Nie może być moim uczniem!, ks. Kazimierz Skwierawski


Jasne jest dzisiejsze pouczenie Jezusa. Sprowadza się ono do odpowiedzi na zasadnicze pytanie: Czy naprawdę chcecie być Jego uczniami? Jest ono skierowane do wszystkich idących za Nim. Gdybyśmy mieli podgląd na katolickie świątynie na świecie i obserwowali je przez cały dzień, to zobaczylibyśmy, jak wielkie tłumy wciąż podążają za Chrystusem. Ale z tego jeszcze niewiele wynika. Ważna jest bowiem tylko relacja, jaka zachodzi między sercem człowieka a sercem Jezusa. Zbawiciel właśnie o to pyta, dając nam wskazówki, przy pomocy których możemy sobie na to pytanie odpowiedzieć w całej prawdzie.

Mówi najpierw coś, co nie tylko nas zaskakuje, ale też wydaje się sprzeczne z całą Jego nauką, a zwłaszcza z tym, co dotyczy miłości. Stwierdza bowiem: „Jeśli ktoś przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem” (Łk 14,26). Na innym miejscu poucza: „Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien” (Mt 10,37). O co zatem Jezusowi chodzi? On wcale nie zabrania nam kochać naszych bliskich, ale zdecydowanie i jednoznacznie wskazuje, że jeśli chcemy być rzeczywiście Jego uczniami, to On musi być dla nas najważniejszy! Nikt i nic nie może Go przesłaniać, nawet gdyby to było najbliższe naszemu sercu. A przecież wiemy, że najbliższe są właśnie więzy krwi, szczególnie te łączące rodziców i dzieci. Jeśli jednak ktoś lub coś będzie dla nas znaczyć więcej niż Jezus, to choćbyśmy uważali się za wierzących i przychodzili na świętą Eucharystię, to nie staniemy się Jego uczniami. Trzeba zatem, abyśmy rozważyli, kto w naszym życiu jest naprawdę najważniejszy.

Chrystus wypowiada dzisiaj jeszcze jedno bardzo trudne zdanie: „Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem” (Łk 14,27). A więc drugi warunek, jaki musimy spełnić, aby rzeczywiście być Jego uczniami, to naprawdę wziąć na ramiona swój krzyż – a więc to wszystko, co przynależy do całego naszego istnienia, czego nie potrafimy zmienić, a co jest wymagające, bolesne i wiąże się z cierpieniem zarówno fizycznym, jak i duchowym.

Chrystus pyta, czy bez buntu bierzemy na swe ramiona to wszystko, co nas przerasta. Jeśli opuszczamy ręce, jeśli wątpimy czy buntujemy się, to nie jesteśmy Jego uczniami. On bowiem swoim życiem pokazał nam, jak należy ten krzyż dźwigać, sam wziął go na siebie z miłości do nas. A kiedy krzyż Go przytłoczył, zanosił błagalną modlitwę do Ojca – przepełnioną cierpieniem, ale także pełną ufności i zawierzenia: „Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!” (Łk 22,42). Teraz natomiast wzywa nas, abyśmy w chwilach, kiedy tak bardzo przygniata nas krzyż, wpatrzeni w Niego, powtarzali słowa tej trudnej, ale pięknej i pomocnej modlitwy.

W ostatnim zdaniu dzisiejszej Ewangelii słyszymy trzecią wskazówkę Jezusa: „nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem” (Łk 14,33). Spróbujmy sobie to wyjaśnić, bo nie oznacza to wcale, że nie możemy niczego posiadać. Chodzi o to, abyśmy dysponując czymkolwiek, nie uważali się za absolutnych właścicieli, którzy sądzą, że mogą tym rozporządzać w dowolny sposób. Bardzo dobrze nam to obrazuje drugie czytanie. Święty Paweł przywiązał się do Onezyma – niegdyś niewolnika u Filemona – którego doprowadził do chrztu i który oddawał mu usługi w trudach znoszonych dla głoszenia Ewangelii. Jednak odsyła go do Filemona, zaznaczając, że liczy na to, że ten przyjmie go „już nie jako niewolnika”, czyli swoją własność, „lecz więcej niż niewolnika, jako brata umiłowanego” (Flm 16).

Dzisiaj wprawdzie niewolnicze systemy już nie istnieją, ale nadal wiele międzyludzkich relacji jest opartych na zasadzie niewolnictwa. Ileż takich sytuacji pojawia się choćby w naszych rodzinnych odniesieniach, kiedy wydaje się nam, że to właśnie my mamy władzę stanowienia o drugim człowieku i zmuszamy go, by postępował wedle naszego widzimisię. Tymczasem Jezus uczy, że jeśli nie wyrzekasz się wszystkiego, co posiadasz, jeśli nie jesteś wolny od jakiejkolwiek formy posiadania, to nie możesz być Jego uczniem.

Kiedy przypatrzymy się tym trzem światłom, jakie ukazał nam dzisiaj Chrystus, to zobaczymy, jak bardzo odstajemy w naszym życiu od tego, czego On naucza. Korzystając jednak ze wskazówek, jakich nam udziela, mamy szansę, by naprawdę stać się Jego uczniami – do czego jesteśmy wezwani.

Patrząc zatem na Jezusa i wsłuchując się z uwagą w słowo, które do nas kieruje, uczmy się dźwigać nasz codzienny krzyż z coraz większą pokorą i zawierzeniem aż do końca. Pamiętajmy, że tutaj, na ziemi, jesteśmy tylko przechodniami; że wszystko, co posiadamy, otrzymaliśmy od Boga, więc nie wolno nam przywłaszczać sobie tych darów. Nie wolno nam nikogo czynić swoim niewolnikiem. Wzrastajmy w cnocie ubóstwa i nieustannego oddawania Bogu wszystkiego. To bowiem czyni nas ludźmi naprawdę wolnymi. Tylko wówczas będziemy mogli poświęcić nasze życie drugiemu człowiekowi, sami postępować na drodze do zbawienia – a przede wszystkim głosić chwałę Bożą.

Prośmy Chrystusa w tej Eucharystii, aby tak umocnił w nas ducha uczniów, byśmy w pełni wykorzystali szanse, jakie nam daje.