Moja odpowiedzialność za życie, ks. Janusz Mastalski


Dzisiejsza Ewangelia niesie w sobie ogromnie ważne przesłanie, które powinno być przez nas realizowane w prozie codzienności. Otóż przypowieść o talentach jest konkretnym wskazaniem dla każdego człowieka, aby dbał o swój rozwój. Każdy posiada niepowtarzalne dary, które powinien pomnażać po to, aby w ten sposób mógł uwielbiać Boga i Mu dziękować. Można jednak mieć wiele talentów i nawet je pomnażać, ale w konsekwencji wykorzystywać je do złych celów.

Kiedy współczesny świat obserwuje z niepokojem coraz częstsze akty terroryzmu, nie sposób nie zauważyć, że większość zamachów przeprowadzana jest po mistrzowsku. Zatem są ludzie, którzy wykorzystują swoje talenty do realizowania celów dalekich od miłości Boga i bliźniego. Przyzwyczailiśmy się do interpretowania owego jednego talentu zakopanego w ziemi jako marnowania zdolności. Wielu dopatruje się w postawie człowieka zakopującego swój talent duchowego lenistwa. Jednak można inaczej zinterpretować tę postawę. Może to być działanie, w którym zdolności są wykorzystywane w złych celach. Niech o tym świadczy pewne zdarzenie, które miało miejsce nie tak dawno w jednym z polskich miast.

Jeden z kibiców postanowił wykorzystać swoje talenty organizacyjne i znajomości. W najbliższych dniach miał się odbyć mecz z niezbyt lubianym zespołem. Wspomniany kibic potrafił w sposób perfekcyjny zaplanować zasadzkę na kibiców wrogiej drużyny piłkarskiej, tak że zostali oni dotkliwie pobici. Pod względem organizacyjnym był to majstersztyk. Tylko czy o takie wykorzystywanie talentów chodzi? Jest to raczej ich zakopywanie!

Niezależnie od tego, kim jesteśmy, mamy jednak talent, który jest wspólny każdemu. Jest to dar możliwości spotykania się z Bogiem. Każdy z nas może ten talent rozwijać, bo został on nam dany w szczególny sposób na chrzcie w postaci łaski. Nie wolno nam tego talentu zakopywać. Ktoś jednak może powiedzieć: „Ja nie potrafię się modlić”. Jakże ważne jest, aby mimo wszystko próbować. Posłuchajmy kilku prób, które pokażą, że nie jest to bardzo trudne.

Najpierw modlitwa sześcioletniego Piotrusia, który mówił do Jezusa, tak jak potrafił:

„Panie Jezu, nie umiem jeszcze dobrze czytać ani pisać i nie potrafię wielu rzeczy. Jak dorosnę, chciałbym być mądry. Mama mówiła, że Ty jesteś najmądrzejszy. Proszę Cię, daj mi tę mądrość, bo chcę być podobny do Ciebie! Pomóż też mojej siostrze, która ma problemy w szkole. Potrzebuje takiej mądrości!”

To wręcz niewiarygodne, że sześciolatek może się tak modlić. Jest to jednak autentyczna modlitwa. Skoro on potrafi, to dlaczego i ja nie mogę pomnożyć talentu modlitwy.

A oto pomnożony „talent modlitewny” szesnastoletniej Eweliny:

„Panie Boże, Ty jesteś wielki i wszechmocny. Jakże trudno czasem dogadać się nam w domu. Spraw, żebyśmy umieli siebie wzajemnie słuchać. Daj moim rodzicom cierpliwość, a mnie więcej pokory. Wiem, że mnie wysłuchasz, bo ja jeszcze nigdy się na Tobie nie zawiodłam”.

Czyż nie są to piękne słowa, a zarazem proste? Każdego z nas stać na taką modlitwę!

Niektórzy twierdzą, że pomiędzy trzydziestym a pięćdziesiątym rokiem życia człowiek (a szczególnie mężczyzna) ucieka od modlitwy, nie chce się modlić, nie potrafi. Kłam temu stereotypowi daje modlitwa pewnego czterdziestolatka. Posłuchajmy:

„Mój najlepszy Ojcze! Ofiaruję Ci dzisiaj całą moją rodzinę i wszystkich bliskich memu sercu. Jesteś mi tak bliski, bo wielokrotnie doznałem Twojego miłosierdzia. Wiem, że i dziś mnie nie opuścisz. Tyle mam Ci do powiedzenia; podziękować, przeprosić i tyle próśb. Nigdy nie wiem, od czego zacząć i dlatego proszę Cię: pomóż mi! Nie chciałbym tego czasu stracić. Powiedz mi, co mam w swoim życiu zrobić, co poprawić, z czego zrezygnować, a z czego powinien być dumny. Tobie, Panie, zaufałem! Mów do mnie!”

Czyż nie jest to pełna pokory i zawierzenia modlitwa człowieka, który wie, gdzie szukać pomocy. Ten mężczyzna potrafi pomnażać dar, którym jest umiejętność i możliwość modlitwy.

Na koniec posłuchajmy modlitwy siedemdziesięcioletniej kobiety, wyznania, które jest bardzo przejmujące, a jednocześnie tak pełne wiary.

„Jezu Chryste! Nie mam już siły klęczeć; tak trudno zebrać myśli, które uciekają. A jednak staję przed tobą po raz kolejny, abyś przyjął tę starczą modlitwę. Chcę Ci powiedzieć, że z jednej strony boję się śmierci, z drugiej na nią czekam. Wierzę w to, że przyjmiesz całe moje życie. Nie było ono pozbawione błędów i grzechów. Ale starałam się i zawsze w końcu wracałam do Ciebie. Chyba mi wybaczysz? Liczę na to! Kocham Cię! Przyjmij mnie!”

Dzisiejsza Ewangelia nade wszystko przenosi nas w czasy sądu ostatecznego. Pan nas wezwie i zapyta o nasz rozwój. Zapyta też, co zrobiliśmy z darem modlitwy, który darmo otrzymaliśmy. Co wtedy odpowiemy i jak ewentualnie będziemy się tłumaczyć? Obyśmy mogli powiedzieć: „Oto, Panie, pomnożone talenty; przyjmij je!”.