Gościnny dom dla Chrystusa, ks. Janusz Mastalski


Ciekawy tekst napisał przed laty pewien anonimowy człowiek. W sposób przejmujący ukazał niszczące działanie człowieka. Oto ten dość prowokacyjny, ale adekwatny do rzeczywistości tekst:

Na końcu człowiek zniszczył niebo, które nazywało się „ziemia”. A ziemia była piękna aż do chwili, kiedy duch ludzki uniósł się nad nią i zniszczył wszystko. Wtedy człowiek rzekł: „Niechaj się stanie ciemność!”. I stała się ciemność. I człowiek widział, że ciemność jest dobra. I nazwał człowiek ciemność „bezpieczeństwem”. I podzielił się na rasy i religie, i klasy społeczne. I nie było wieczoru ani poranka dnia siódmego przed końcem. A potem człowiek rzekł: „Niechaj powstanie nocny rząd, aby panował nad nami w ciemnościach. Niechaj powstaną armie, aby trzymały kontrolę nad ciałami, abyśmy mogli nauczyć się zabijać jedni drugich trafnie i skutecznie w naszych ciemnościach”. I nie było wieczoru ani poranka dnia szóstego przed końcem. A potem człowiek rzekł: „Niechaj powstaną rakiety i bomby, aby zabijać szybciej i sprawniej. Niechaj powstaną komory gazowe i piece krematoryjne, aby niszczyły całkowicie”. I nie było wieczoru ani poranka dnia piątego przed końcem. A potem człowiek rzekł: „Niechaj powstaną narkotyki i inne formy ucieczki przed nieustannym strapieniem... rzeczywistością, która zakłóca nasz błogi spokój”. I nie było wieczoru ani poranka dnia czwartego przed końcem. A potem człowiek rzekł: „Niechaj się oddzielą jedne narody od drugich, abyśmy wiedzieli, kto jest naszym wspólnym wrogiem”. I nie było wieczoru ani poranka dnia trzeciego przed końcem. A wreszcie rzekł człowiek: „Uczyńmy Boga na nasz obraz, podobnego nam. Niech Bóg myśli – jak my myślimy, nienawidzi – jak my nienawidzimy, i zabija – jak my zabijamy”. I nie było wieczoru ani poranka dnia drugiego przed końcem. Ostatniego dnia moce ziemi zostały wstrząśnięte. Ogień pochłonął piękny glob ziemski i nastała cisza. Sczerniała ziemia spoczywała teraz, oddając cześć jedynemu prawdziwemu Bogu. A Bóg widział wszystko, co człowiek uczynił, i w ciszy zalegającej nad dogasającymi zgliszczami Bóg płakał.

W kontekście tego tekstu słowa Jezusa z dzisiejszego fragmentu Ewangelii skierowane do Zacheusza brzmią szczególnie wymownie. Otóż zwierzchnik celników usłyszał: „Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu”. Jest to wezwanie także do każdego z nas, aby otworzyć swój dom, swoje serce i uczucia dla Pana. Jeśli jednak nasza postawa jest naśladownictwem człowieka z przytoczonego wcześniej przykładu, to zamiast budowania i przyjmowania Chrystusa z miłością stajemy się ludźmi, którzy niszczą. Chodzi więc o to, aby przygotować miejsce dla Mistrza niezależnie od tego, kiedy przyjdzie.

A przychodzi przecież zawsze. Przychodzi ze słowami otuchy, ale i przestrogi. Wymownym przykładem owego przychodzenia jest pewne wydarzenie sprzed kilku laty. Otóż po ciężkim wypadku karetka wiozła do szpitala małego chłopca. Było to zupełnie samotne dziecko. Chłopiec miał jednak jednego przyjaciela – zgorzkniałego i rozgoryczonego życiem, światem i ludźmi człowieka niewierzącego. Pewnego dnia, kiedy ów przyjaciel przyszedł odwiedzić chłopca w szpitalu, ujrzał niechybne znaki bliskiej śmierci. Starał się go pocieszyć: „Niedługo znowu będziesz sprzedawał gazety!”. „O nie! Nie chcę tu być już dłużej. Nie będę żył i wiem o tym. Ale po zmartwychwstaniu zobaczę Jezusa jako jeden z pierwszych” – odpowiedział chłopiec. Mężczyzna był wstrząśnięty jego słowami, zapytał ze łzami w oczach: „A czy jesteś tego pewien, że Jezus tam będzie?”. „Oczywiście! Gdzie jest Jezus, tam jest niebo” – usłyszał.

Jak więc widać Chrystus przychodzi często w sposób nieoczekiwany. Powstaje jednak pytanie: Jak postępować, aby umieć Go przyjąć? Jak dostrzec Go w drugim człowieku, w wydarzeniach dnia codziennego, cierpieniu czy wreszcie niezrozumiałych splotach okoliczności? Co uczynić, aby usłyszeć wezwanie po imieniu, tak jak to było w wypadku Zacheusza?

Odpowiedzi poszukajmy w pewnym mądrym tekście napisanym przez Kahlila Gidrana, który wszystkim nowożeńcom zadedykował słowa O małżeństwie. Pisze on w następujący sposób:

Urodziliście się razem i pozostaniecie razem na zawsze. Będziecie razem, gdy białe skrzydła śmierci rozproszą wasze dni. Będziecie razem nawet w milczącej pamięci Boga. Ale w waszym związku niech nie zabraknie przestrzeni. I wiatr wiejący z nieba niech tańczy pomiędzy wami. Kochajcie się wzajemnie, lecz nie czyńcie z tej miłości krępujących pęt. Niech będzie ona raczej jak ruchliwe morze pomiędzy brzegami waszych dusz. Niech każde z was uzupełni kielich drugiego, lecz nie pijcie z jednego kielicha. Dzielcie się waszym chlebem, lecz nie jedzcie z tego samego bochenka. Śpiewajcie i tańczcie razem, i bądźcie weseli, ale niech każde z was pozostanie sobą. Ponieważ nawet struny lutni pozostają oddzielone, choć wibrują w rytm tych samych dźwięków. Oddawajcie sobie serca, lecz nie pod wzajemną straż. Ponieważ tylko ręka Życia może trzymać je na wodzy. I bądźcie blisko siebie, ale także nie nazbyt blisko: ponieważ filary świątyni stoją oddzielnie.

Aby nie minąć się z Chrystusem, trzeba kochać Boga i człowieka, wierząc, że właśnie w tej miłości jest On sam. Potrzeba więc wysiłku, aby tak jak Zacheusz wspiąć się na drzewo swoich słabości i egoizmu i zobaczyć miłość pragnącą na stałe zamieszkać w naszym domu. Obyśmy mogli często słyszeć w sercu słowa Ewangelii: „Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu”.