O tym, czy w życiu można się pomylić, ks. Andrzej Kielian


Wszyscy w domu zaczynają oglądać reklamy. Mama idzie pytać sąsiadek i znajomych. Ojciec przegląda katalogi. Brat szuka czegoś na aukcji internetowej. Wszyscy coś robią, bo zbliżają się rodzinne zakupy. Poważne wydarzenie. Im większy zakup, tym więcej medytacji i dyskusji. A co dopiero, gdyby trzeba kupić samochód albo dom? Trzeba przecież wybrać najlepszą ofertę.

Zawsze w życiu mamy jakiś wybór. Wybór szkoły, studiów, wybór dziewczyny, chłopaka, wybór żony, męża, wybór spodni, bluzy, wybór tego, co robić w sobotę wieczorem, itd. Są różne propozycje, ale nie wszystkie traktujemy tak samo poważnie – zależy od tego, o jaką sprawę chodzi. Mój kuzyn przez dwa lata spotykał się z pewną dziewczyną i któregoś dnia otrzymał SMS, że ona mu już za wszystko dziękuje, bo od dłuższego czasu spotyka się z innym. I wtedy, jak mówił, poznał, co to znaczy ryzykować decyzję na całe życie.

Niektórzy, żeby zmniejszyć ryzyko, wykorzystują różne dostępne środki. Jedni czytają horoskopy w popularnych tygodnikach, aby dowiedzieć się, czy to już w tym tygodniu czeka ich wielka miłość. Inni chodzą do wróżki, aby z kart, z ręki czy jakiejś magicznej kuli wyczytała im świetlaną, jakby nie było, przyszłość. Można zadzwonić do numerologa w niedzielę o poranku, aby się dowiedzieć, czy szwagier powinien wyjechać do Stanów, czy też nie. Różne są sposoby zabezpieczenia się przed popełnieniem błędu. Są tacy ludzie, którzy bardzo boją się decyzji, i są tacy, którzy lubią ryzyko. Jednak nikt nie lubi życiowych wpadek. Chcemy to życie przeżyć tak, aby nie żałować najważniejszych decyzji. Kogo słuchać, aby nie uczyć się na własnych błędach?

Dziś po przeczytaniu Ewangelii zastanawiałem się, dlaczego dorośli ludzie, rybacy, zostawili swoje rodziny i pracę i poszli za człowiekiem, który im obiecał, że będą łowić ludzi. Mieli pracę, mieli swoje domy. Czy już im się to znudziło? Czy szukali przygód? Ryzykanci? Oto historia tych, którzy zostawili wszystko.

Zaczęło się od Jana Chrzciciela. Mieszkał na pustyni. Był uznawany za pro Ludzie przychodzili do niego, aby otrzymać chrzest w rzece Jordan na odpuszczenie grzechów. Prawdopodobnie wyznawali je przed Janem. Grzechy zawsze były problemem człowieka. Przyszedł również Jezus. I wtedy po raz pierwszy wydarzyło się coś niezwykłego. Przy chrzcie Jezusa dał się słyszeć dziwny głos dochodzący z nieba: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie” (Mk 1,11) – dokładny cytat z proroka Izajasza. Dla Żydów nie było to bez znaczenia. Poza tym Jan wiele razy mówił o tym, że ma przyjść mocniejszy od niego. Kiedy Jezus przyszedł i poprosił go o chrzest, Jan odczuł, że to właśnie On. Słowa z nieba miały potwierdzić, że Jan się nie pomylił. A wraz z Janem – jego uczniowie, wśród których byli Szymon oraz jego brat Andrzej, rybacy znad Jeziora Galilejskiego. Byli przygotowani na to, że coś się wydarzy. Nie wiedzieli tylko co i kiedy. Dlatego Jezus ich zaskoczył przy pracy, kiedy właśnie zarzucali sieć. Dostali propozycję, która była nie do odrzucenia po tych wydarzeniach, jakie działy się nad Jordanem. To był moment życiowej szansy, który mogli wykorzystać lub stracić. Ryzykowali wszystko, co mieli, bo nic nie mogli ze sobą zabrać. I nie mieli pewności, jak się to skończy. Na pewno nie liczyli na krzyż, na zdradę i nie śniło im się o zmartwychwstaniu i zesłaniu Ducha Świętego ani o tym, że cokolwiek w życiu napiszą.

Możemy z tej historii wyciągnąć trzy wnioski. Pierwszy. Potrzebny nam jest ktoś, kto nam będzie mądrze radził. Jeżeli zastanawiamy się nad zakupami, to tym bardziej nad tym, co robić w życiu. Nieraz wolelibyśmy decydować sami, zwłaszcza gdy chodzi o starszych, bo wydaje się, że oni żyją w jakimś innym świecie. To fakt – niekoniecznie starszy oznacza mądrzejszy, ale nie jest prawdą, że każdy starszy jest głupi. Łatwiej się żyje, kiedy jest obok ktoś, komu mogę zaufać, i wiem, że nie wykorzysta tego przeciwko mnie. Trzeba mieć przyjaciela, który będzie kimś w stylu mistrza. Jan Chrzciciel miał swoich uczniów, ale pokazał im tego, który zna najlepiej wszystkie życiowe rozwiązania. Kazał im iść za Nim. Gdyby mu chodziło tylko o swoją popularność, nigdy by tego nie zrobił.

Drugi wniosek to wykorzystanie życiowej szansy. Dla niektórych życie się wlecze jak polski pociąg – co dzień ten sam widok. A gdy się człowiek tak zapatrzy albo zaśnie, to może przejechać swoją stację. Dla każdego jest jakaś życiowa szansa, stacja, na której trzeba wysiąść. Dla was to jakiś życiowy wybór. Nie chodzi o jakiś wymarzony ideał, ale po prostu o znalezienie swojego miejsca w życiu i swoich norm życia. Inne oblicze tej życiowej szansy to zwyczajne, codzienne odniesienie do innych ludzi. Nieraz można kogoś obrazić, zrazić do siebie na długie lata, nieraz można zaniedbać swoich bliskich, zwłaszcza rodziców. Odwiedzić kogoś w szpitalu, pomóc, zatroszczyć się – to też jest jakaś życiowa szansa. Poeta mówił: „śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”. Drugiej szansy już nie będzie.

I jeszcze trzeci ważny wniosek. Nie żyjemy po to, żeby uszczęśliwić rodziców, koleżanki, kolegów, wujka, babcię czy dziadka, chociaż każdego trzeba szanować. Trzeba wysłuchać wielu rad, ale decyzję zawsze podejmuje się samemu. Można rozważyć wszystkie argumenty, ale w końcu trzeba sobie zadać pytanie, czy tego się rzeczywiście chce. Ta życiowa szansa często przechodzi i potem już się nie powtarza. Dlatego potrzebne jest wyczucie. Tak jak w biznesie. O niektórych się mówi, że mają żyłkę do interesu, bo prawie wszystko się im udaje, a nieraz sporo ryzykują. Wiedzą, kiedy zaryzykować. I podobnie jest w życiu – trzeba mieć wyczucie, w co warto „wskoczyć”. Niektórzy mają ten talent wrodzony i przychodzi im łatwo. Inni, niestety, muszą się o to modlić. Nie ma innego wyjścia. O dobre „wyczucie” w życiu tego, co warto robić, i tego, czego nie warto nawet dotykać, trzeba się zawsze dużo modlić.

Warto iść za kimś, kto mi bezbłędnie potrafi wskazać drogę życia, nawet jeśli muszę sporo zaryzykować. Nie trzeba się bać ryzyka, jeśli wiem, kto mnie ubezpiecza – moje decyzje i moje życie, kogo o to proszę. Życie rybaków, o których powołaniu słyszeliśmy dziś w Ewangelii, wyglądałoby na pewno bardzo spokojnie i ponuro, gdyby wtedy nie poszli za tym, który ich „odciągnął od roboty”. Liczyli na wolność, na lepsze życie, a ruszyli na podbój świata. Zaryzykowali i wygrali.