Czy miłuję Chrystusa?, ks. Kazimierz Skwierawski


Jakże znamienne słowa kieruje dzisiaj do nas Jezus: „Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę [...]. Kto Mnie nie miłuje, ten nie zachowuje słów moich [...]” (J 14,23-24). Żadną miarą nie można przejść wobec nich obojętnie ani ich zlekceważyć, a tym bardziej odrzucić. Każdemu z nas pozwalają bowiem odpowiedzieć w prawdzie na najważniejsze w naszym życiu pytanie: Czy miłuję Chrystusa? Potem zaś weryfikować je codziennie na modlitwie w czasie wieczornego rachunku sumienia. To wtedy, robiąc przegląd całego dnia, mamy możliwość przekonać się, czy naprawdę całym sercem, myślą, każdym słowem i uczynkiem miłowaliśmy Syna Bożego, tak że wraz z Ojcem mógł w nas przebywać i nami się radować. Modlitwa ta pozwala nam również odkryć i przeanalizować przyczyny, które nam w tym przeszkadzały. Jeśli zatem rzeczywiście postanowiliśmy stawiać sobie to pytanie w rachunku sumienia, to warto przypatrzeć się odpowiedziom, jakie na nie dajemy.

Czy zatem za miernik świadczący o miłowaniu Chrystusa przyjmujemy nasze przeżycia, myśli lub odczucia, czy też kierujemy się wręcz zaskakującą wskazówką, jakiej On sam nam udziela: „Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę”? Jeśli chcemy wejść w głębię tego niezwykle prostego sformułowania, trzeba abyśmy bezwarunkowo uznali Jezusa za nauczyciela i przyjęli postawę pokornych uczniów, otwartych na Jego słowo i pragnących nieustannie zgłębiać Jego nauczanie. Trzeba nam zatem tak słuchać tego słowa, aby móc je dogłębnie rozważyć, a potem pozwolić, by ono całkowicie zawładnęło naszym umysłem, sercem i wszystkim, co nas stanowi; by w ten sposób dokonywała się owa błogosławiona przemiana w naszym skażonym grzechem pierworodnym i wszystkimi upadkami człowieczeństwie.

Czy zatem przyjmujemy światło i mądrość płynące z Chrystusowej nauki? Możemy wszak karmić się nią przez codzienne, wnikliwe i pełne szczerego zaangażowania sięganie po Jego słowo zapisane w Nowym Testamencie. I to jest ten podstawowy sposób zgłębiania Jego mądrości. A wcielając je w życie, świadczymy, że naprawdę miłujemy Chrystusa. Ale czy tak rzeczywiście jest?

Wiemy, że chociaż w samych początkach chrześcijaństwa Ewangelia nie została jeszcze spisana, a w pierwszych wiekach po Chrystusie umiejętność czytania nie była powszechna, to przecież nawet ci, którzy nie umieli czytać, byli głęboko zanurzeni w to wszystko, co głosił Jezus w czasie ziemskiego życia. Działo się tak dzięki pośrednictwu innych – tych, którzy w swoim życiu radykalnie naśladowali Mistrza z Nazaretu, dając o Nim piękne i pociągające świadectwo. To właśnie święci wskazują nam od wieków, jak powinniśmy podążać za naszym Panem. Oni kochali swojego Pana, więc w całej pełni zachowywali Jego naukę. To dla przykładu Kościół w sposób oficjalny wynosi na ołtarze takich naśladowców Jezusa. Ale przecież doskonale wiemy, że świętymi są nie tylko ci, którzy zostali nimi ogłoszeni, aby byli dla nas świetlanymi wzorami do naśladowania. Z pewnością zdecydowanie więcej jest tych, o których nie wie wielki świat, bo ich życie toczyło się z pozoru tak jak nasze, jednak oni naprawdę umiłowali Chrystusa! To anonimowi święci, którzy przyjęli Jego naukę za swoją i autentycznie nią żyli, a przez to stali się wiarygodnymi świadkami i znakami dla nas.

Tak powinien wzrastać w codziennej świętości każdy chrześcijanin! Zaś przede wszystkim mężczyzna i niewiasta, którzy dają początek rodzinie, aby wychowując dzieci, świadczyli o miłości do Boga. Tą wiarą i miłością Chrystusa, które zostały im zaszczepione, powinni dzielić się ze swoim potomstwem. I nie chodzi tu wcale o długie rozmowy na ten temat czy prawienie dzieciom „kazań”. Jeżeli rodzice są autentycznie przeniknięci Bogiem i głęboko zanurzeni w Jego nauce, to ta atmosfera będzie odczuwalna w całej rodzinie. Młode pokolenie z pewnością to dostrzeże. Nie trapmy się zbytnio buntem młodych, którzy czasami odchodzą od praktyk religijnych i wydaje się, że o Bogu zapomnieli. Prawdziwe, rzetelne świadectwo wiary wyniesione z domu rodzinnego zawsze wyda owoc, choć czasem trzeba długo czekać. Przeciw Jezusowi też wielu się buntowało. Jednak ci, którzy chcieli do Niego powrócić, zawsze mieli taką możliwość. Często działo się tak dzięki świadectwu innych. Chrystus pragnie, abyśmy szli taką drogą codziennej świętości i wyznacza ją każdemu z nas w indywidualnym powołaniu. Naszym zadaniem jest spokojnie, z głęboką wiarą zachowywać Jego naukę. Resztę pozostawmy opatrzności.

Dziękując dzisiaj za wiarę, którą zaszczepili w naszych sercach święci ludzie z naszego otoczenia, prośmy, by Duch Święty, którego Ojciec pośle w imieniu Jezusa, przypomniał nam wszystko, czego On nas nauczył (por. J 14,26), abyśmy – zachowując wiernie Jego naukę – byli wiarygodnymi świadkami w naszych rodzinach. Amen.