Jaka ma być współczesna miłość?, ks. Janusz Mastalski


Coraz częściej słyszy się informacje o dramatach, a nawet zbrodniach mających miejsce w polskich rodzinach. Przerażeniem napawają historie o zabójstwach, pobiciach czy maltretowaniu fizycznym i psychicznym najbliższych. Uzasadniona jest teza mówiąca o kryzysie współczesnego małżeństwa i rodziny. To już nie tylko konflikt pokoleń. To czas rozpadu wspólnoty, która powinna być podstawą i fundamentem szczęścia każdego człowieka. To właśnie w rodzinie każdy powinien być zrozumiany, chciany, a przede wszystkim kochany. Czy zatem brakuje w naszych domach miłości? Gdzie się podziała ta miłość z czasów, kiedy dwoje młodych ludzi mówiło: „kochamy się bezgranicznie”? Przecież właśnie ona doprowadziła ich do ołtarza. Po paru latach gdzieś została zagubiona. Gdzie podziała się miłość dziecięca pięcio- czy sześciolatków, którzy nie wyobrażali sobie życia bez rodziców? Teraz, gdy są piętnastolatkami, kontestują swoich najbliższych, zapominając o miłości do swoich rodziców, która przejawia się między innymi we wdzięczności.

Ale przecież wielu twierdzi, że nie ma normalnej egzystencji bez miłości. Życie bez miłości jest niemożliwe. A więc każdy z nas kocha. To skąd tyle cierpień i niezrozumienia? Wbrew pozorom odpowiedź jest prosta: miłość coraz częściej jest zdeformowana przez egoizm. Jest to miłość egocentryczna, która nie uszczęśliwia drugiego, ale i samego siebie także nie. Może jest w naszych domach za mało prawdziwej, chrześcijańskiej miłości.

W dniu dzisiejszym czytamy najpiękniejszy tekst o miłości, jaki został kiedykolwiek napisany. Jest nim Hymn o miłości. Właśnie w tych słowach zawarte są konkretne wskazania dotyczące prawdziwej miłości, miłości agape. Przesłanie św. Pawła skierowane jest zarówno do dzieci, młodzieży, jak i dorosłych czy starszych, do tych żyjących w małżeństwie oraz samotnych, ale także do kapłanów i osób konsekrowanych, po prostu do wszystkich. Czym więc ta miłość jest? Najpierw jest zawsze obdarzaniem. Nie można mówić o prawdziwej miłości, gdy człowiek zagarnia wszystko dla siebie i myśli tylko o sobie. To przecież Chrystus dał siebie do końca, do krzyża. Zapomniał o sobie, myśląc z miłością o innych. Nawiasem mówiąc, św. Paweł poszedł tą samą drogą. A więc kochać to znaczy przynosić w darze osobie kochanej swój czas, swoje uczucia, myśli, całego siebie, nie żądając nic w zamian. Jest to obdarzanie bezinteresowne. Jakże wzruszający jest przykład matki, która dowiedziawszy się o śmiertelnej chorobie dziecka, chce oddać swoją nerkę, by je ratować. Gdy lekarz pyta o zgodę na operację i informuje, że może ona tej transplantacji nie przeżyć, odpowiada: „Kocham mojego syna nad życie i dlatego jestem gotowa na każde poświęcenie!”. To jest właśnie miłość ofiarna i obdarzająca.

Czytając dokładnie hymn św. Pawła, trzeba z naciskiem stwierdzić, że miłość jest wyborem. Nie jest więc tylko uczuciem. Wzajemna fascynacja sobą narzeczonych jest bardzo intensywna. Przechodzi ona wraz z upływem lat stażu małżeńskiego w pełne codziennych wyborów „trwanie”. Okazuje się, że partner życiowy nie jest ideałem, że nie jest już tak piękny (pierwsze zmarszczki, siwe włosy). Jeśli miłość ma być cierpliwa, łaskawa, musi być wyborem: „Na dobre i na złe jestem przy tobie!”. Tak uczynił Chrystus – podporządkował całe swoje życie Ojcu. Święty Paweł po nawróceniu również pozostał wierny swojemu wyborowi. Można więc powiedzieć, że miłość to nie tylko uczucie. O miłości nie wystarczy mówić, trzeba o niej świadczyć. Syn czy córka mówi do swoich rodziców: „Kocham was”, ale na przykład ciągle spóźnia się kilka godzin na umówione z nimi spotkanie. Taka miłość jest egoizmem i nie ma nic wspólnego z obdarzaniem, z jednoznacznym wyborem.

Podczas analizy dzisiejszego drugiego czytania nasuwa się jeszcze jedna refleksja. Miłość jest także zaproszeniem Boga do relacji międzyludzkich. Chrystus całym życiem świadczył, że miłość Boga jest nieograniczona. Dlatego też, jeśli mam kochać prawdziwie, muszę zaprosić do swojego małżeństwa, do rodziny, związku, który ma być kiedyś sakramentalnym, samego Boga. Zaprosić Boga oznacza kierować się Jego wskazaniami. Można bowiem miłość sprowadzić do cielesności, do zabawy, zdeformować ją. Bóg sprawia, że miłość, którą obdarzam, nie jest jej karykaturą. Nie można więc budować prawdziwych i trwałych relacji interpersonalnych bez źródła miłości, jakim jest Bóg. Pomyślmy o tym szczególnie wtedy, gdy mówimy komuś: „kocham cię”, a nie modlimy się za tę osobę; kiedy oświadczamy osobie kochanej: „jesteś dla mnie najważniejsza”, a nie myślimy o niej przed Bogiem.

Przyglądając się słowom św. Pawła zawartym w Hymnie o miłości, nie można zapomnieć jeszcze o jednej prawdzie: miłość jest drogą do zbawienia. Katalog jej cech zawartych w Pierwszym Liście do Koryntian to konkretne drogowskazy do życia wiecznego. Jezus Chrystus przez swoją działalność i naukę ukazał, co w życiu ziemskim liczy się najbardziej. Tą wartością jest miłość. Nie można zapomnieć, że Bóg zapyta nas o jakość naszej miłości, kiedy mieliśmy dziesięć, piętnaście, trzydzieści czy więcej lat. Czy będziemy mieć jakieś argumenty na swoją obronę? Jeśli chcemy odchodzić z tego świata spokojnie i z nadzieją, popatrzmy na naszą miłość wobec innych, bo jest ona drogą do zbawienia. A jeśli tej prawdziwej miłości nie ma w naszych domach, to znaczy, że bardzo oddaliliśmy się od Boga, który jest jej źródłem.

Współczesny świat odrzuca miłość chrześcijańską; jest ona bowiem wymagająca. W telewizji, radiu, prasie czy internecie lansowane są hasła negujące miłość agape. Obecnie nie opłaca się żyć tak, jak chce tego Kościół, jak chce Bóg – takie są czasy. Żyjemy więc w epoce, w której walczy się z prawdziwą, wymagającą miłością. Na koniec weźmy sobie do serca słowa, które kiedyś wypowiedział Stwórca do Jeremiasza lękającego się o swój los. Są to słowa otuchy z pierwszego czytania: „Będą walczyć przeciw tobie, ale nie zdołają cię zwyciężyć, gdyż Ja jestem z tobą, mówi Pan, by cię ochraniać”.