Boży dar życia, ks. Dariusz Stawiecki


Stefan Żeromski, chyba jak nikt inny, wyraził zachwyt nad ludzkim życiem. W swojej powieści Przedwiośnie napisał:

Jakimi słowami wyrazić cię szczęście zdrowej młodości. A Rafał, wracając do zdrowia, zdumiał się nad tym, jak dobrze jest żyć… począł wolno zastanawiać się nad tym, jak piękny i niewysłowiony jest świat, jak wielkim i błogosławionym cudem jest żyć, a dziwnymi sposobami godzina cierpień przeistacza się i przemienia w wielkie bogactwo radości płynące z widoku samej ziemi.

A jak my odnosimy się do daru naszego życia?

Współczesny człowiek często szuka, pyta i błądzi; wszystko bada i wszystkiego próbuje. Wspina się na najwyższe szczyty i usiłuje zaglądać w największe głębiny i otchłanie. Bada księżyc i gwiazdy, dokonuje wspaniałych odkryć w dziedzinie nauki i techniki. Często jednak zapomina o samym sobie, o swoim powołaniu, o sensie i celu swojego życia.

Niegdyś pierwszym uczniom Chrystus postawił takie pytanie: „Czego szukacie?”, a następnie zaprosił ich, mówiąc: „Chodźcie, a zobaczycie”. Oni zostawili wszystko i bez wahania poszli za Nim. Dzisiaj każdy z nas jest zaproszony przez Chrystusa Pana, żeby słuchał, przekazywał Jego naukę i każdego dnia czerpał z niej siłę. Bóg powołał każdego, aby na swój sposób był prorokiem i apostołem. Często jednak sami nie jesteśmy świadomi faktu naszego powołania, którego elementem podstawowym i najważniejszym jest powołanie do życia.

Czym zatem jest życie?

Jest to wspaniały i wielki dar, którego nikt poza Bogiem nie może nam ofiarować. Od Niego bowiem pochodzi wszelkie życie, bo On jest samym życiem. Chrystus mówił: „Ja jestem drogą, prawdą i życiem”. Człowiek zatem ma tyle życia, ile mu Bóg udzielił. Drodzy, jakże często nad tym darem przechodzimy do porządku dziennego. Chyba największą chorobą współczesności jest marnowanie przez ludzi daru życia. Jak wiemy z prasy czy telewizji, pomnażają się konflikty zbrojne i różne antagonizmy narodowościowe, które pochłaniają tak wiele niewinnych ludzkich istnień. Człowiek często balansuje na krawędzi życia i pragnie siebie uczynić jedynym panem życia i śmierci. W naszej rzeczywistości najbardziej odczuwalna staje się walka o życie, kiedy poczętą istotę ludzką pragnie się bezwzględnie pozbawić prawa do istnienia i rozwoju. Zasadniczym kryterium oceny postaw względem człowieka jest przede wszystkim stosunek do życia. Mówienie o godności osoby ludzkiej, jej wolności i tolerancji staje się bezsensowne i bezpodstawne, kiedy nie uznaje się fundamentalnego prawa do życia. Można przytoczyć wiele wypowiedzi z prasy czy telewizji, które wyraźnie upraszczają – relatywizują – wartość ludzkiego życia, co w konsekwencji sprowadza się do odebrania człowiekowi prawa do życia. Taki klimat subiektywizmu moralnego rodzi nieposzanowanie godności osoby ludzkiej, a w konsekwencji małżeństwa i rodziny.

W opinii niektórych małżeństwo nie stanowi żadnej podstawy dla godności kobiety, wręcz przeciwnie. Bezwzględnie tępione są polskie modele życia małżeńsko-rodzinnego. Są uznawane za archaiczne, nieodpowiadające standardom europejskim. Dochodzimy w tym momencie do swoistego paradoksu, gdyż rodzi się pytanie: Jakie wartości można uznać teraz za najważniejsze, skoro tych podstawowych nie szanuje się w ogóle?

Często pochłonięci tak wieloma różnymi problemami dnia codziennego sami nie wiemy, po której opowiedzieć się stronie i jaką przyjąć postawę. A tymczasem ewangelie ukazują nam, jak Chrystus na każdym kroku odnosił się z wielkim szacunkiem i z wielką miłością do daru życia. Przywracał ludziom utracone życie. Wskrzeszał zmarłych – córeczkę przełożonego synagogi Jaira, młodzieńca z Nain, a nawet leżącego już w grobie Łazarza na nowo obdarzył życiem. Rozczulał się nad każdym człowiekiem dotkniętym jakąkolwiek chorobą. Jakże często z Jego ust padały słowa: „Chcesz być zdrowym?”. Może się wydawać, że Chrystus tylko mówił o niebie. A tymczasem można zauważyć, że dotyka On najbardziej prozaicznych potrzeb człowieka. Uzdrawiał chorych i kalekich od urodzenia, nawet takich, do których prawo zabraniało się zbliżać, np. trędowatych. Ludzie przychodzili po życie do Dawcy Życia, do samego Chrystusa. W ten sposób Jezus chciał nas przekonać, że życie jest największym darem, za który trzeba Bogu nieustannie dziękować. Trzeba ten dar również szanować i rozwijać poprzez naukę, pracę, modlitwę i wstrzemięźliwość. Człowiek nie jest panem życia, dlatego każde wystąpienie przeciw życiu jest największym grzechem. Ta prawda ma bardzo głębokie korzenie, które dla chrześcijan zawarte są w Biblii.

Kochani, człowiekowi nie wolno nie tylko odbierać życia, czyhać na jego zdrowie, ale także uwłaczać jego godności. Dlatego w księgach biblijnych znajdujemy zdecydowany zakaz odbierania życia, do którego człowiek sam nie ma prawa. Dla Izraelitów życie jest wielkim dobrem, a obietnica długiego życia staje się bardzo często bezpośrednim przedmiotem błogosławieństwa Bożego. Mężczyzna ukazany jest jako „pan życia i śmierci” w domu rodzinnym, ale kobieta dzięki macierzyństwu była mu równa i była także godna szacunku, gdyż utożsamiana jest z samym życiem. Z tego wynika wielka godność kobiety i macierzyństwa. W niej poczyna się nowe życie, dlatego kobieta brzemienna była otoczona szczególną czcią. Wyrazem tego może być niezwykle ostra sankcja karna za spowodowanie poronienia i wystąpienie przeciw życiu.

Tych zasad przestrzegali mocno pierwsi chrześcijanie, dlatego w Kościele pierwotnym, który zetknął się z etyką pogańską, uznano za niemożliwe do przyjęcia zabijanie poczętego życia czy wystąpienie w jakikolwiek sposób przeciw życiu bliźniego. Kościół tych zasad broni i staje się ostoją walki o życie i szacunek dla człowieka.

Drodzy, aby każde życie pojmowane było jako największy i najwspanialszy dar, należy z wielką godnością odnosić się do macierzyństwa i ojcostwa jako elementów fundamentalnych, bez których nie byłoby życia. Obraz subtelnego i prawdziwego macierzyństwa, kobiecości, ojcostwa i wychowania przedstawił św. Jan Paweł II.

Struktura wewnętrzna kobiety jest inna niż mężczyzny. Kobieta angażuje się goręcej i bardziej całościowo, dlatego właśnie potrzeba jej wielkiej dojrzałości i samodzielności wewnętrznej, ale potrzeba jej również oparcia w osobie mężczyzny. Jej wielkie zaangażowanie uczuciowe uzdalnia ją do wielkiej miłości. Uwalnia ją od miłości takiej, która jest koniecznością, przymusem, zbiegiem okoliczności, erotyką, a uzdalnia ją do miłości, która jest rezultatem świadomego wyboru. Takiej miłości, w której odnaleźć może ona całe swoje życie i całe swoje powołanie. Potrzebna jest kobiecie samodzielność, która uwolni ją od tych wszystkich uwarunkowań, okoliczności i sytuacji, jakie podszywają się pod miłość, a mają coś z wymuszania, nacisku, zniewolenia, chęci posiadania i używania kobiety jak przedmiotu. Życie jednak przynosi często zawód i rozczarowanie. Bo to, co zdawało się miłością, przesuwa kobietę na pozycję przedmiotu. Przedmiotu dla mężczyzny. Redukcja kobiety – przy całkowitej lub częściowej zgodzie z jej strony – do roli przedmiotu, którego można użyć, jest niszczeniem jej osobowości.

Kobieta ma stanąć przy mężczyźnie jako towarzyszka jego życia. I tu dochodzi do głosu najważniejsza funkcja każdej kobiety – powołanie do macierzyństwa. Matka jest tą, która rodzi i wychowuje. Wychowuje intuicją, wychowuje sercem. Poprzez macierzyństwo kobieta daje mężczyźnie niesłychaną wartość, jaką jest jego własne ojcostwo. Mężczyzna jest stwórcą tego życia w kobiecie. To jest porządek natury. Tworzą to życie wspólnie. Jest to olbrzymia odpowiedzialność i ważne zadanie do wykonania. Dlatego trzeba się nauczyć, że życie jest największą wartością. Jest dramatem, jeśli jest niszczone, a już dramatem strasznym, tragedią, jeśli zostanie zniszczone wraz z dzieckiem, które jest owocem miłości.

Kochani, przyjęcie życia jako daru i owocu miłości często rozmija się, szczególnie wśród ludzi młodych, z faktem nadania temu życiu właściwego sensu. Obecnie, kiedy w świecie dokonują się liczne zmiany, kiedy człowiek młody nie widzi perspektyw na przyszłość, na życie, to stawia sobie pytanie, jaki sens ma to życie. Czy warto, żyjąc, zbliżać się do swego, często przerażającego kresu?

Szesnastoletni chłopiec napisał do jednej z gazet te słowa:

Potrzebuję rady i wiary w coś, dla czego warto żyć. Wciąż jeszcze nie mogę zobaczyć sensu w moim życiu. Od dłuższego czasu zażywam narkotyki, aby zapomnieć o swoich problemach. Chętnie zerwałbym z tym, ale lękam się, co potem mnie czeka. Opium pozwala mi na krótki czas zapomnieć. Następnie zaczyna się owa okropna pustka od nowa… Proszę mi odpowiedzieć na pytanie, dlaczego ja muszę żyć?

Człowiek musi odpowiedzieć sobie na pytanie o sens życia. W oparciu o długotrwałe doświadczenia psychiatryczne Wiktor Frankl wykazał, że człowiek wewnętrznie pusty, a więc pozbawiony celu i sensu życia, nie może tej pustki znieść przez dłuższy czas bez szkody dla równowagi psychicznej.

Każdy człowiek musi posiadać swój sens i cel w życiu. W pełni życie człowieka nabiera wartości, kiedy uświadomi sobie, że jedynie Bóg w Jezusie Chrystusie może jego życiu nadać właściwy sens. On mówi: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki”. A więc nie idziemy ku nicości, ku pustce, która rozpoczyna się w momencie śmierci. Wówczas „życie nasze zmienia się, ale się nie kończy”; nie tylko nie gaśnie, ale rozkwita. Od momentu chrztu jesteśmy złączeni z Chrystusem na życie wieczne. Dlatego zdobywamy wiedzę, pracujemy, wzrastamy w przyjaźni, poświęcamy się w miłości, a nasze życie szlachetnieje – dzięki temu przygotowujemy się do spotkania z Bogiem. W tym wymiarze nowego życia po śmierci nasze aktualne życie nabiera właściwego sensu.