Lekceważenie proroków, ks. Stanisław Wronka


Pan, Bóg ich ojców, bez wytchnienia wysyłał do nich swoich posłańców, albowiem litował się nad swoim ludem i nad swym mieszkaniem. Oni jednak szydzili z Bożych wysłanników, lekceważyli ich słowa i wyśmiewali się z Jego proroków, aż wzmógł się gniew Pana na swój naród do tego stopnia, iż nie było już ocalenia (2 Krn 36,15-16).

A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki (J 3,19).

Lekceważenie Boga i Jego proroków jest znakiem wszystkich czasów, ale wydaje się, że w naszej epoce znak ten dochodzi do głosu z niespotykaną dotąd mocą. Izraelici zlekceważyli Jeremiasza, a potem Jezusa. Zapłacili za to zburzeniem Jerozolimy i niewolą babilońską w 587 roku p.n.e. oraz ponownym splądrowaniem świętego miasta przez Rzymian w 70 roku. W jaki sposób będzie musiał zapłacić Kościół i świat za lekceważenie Bożych proroków? Czy można lekkim sercem odwrócić się od Boga? Czy człowiek jest rzeczywiście tak dojrzały i mocny, że obejdzie się bez Niego? Czy odwrócenie się od Boga oznacza naprawdę wyzwolenie człowieka i otwiera mu wreszcie drogę do upragnionego postępu?

Niewola babilońska przyniosła odrodzenie i oczyszczenie religii Izraelitów. Dzisiejsza krytyka i ataki na Bożych proroków mogą i powinny być wykorzystane w podobny sposób. Jest to również jakaś wychowawcza kara Boża, bo przecież nic nie dzieje się bez Bożego przyzwolenia. Jakże wierzący, poza nielicznymi wyjątkami, nie dorastają do wielkości Ewangelii! Gdyby nią żyli, czy krytyka byłaby równie mocna? Chrześcijanie nie umieją wykorzystać ogromnego potencjału Bożego i ludzkiego, który mają w swoich rękach. Gdyby ten potencjał został uruchomiony, świat zostałby radykalnie przekształcony, odnowiony. Niestety, zbyt mało osób wierzy w moc Ewangelii, a jeszcze mniej stara się nią żyć. W takiej sytuacji Ewangelia nie ma możliwości objawienia swej mocy i mądrości. Pozostaje martwą literą.

Bóg nie opuści swego stworzenia. Za bardzo go umiłował, nie może się go zaprzeć, ani siebie również. Wyprowadzał Izraelitów z największych opresji i kataklizmów: z niewoli egipskiej, babilońskiej, z okupacji rzymskiej, z holokaustu... Bóg jest wierny, wierny aż po własną śmierć! „Własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał” (Rz 8,32). Nic nie jest w stanie zniweczyć Jego dzieła i planów. Może posłużyć się nowym Nabuchodonozorem czy Cyrusem. Wszyscy pełnią bowiem Jego wolę, nie wiedząc o tym, myśląc, że realizują swoje zamierzenia. Nawet gdy występują przeciw Bogu, są w rzeczywistości na Jego usługach. Dziwne to i nieprzeniknione, ale tak jest.

Nie oznacza to, że można robić wszystko, bo Bóg i tak zrealizuje swoje plany. Owszem, Boży plan urzeczywistni się tak czy inaczej, ale nie eliminuje to ludzkiej odpowiedzialności. Judasz też przyczynił się do realizacji Bożych zamierzeń, a słowa Jezusa na jego temat nie były obojętne (por. Łk 14,17-21). Każdy ma obowiązek poznać Boży zamysł i włączyć się w jego realizację na miarę swoich możliwości. Nikt nie może się uchylić od współpracy i odpowiedzialności. Bóg zaprasza wszystkich do udziału w swoim dziele i życiu, szanuje jednak wolność człowieka. Na siłę nie będzie nikogo uszczęśliwiał. Kto wykaże choćby odrobinę pragnienia, może zostać dopuszczony do Jego stołu niebieskiego. Kto nie wykaże... Czy będą tacy, którzy do końca nie zechcą wejść? Jeśli tak, to oni sami wybiorą piekło, zrobią to wbrew Bogu. Możliwość wyboru piekła musi istnieć, jeśli ma zostać zachowana wolność człowieka. Ale to człowiek jest bardziej jego twórcą aniżeli Bóg. Zapełnione piekło czy zbawienie wszystkich jest problemem nie do rozstrzygnięcia. Ważne jest, aby mieć świadomość istnienia piekła i umieć skoncentrować swe siły nie na dyskusji o tym, czy piekło istnieje, czy nie, czy będzie pełne, czy puste, lecz na takim życiu, aby nie stało się ono naszym losem.

Słowo proroków się spełnia, nie można przed nim uciec. Jest to słowo przestrogi, nagany, ale głównie słowo zbawienia. „Albowiem Bóg nie posłał swego Syna po to, aby świat potępił, ale po to, aby świat został przez Niego zbawiony” (J 3,17). Czy rozsądnym jest lekceważenie takiego słowa?

Tragedią dzisiaj jest to, że prorokami są ludzie, którzy nie mają wiele do powiedzenia. Mają jedynie trochę pieniędzy, pewną siłę przebicia i sprytnie to wykorzystują, aby znaleźć się w elicie kształtującej opinię. Są prorokami na jeden sezon, na parę dni, bez doświadczenia, wiedzy, mądrości, uczciwości. Karmią ludzi ochłapami, a główną ich troską jest ich własne bogactwo i pozycja. Czy ich słowo się sprawdza, wytrzymuje próbę czasu, niesie zbawienie? Czy nie dajemy się nabierać takim fałszywym prorokom?