Co z twoim sercem?, ks. Kazimierz Skwierawski


Rozpoczynamy święty czas adwentowy. Idąc za słowami mszału, modliliśmy się o to, abyśmy przez dobre uczynki przygotowali się na spotkanie przychodzącego Chrystusa. Albowiem to jest rzeczywistość, którą żyjemy: z jednej strony – Jezus obecny od dwóch tysięcy lat pośrodku swojego Kościoła, z drugiej – nadchodzący i zbliżający się do nas nieustannie. Jego przyjście jest pewne. Bo tak jak dwa tysiące lat temu dokonało się to pierwsze – w ciele, tak kiedyś dokona się i to drugie – z chwałą i majestatem. A tymczasem mamy jeszcze do dyspozycji czas i chodzi o to, abyśmy umieli go dobrze wykorzystać.

Okres Adwentu jest takim mocnym przypomnieniem i wezwaniem. Mamy spełniać dobre uczynki i w ten sposób przygotowywać się na nadejście Chrystusa. Jakie są te uczynki? Można by wymieniać różne. My jednak zajmiemy się dziś jedynie tym krótkim ostrzeżeniem Jezusa: „Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych” (Łk 21,34).

W świetle tych słów okazuje się, że owe dobre uczynki są przede wszystkim przejawem troski o nasze serce, które znajduje się w wielkim niebezpieczeństwie. Jesteśmy świadomi, że grożą mu różnorodne choroby cywilizacyjne, a równocześnie z satysfakcją stwierdzamy ogromny postęp w ich zapobieganiu, diagnozowaniu i leczeniu. Jakże często o tym dyskutujemy, wykazując znakomitą orientację w temacie. Ale mówiąc o ludzkim sercu, poruszamy jedynie aspekt biologiczny, natomiast Jezus stwierdza – co może być dla nas bardzo zaskakujące – że zagrażają mu także inne niebezpieczeństwa, i to w bardzo konkretny sposób. Może się ono stać ociężałe i przytłoczone przez obżarstwo, pijaństwo i troski doczesne.

Rozpocznijmy może analizę tych zagrożeń od końca, od trosk doczesnych. W ich zakres wchodzą przede wszystkim zmartwienia dotyczące domowego budżetu. Od niego zależy, co będę jadł, czym się przyodzieję i jak zaspokoję podstawowe potrzeby całej rodziny. Troski doczesne to także problemy wiążące się z chorobą, cierpieniem i tym wszystkim, co dotyka mnie i moich bliskich, rodząc rozmaite obawy i lęki. Troski doczesne dotyczą często także mieszkania. Wielu go nie posiada, inni żyją w perspektywie utraty dachu nad głową. A praca? Przecież dziś nikt nie jest jej pewny. Jedni jej poszukują, drudzy żyją w nieustannym lęku, że zostaną jej pozbawieni. Troski doczesne wynikają również z egzystencji pośród świata, w którym jest tak wiele nienawiści i obojętności. Często nie jestem w stanie przewidzieć, jak się zachowa względem mnie drugi człowiek, i to nawet ten najbliższy. Wreszcie cała istniejąca sytuacja społeczna, która powoduje, że jedni bogacą się w horrendalny sposób, a inni żyją już na granicy nędzy. W wielu przypadkach są to grzechy wołające o pomstę do nieba, z których przyjdzie się rozliczyć tym, którzy decydują o takim kształcie rzeczywistości.

Żyjemy w kręgu takich doświadczeń, a Pan Jezus przychodzi do nas ze swoim słowem i przestrzega: „Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek trosk doczesnych”, zaś na innym miejscu powie jeszcze konkretniej: Nie troszczcie się zbytnio o życie, co macie jeść, ani o ciało, czym macie się przyodziać” (Łk 12,22). Nie jest to bynajmniej zachęta do lekceważenia problemów doczesności i braku zaangażowania względem nich, lecz wyraźna wskazówka, by rozwiązywanie codziennych spraw powierzyć rozumowi i rękom, a nie obciążać nimi serca. Przy czym najistotniejsze wcale nie jest to, że ono mogłoby nie wytrzymać tych obciążeń, ale że groziłaby mu utrata tego, co najważniejsze: wiary, nadziei i miłości. Dlatego Chrystus wzywa: „Uważaj i nie pozwól na to, co byłoby dla twojego serca całkowitą klęską, nieporównywalną z tym wszystkim, co niosą ze sobą troski doczesne”.

Pan Jezus przestrzega także: „Uważaj, aby twoje serce nie było ociężałe wskutek obżarstwa”. Kojarzy się nam ono głównie z jedzeniem. Możemy się tak przejeść, że obciążymy nadmiernie nie tylko swój żołądek, ale i serce. To jednak najmniej istotny wymiar obżarstwa. Znacznie groźniejsze jest pożeranie. Świat – co widać na każdym kroku – jest pełen tego rodzaju zachowań, ale biada chrześcijaninowi, który przyjmie tę koncepcję i przyłączy się do pożerania samego siebie i innych.

To obżarstwo, to pożeranie siebie i drugiego człowieka, wyraża się w nieumiarkowanym pragnieniu posiadania, które jest nieustannie podsycane przez wszechobecną reklamę. Ona nas zalewa i przytłacza: wyziera z gazet i czasopism, wydobywa się z radioodbiorników i ekranów telewizyjnych, wylewa się z Internetu, wciąga w otchłań supermarketów, proponując istną rzekę produktów, które zaśmiecają nasze życie, bo jakże często realizujemy to nieumiarkowane pragnienie posiadania, co w sposób bezwzględny i okrutny nas niszczy. Dopiero dziś rozpoczął się Adwent, a już dawno serwuje się nam pełną paletę propozycji: drogocenne kruszce, imperium zmysłów, szykowne dodatki, gadżety i gry komputerowe dla nastolatków. Wydajemy na to wiele pieniędzy!

Pożeranie człowieka wyraża się również w tym, co się o nim mówi i pisze. Czym bowiem zajmuje się świat? Plotką: kto z kim flirtuje, kto się rozwodzi, kto kogo i z kim zdradził. Te „tak ważne wiadomości” stanowią przytłaczającą większość zawartości czasopism. Do kogo są one adresowane i kto je wchłania? Czyż nie my, ludzie ochrzczeni?!

A cała sprawa mody: co i jak należy nosić, aby stać się gwiazdą czy idolem, o którym się mówi i na nim wzoruje; czym się trzeba malować i perfumować; co sobie włożyć w nos, ucho, język czy pępek; jaką część ciała jeszcze odsłonić. Oto kolejna rzeczywistość, która również pożera człowieka.

A gonitwa za sensacją? Wydarzył się tragiczny w skutkach wypadek. Ktoś przeżywa dramat, zmaga się z cierpieniem i niebezpieczeństwem śmierci, ale dziennikarz chce koniecznie przeprowadzić wywiad. Dlatego – nie zważając na nic – wciska mikrofon między bandaże, nieważne, co przeżywa poszkodowany, byleby tylko na tym zarobić, byle ukazało się to na czołówce gazety czy w programie telewizyjnym!

A zalew pornografii, chamstwa, brzydoty i głupoty, którymi są oblepione witryny sklepów i kiosków. Byle pożreć człowieka! Każdy, kto to tworzy, powiela i wystawia, będzie za to odpowiadał przed Bogiem. Bo przecież dysponujemy wieloma cennymi i wartościowymi dobrami, mogącymi pokrzepić i ubogacić ludzkie serca, a ukazujemy jedynie to, co je poniża i druzgocze. Jakże często bowiem nosimy w sobie tylko jedno – pożreć człowieka!

I wreszcie najbardziej dramatyczna rzeczywistość, jaką jest reklama i produkcja środków antykoncepcyjnych i zabijanie dzieci nienarodzonych – pożerajmy je, bo niepotrzebnie się rodzą. A starego i niewygodnego człowieka też natychmiast zlikwidujmy i usuńmy wreszcie z naszych oczu. Popierajmy eutanazję!

Ale człowiek może obciążyć serce również przez pijaństwo. Oczywiście myślimy najpierw o nadużywaniu alkoholu, czyli o pijaństwie rozumianym wprost. Ale w szerszej perspektywie chodzi o wprowadzanie człowieka w iluzję życia, nie zważając na wynikające z tego osobiste i rodzinne dramaty. A cóż powiedzieć o narkotykach? Czyż nie słyszymy raz po raz, że tu albo tam odkryto ich produkcję na wielką skalę, i to także u nas, w Polsce?! A dealerzy rozprowadzający narkotyki i środki psychotropowe nawet wśród dzieci pozostają wciąż niekaralni – bo dlaczego człowiek, zwłaszcza ten młody, nie miałby posiadać narkotyku... Dlaczego nie ma sobie stworzyć iluzji? Dlaczego nie może znaleźć się na marginesie życia? Umożliwiajmy mu to, przecież jest wolny!

A nierząd, wszelaka rozpusta i prowokowanie tej rzeczywistości. A potem obłudne obrażanie się i sąd nad młodym człowiekiem, który dokonał gwałtu. Potworna rzeczywistość iluzji życia, w jaką zostajemy wmanipulowani. I ta obłuda: „agencje towarzyskie”, „salony masażu” i wszelkie inne kłamliwe określenia – jest tego pełno! Wszystko jest dozwolone, więc trzeba robić, co się da, byle człowiek nie szedł zdrową ścieżką swojego życia, byle pozostał na marginesie, stoczył się w otchłań grzechu i stał się jego niewolnikiem!

Gdyby próbować zastanowić się nad tym, jakie niebezpieczeństwo najbardziej grozi naszemu organizmowi, to narzucają się dwie odpowiedzi: rak i zawał serca. Bo wielu z nas to pożeracze tytoniu, dla których palenie jest ważniejsze niż potrzeby biologiczne. Palimy nieomal wszędzie! Tymczasem na każdej paczce papierosów są napisy głoszące, że palenie powoduje choroby nowotworowe i zawał serca, i to nie tylko u palaczy, ale także u tych, którzy przebywają w ich otoczeniu. To nikogo nie obchodzi. Pożeramy siebie nawzajem! Żyjemy w iluzji! Produkujemy sztuczne życie i przyspieszamy śmierć!

Zatem człowiek może siebie uciemiężyć przez obciążenie troskami i doświadczyć tak dotkliwie swoje serce pijaństwem i obżarstwem przez pożeranie siebie i innych. W przypowieści o synu marnotrawnym czytamy, że zagubiony młodzieniec pragnął napełnić swój żołądek omłotem wieprzów. Jakżeż to określenie pasuje do dzisiejszych czasów. To jest rzeczywistość, która niszczy ludzkie serce i powoduje, że nie ma już w nim miejsca dla Chrystusa – a przecież On jest jedynym jego ratunkiem!

To są konkrety, wśród których żyjemy na co dzień. Ponieważ Pan Jezus chce nas z tej mrocznej doliny wyprowadzić, dlatego wzywa: „Weź to swoje serce unurzane w błocie, szmirze, głupocie i wszelakiej iluzji. Zatroszcz się o nie! Obmyj z brudu tego świata, oczyść ze szmiry, uwolnij od iluzji i głupoty – niech to będzie właśnie ten dobry czyn, który masz spełnić, oczekując na moje powtórne przyjście. Ja nie będę szukał niczego innego. Pragnę tylko twojego czystego serca! Czy mi je dasz?”.


Poprzednia strona: Słowo i świadectwo, ks. Edward Staniek
Następna strona: BAZA PRZYKŁADÓW