Jesteś moim Bogiem!, ks. Kazimierz Skwierawski


Przeżywamy niezwykłą radość okresu wielkanocnego. Staje się ona udziałem każdego człowieka, który rzeczywiście opowiedział się za Bogiem, odpowiedział na Jego miłość i zechciał wejść w tajemnicę, o której mówi Jezus w dzisiejszej Ewangelii: znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca” (J 10,14-15).

Każdy, kto uważa się za wierzącego, musi najpierw bardzo dokładnie zbadać, czy jego przekonanie ma w ogóle coś wspólnego z rzeczywistością, a następnie uczciwie przyznać się, w co i komu tak naprawdę wierzy. Kto wierzy w Boga, czuje potrzebę uwielbiania Go, jest bowiem zachwycony tą przedziwną tajemnicą, że Ojciec w pełni zna Syna, a Syn Ojca, że w nierozerwalny sposób do siebie należą i pragną, aby i człowiek w ich wzajemnej miłości i bliskości mógł uczestniczyć.

O wszystkim, co ma wymiar życia religijnego, mówi się sacrum. Coś jest święte, to znaczy oddzielone, inne, wielkie, że człowiek powinien upaść na kolana i z pokorą skłonić głowę, albowiem to go niesamowicie przerasta i budzi bojaźń, która domaga się hołdu i poddania. Pytajmy zatem: Czy rzeczywiście budzi się w nas zachwyt i potrzeba wielbienia Boga? Bowiem gdy nadeszła pełnia czasu, z głębi Trójcy Przenajświętszej wyszło Słowo, które stało się ciałem, przeszło przez to życie, czyniąc dobrze, poniosło ofiarę na krzyżu i zmartwychwstało.

To, co w swojej istocie należy do Boga – co łączy Ojca z Synem, a Syna z Ojcem – pragnie On ofiarować człowiekowi: „Znam owce moje”. Znam ciebie. Wiem, kim jesteś, albowiem jestem bliżej ciebie niż ty sam siebie. Znam twoje plany, cierpienia i troski. Znam także twoje błędy, grzechy i fałszywe mniemania. Wiem wszystko o twoich pragnieniach, myślach i jestem ci życzliwy. Mojej życzliwości możesz doświadczyć, patrząc na krzyż. Taki jest głos, który się wydobywa z głębi Bożego serca ku człowiekowi.

I teraz pojawia się zasadniczy problem: Bóg mnie zna, ale czy ja znam Boga? Czy mam względem Niego takie odniesienie, jakie On ma względem mnie? Bo wierzyć to znaczy uznać, że On jesteś moim Bogiem. Czy mogę zatem powtórzyć za psalmistą: „Jesteś moim Bogiem, chcę Ci dziękować: Boże mój, chcę Ciebie wywyższać” (Ps 118,28), gdyż to stanowi przecież fundament najważniejszego przykazania: „Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił” (Pwt 6,5).

Jeśli Bóg jest moim Bogiem, to wielbię Go, mówiąc: „Moje serce przepełnia wdzięczność, dlatego chcę Ci dziękować, bo jesteś dla mnie najcenniejszy. Odebrałem sygnał płynący od Ciebie i muszę wołać i śpiewać, a przede wszystkim zbliżać się do Ciebie, by Cię naśladować i być szczęśliwym. Im pełniej zatem widzę w prawdzie całe swoje życie: grzech, błędy, głupotę, fałszywe fascynacje, które prowadzą mnie na manowce, tym bardziej uwielbiam Cię, że jesteś moim Bogiem! Albowiem z taką życzliwością i troską stoisz obok mnie, wzywając, apelując i dając dobre rady, gdyż zależy Ci na mnie, bo jesteś przecież «dobrym pasterzem» (J 10,11). A ja wierzę Ci głęboko, bo wciąż doświadczam, że stoisz przy mnie, że tyle razy już mi przebaczyłeś, że się nie niecierpliwisz i nigdy mnie nie porzucasz. Jesteś dla mnie niezwykły! Odczuwam głęboko w sercu, że jesteś moim Bogiem, i tym większa ogarnia mnie skrucha z powodu mojego złego postępowania.

A z drugiej strony przepełnia mnie szczęście, że mnie przyjmujesz, że mogę się na Tobie oprzeć i żaden mój grzech nie jest w stanie zniweczyć Twojej miłości. Dlatego jestem tu dzisiaj. Od ostatniej niedzieli tyle się w moim życiu wydarzyło – o czym Ty, Boże, najlepiej wiesz, gdyż ja wiem tylko tyle, ile zechcę wiedzieć, i o tyle, o ile poważnie potraktuję i Ciebie, i siebie. Staję więc w poczuciu winy i klęski, a równocześnie z ufnością, że Ty mnie znowu przyjmiesz, albowiem jesteś nieustannie wezwaniem i zachętą, aby moje życie było wspaniałe i szczęśliwe.

Dlatego przyszedłem tutaj, aby Cię wielbić i wyznać, że jesteś moim Bogiem! I choć moje dziękczynienie nigdy się nie wypełni, bo nie potrafię Ci za wszystko podziękować, to przecież pragnę wciąż to czynić; szczególnie wtedy, kiedy jest czas największego dziękczynienia, kiedy jest czas niedzielnej Eucharystii. Przychodzę tu, aby wielbiła Cię moja obecność”.

Pytajmy zatem siebie: Czy Bóg jest rzeczywiście przedmiotem mojego uwielbienia? Czy każda moja chwila spędzona tutaj, każdy mój gest, słowo i  postawa mówią o tym? A patrząc szerzej: czy w ten sposób budujemy swoją wiarę jako wspólnota? Czy człowiek stojący obok słyszy, jak z mojego serca podnosi się okrzyk radości i uwielbienia Boga, a ja dostrzegam to samo u niego? Czy wzajemnie budujemy wspólnotę zgromadzoną obok Jezusa w Eucharystii? Czy nawzajem się podtrzymujemy naszą wiarą i miłością?

Pomyślmy o tym, bo sercem naszego życia religijnego jest dziękczynienie! Dziękować, uwielbiać można tylko wtedy, gdy się spotkało Boga mówiącego: „znam owce moje, a moje Mnie znają”. Bóg mnie zna i za mnie umarł, i dla mnie zmartwychwstał, ale czy we mnie rośnie przekonanie, że mam się na Nim oprzeć, „bo Jego łaska trwa na wieki, [...] lepiej się uciekać do Pana, niż pokładać ufność w człowieku. Lepiej się uciekać do Pana, niż pokładać ufność w książętach” (Ps 118,1.8-9). Czy zatem – kształtując moje życie – nie odrzucam kamienia węgielnego, którym jest Chrystus, lecz właśnie na Nim buduję i to staje się przedmiotem mojego zachwytu i fascynacji?

Czy Bóg, patrząc na mnie, swoją owcę, może patrzeć nie tylko z miłością, której Mu nigdy nie zabraknie, ale także z radością?