Miłość, ks. Tomasz Jelonek


Dzisiejszy dzień ukazuje nam przede wszystkim Jezusa, który „umiłowawszy swoich, do końca ich umiłował”. To szczególne święto miłości, która poucza uczniów, aby umywali sobie wzajemnie nogi, która wydaje siebie w Eucharystii i pozwala się pojmać, aby oddać życie za zbawienie świata.

Stając wobec takiego przykładu miłości, zauważmy najpierw, z jaką spotyka się niewdzięcznością, gdy jeden z uczniów prowadzi strażników, aby pojmali Jezusa, drugi się Go zapiera, a inni pouciekali. Nie rzucajmy gromów i oskarżeń na apostołów, na Piotra i Judasza, ale w wielu wydarzeniach naszego życia chciejmy zauważyć, że nasza postawa i zachowanie niewiele odbiegają od tych przykładów niewdzięczności i zdrady. Czy nie uciekamy od odpowiedzialności za sprawy Boże w codziennych okolicznościach, gdy pozwalamy, aby w naszym społeczeństwie zamiast kierowania się prawami Boga i Jego przykazaniami wprowadzano ludzkie sposoby postępowania i zasady, które wprost sprzeciwiają się normom prawa Bożego.

Publicznie można naśmiewać się z Boga i religii, wystawiać rzekome dzieła sztuki, które są profanacją, wyświetlać filmy skierowane przeciw religii i jej wartościom, a my w tych i wielu innych sytuacjach uciekamy, milczymy, nie ma nas, aby zaprotestować, zachowujemy się jak uczniowie, którzy uciekli, i jak Piotr, który mówi, że nie zna Jezusa. Jakże często nie przyznajemy się do tej znajomości, gdy pojawi się nawet tylko cień obawy, że mogłoby to nam jakoś zaszkodzić. Na tej naszej bierności, na tym strachu, który jest w rzeczywistości zdradą, korzystają przeciwnicy Boga i krok po kroku umacniają swoje pozycje. Nie stać nas na zbojkotowanie czasopisma, które notorycznie sieje zgorszenie i z umiłowaniem wyciąga wszelkie brudy w Kościele, tak je przedstawiając, jakby one stanowiły nie margines, ale zasadę wszystkiego. Nie stać nas na zrezygnowanie ze środków masowej indoktrynacji, które nieustannie wlewają do naszej świadomości fałszywy obraz świata, podkopują wiarę i deprawują sumienia. Nie stać nas na wiele podobnych kroków, więc uciekamy w błogi spokój i bezczynność, zostawiając Jezusa w rękach oprawców.

Trzeba dokonać uczciwego rachunku sumienia i odpowiedzieć sobie, gdzie i ile razy zdradziliśmy Jezusa, który przychodzi do nas z miłością. Trzeba – dziś zwłaszcza – przede wszystkim przypatrzeć się tej miłości i zapytać, w czym mamy ją naśladować.

W dzisiejszych czasach – w których część społeczeństwa skazana jest na wegetację bez pracy, bez zarobków, bez nadziei na poprawę – trzeba przyjąć postawę Jezusa umywającego nogi.

Nie chodzi o to, aby komuś rzucić jakąś jałmużnę. Jest wielu takich, którzy ułożyli sobie życie pasożytnicze, wykorzystując to, że potrafią wyłudzić grosz od tych, którzy bezmyślnie go rzucą, aby mieć spokój. To nie o to chodzi. Przede wszystkim trzeba dbać, aby pomoc trafiała do rzeczywiście potrzebujących, a wtedy nie chodzi o zdawkowy gest, ale o jakąś formę solidarności, która łączy ludzi i uczy ich wzajemnie się dzielić. Miłość musi mieć trwałą postać. Tworzenie wspólnoty miłości społecznej to prawdziwa odpowiedź na miłość, która w dniu dzisiejszym szczególnie się objawia. Bądźmy jedni z drugimi, a nie jedni przeciw drugim. Niech nas ożywia wspólna troska o dobro innych. Jezus w Eucharystii co dzień wzywa do takiej postawy. Niech miłość staje się wyrazem wszystkich stosunków międzyludzkich i społecznych. Daleka to i trudna droga, ale możemy na niej zawsze liczyć na pomoc Tego, który nawet na dziedzińcu arcykapłana z miłością spojrzał na płaczącego nad swoją zdradą Piotra.