie.

Dzisiejszy świat jest również pełen niesprawiedliwości, a my sami jesteśmy mimowolnie wciągnięci w różnorodne niejasne zależności, układy, powiązania i ciemne interesy. Nikt z nas nie jest w stanie się temu skutecznie przeciwstawić, ale też i nikt z nas nie może powiedzieć, że nie ma z tym wszystkim nic wspólnego. Jednakże kiedy na co dzień musimy doświadczać nieuczciwości i arogancji pracodawców, kiedy dowiadujemy się o bestialskich zabójstwach dokonywanych przez bardzo młodych ludzi – często wyłącznie dla rozrywki, kiedy niemalże każdego dnia oglądamy obrazy straszliwych aktów terroru, ślepej i pełnej nienawiści przemocy wobec niewinnych ludzi, to w naszych sercach rodzi się gorące pragnienie, by ta spirala zła została wreszcie przerwana. Takie samo pragnienie rodzi się w nas, gdy przyglądamy się sobie, gdy zaglądamy w głąb naszej duszy, kiedy zmagamy się z własnymi słabościami, ułomnościami i uzależnieniami, gdy po raz nie wiadomo już który popełniamy ten sam grzech. Wtedy wiara w to, że Ten, który gładzi grzech świata, zgładzi także nasze grzechy, pozwala nam dalej żyć. Żyjemy nadzieją, że krępujące nas zewnętrzne i wewnętrzne więzy zostaną definitywnie zerwane, a my wraz z otaczającym nas światem zostaniemy wyzwoleni.

Przedstawienie nam Jezusa jako Baranka Bożego, który „gładzi grzech świata”, stanowi swoistą konfrontację. A konfrontacja zawiera w sobie zawsze jakieś wezwanie do czegoś, ma do czegoś doprowadzić, coś spowodować. Co spowodowała ona w ludziach, którym jako pierwszym Jezus został przedstawiony jako Ten, który „gładzi grzech świata”? Już następny fragment Ewangelii św. Jana opowiada o tym, że dwaj z dotychczasowych uczniów Jana Chrzciciela, usłyszawszy te słowa, poszli za Jezusem i zostali u Niego, a potem przyprowadzili do Niego jeszcze innych, mając pewność, że Jezus jest Mesjaszem, to znaczy Chrystusem (zob. J 1,35-51).

A co ta konfrontacja z Barankiem Bożym gładzącym „grzech świata” powoduje w nas – zwłaszcza gdy uczestniczymy w Eucharystii? Co robimy, co się z nami dzieje, gdy kapłan pokazujący konsekrowaną hostię mówi: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata”? Słysząc te słowa, najpierw klękamy, ale ponieważ są one jednocześnie zaproszeniem do przystąpienia do Komunii, to zaraz po nich wstajemy. Można by więc powiedzieć, że te słowa każą nam się podnieść z klęczek, że dosłownie stawiają nas na nogi. Jezus pochylał się zawsze nad tymi, którzy cierpieli z powodu niesprawiedliwości i grzechu, także własnego grzechu. Za każdym razem pomagał im wstać. Jezus pochyla się również nad nami, zna nasz grzech i dobrze wie, że nikt z nas tak naprawdę nie jest godzien, by Go przyjąć. A mimo to każe nam cały ten ciężar z siebie zrzucić i podnieść się.

Następnie wychodzimy z ławki i zbliżamy się do ołtarza, by przyjąć Hostię. Zatem słowa „Oto Baranek Boży” poruszają nas i każą udać się w drogę. Podobnie jak niegdyś wielu ludzi, którzy spotkali Jezusa, zostawiamy wszystko, by zbliżyć się do Niego, by Go przyjąć „pod swój dach”. Wiemy jednak, że przyjmujemy Go po to, by pójść za Nim, by z Nim zamieszkać, dzielić z Nim życie i upodobnić się do Niego.

Jezus wprowadza nas w ten sposób na nasze codzienne drogi życiowe. Chce przede wszystkim, byśmy szli po nich wyprostowani. Pragnie też, byśmy tak jak On umieli pochylać się na tymi, którzy uginają się pod ciężarem grzechu tego świata; byśmy pomagali im wstać. Jezus jest prawdziwie Barankiem Bożym, który ten grzech gładzi. Nie uczyni tego jednak, gdy w spotkaniu z Nim nic w nas się nie poruszy. Kiedy zatem dziś znowu, wpatrując się w podniesioną Hostię, usłyszymy słowa: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata”, pamiętajmy, że nie są to słowa obojętne, neutralne. Słowa te bowiem mają nas wzruszyć i poruszyć.