Ludzkie oblicze Boga, ks. Rafał Buchinger


Na przełomie ostatnich tysiącleci pojawiło się pytanie: Z kim w trzecie tysiąclecie chrześcijaństwa? Dla wierzących odpowiedź jest oczywista i niepodlegająca dyskusji: z Chrystusem – tylko z Chrystusem! Jakie są konsekwencje tego wyboru? Ewangelia Jezusa nadal pozostaje programem działania dla Kościoła. Ustalona w niej hierarchia wartości obowiązuje na co dzień Jego wyznawców, a nakreślony w niej program pracy nad sobą jest najlepszym w dążeniu do świętości, bo jest Bożym programem!

Nie tylko dziś, ale i w minionych czasach ludzie nie przyjmowali łatwo i w milczeniu kategorycznych wskazań. Chyba tylko dłużej się nad nimi zastanawiali, zanim zapytali! Również Jezus tego doświadczył. I Jego pytano: „Powiedz nam, jakim prawem to czynisz?”, gdy nauczał i czynił znaki i cuda. Także w naszych czasach, naznaczonych kryzysem wszelkich autorytetów, często pada pytanie: Dlaczego mamy wędrować z Chrystusem i za Chrystusem? Dlaczego On ma być naszym przewodnikiem? Dlaczego Jemu jesteśmy zobowiązani okazywać bezgraniczne zaufanie i posłuszeństwo?

Nie należy się tymi pytaniami ani przerażać, ani też gorszyć. Dobrze, że są zadawane. Dobrze, że ludzie pytają – szczególnie młodzi. Należy pilnie, spokojnie i cierpliwie ich słuchać. Zastanawiać się nad zadawanymi pytaniami i jasno na nie odpowiadać! Powróćmy zatem do początku... Dlaczego mamy wędrować z Chrystusem przez trzecie tysiąclecie?

Chrystus nie kreował się na przewodnika ludzkości. Do tego zadania wyznaczył go Ojciec Niebieski. Wspomnijmy dwa fakty zapisane w Ewangelii. Podczas chrztu Jezusa w rzece Jordan Bóg powiedział: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie” (Mk 1,11). Bóg wiąże z Jezusem wielkie plany. Jest pewien, że On je podejmie i nie zawiedzie. W tych planach Ojciec wyznacza Mu rolę przewodnika ludzkości!

Drugi fakt ma miejsce kilka miesięcy później. Chodzi o Jezusowe przemienienie na górze. Podczas modlitwy przez Chrystusowe człowieczeństwo przebija się bóstwo. Można to sobie wyobrazić, patrząc, jak słońce przedziera się przez gęste chmury i opromienia wszystko! Wówczas to Bóg, uroczyście i wobec świadków, wskazując na Jezusa, powiedział: „To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie!” (Mk 9,7). Od tej chwili Jezus jest jedynym przewodnikiem ludzkości, najwyższym autorytetem, któremu należy się cześć i posłuszeństwo! Chrystus przyjął i piastuje urząd przewodnika ludzkości.

Mimo to pojawia się kolejne pytanie: Czy należy i warto zaufać Jezusowi? Można odpowiadać na różne sposoby. Patrząc od strony zwyczajnej historii ludzkości albo też od strony Ewangelii.

Zarówno historia powszechna, jak i jednostek dowodzi, że Jezus wywiązuje się z zadania przewodnika ludzkości bez zarzutu. W ciągu wieków zawodziły kościelne instytucje i ludzie Kościoła, ale nie On. Warto poświęcić sporo wolnego czasu, by zaznajomić się z wpływem chrześcijaństwa na dzieje świata, zbadać, jak kształtowało ono jego rozwój zarówno w wymiarze materialnym, jak i intelektualnym, kulturalnym i duchowym! Wędrując przez stulecia, przeżyjemy ciekawą przygodę z fascynującą prawdą o szczęśliwym wpływie Jezusa i chrześcijaństwa na losy ludzkości!

Szukając odpowiedzi na to samo pytanie w Ewangelii, należy prześledzić rozmaite wątki. Przede wszystkim warto poznać Chrystusowe podejście do miłości, cierpienia i śmierci. Rozpracować trzeba Jezusowy stosunek do prawdy. Nie należy też zapominać o Jego odniesieniu do człowieka uwikłanego w zadania i problemy codzienności! Wyborną ilustracją tej trzeciej „ścieżki dowodowej” jest pełne napięcia spotkanie Jezusa z kobietą oskarżaną przez społeczeństwo o cudzołóstwo (por. J 8,1-11). W czasach Starego Testamentu za tego rodzaju przestępstwo karano śmiercią przez ukamienowanie. Roztrząsając opis owego wydarzenia, należy zwrócić uwagę na pewne fakty.

Oskarżenie jest poważne! Od wydanego orzeczenia zależy życie! Każdy werdykt wydany przez Jezusa narazi Go na gniew i kłopoty – albo ze strony oskarżycieli, albo oskarżonej, albo jej bliskich, albo opinii publicznej! A jednak Chrystus podejmuje sprawę i prowadzi do jej zaskakującego i dobrego dla wszystkich stron zakończenia. Czy można zaufać tak odważnemu przewodnikowi i sędziemu? Odpowiedź jest oczywista!

Prowadząc sprawę kobiety oskarżonej o cudzołóstwo, Jezus nie zaprzecza i nie zaciera prawdy. Konsekwentnie stroni od jakiegokolwiek matactwa. Nie łagodzi też towarzyszącego sprawie cierpienia. Nie wybiela i nie usprawiedliwia w jakikolwiek sposób oskarżonej. Jasno określa jej winę. „Nikt cię nie potępił? [...] I Ja ciebie nie potępiam. Idź, a od tej chwili już nie grzesz”. Czy można zaufać takiemu przewodnikowi i sędziemu? Odpowiedź jest oczywista!

W sprawie o cudzołóstwo Jezus zastosował rewelacyjną taktykę. Nie złamał prawa nakazującego karać za ten grzech śmiercią. Nie okazał oskarżonej pobłażliwości. Wydał wyrok. Powiedział jej wyraźnie: Jesteś winna! Zasługujesz na karę! A równocześnie uprzytomnił oskarżycielom, że aby móc oskarżać o coś innych, ferować wyroki i je wykonywać, samemu trzeba mieć czyste sumienie! „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień”. Jezus ryzykował w tym momencie wiele. Ryzykował dobrym, nieposzlakowanym imieniem. Jego wrogowie zapamiętali to wydarzenie i w swoim czasie wykorzystali przeciw Niemu. Czy warto zaufać takiemu przewodnikowi i wychowawcy? Odpowiedź jest oczywista!

Jaki był motyw owych działań Chrystusa? Niewątpliwie to, że Ojciec ustanowił go przewodnikiem dla ludzkości. Przewodnikiem, który z miłością prowadzi swych podopiecznych. Wymaga od nich wiele, ale z wyrozumiałością! Jego wyrozumiałość jest ciepła, delikatna, dyskretna i cierpliwa, ale zawsze idzie w parze ze stanowczością. Jego stanowczość nie przekreśla nikogo, lecz zawsze wzywa do lepszego i mądrzejszego życia.

Czy oskarżona i jej oskarżyciele spożytkowali dla własnego dobra owo wydarzenie i udzielone im przez Jezusa wskazania? Nie wiemy! I nawet nie jest to w tej chwili już takie ważne. Ważne jest to, byśmy sami dla siebie je wykorzystali. Patrząc, czytając, słuchając, jednym słowem: obserwując otoczenie i samych siebie, wiemy, że daleko nam do skorzystania z wniosków płynących z owego wydarzenia. A szkoda!