Oczy Pana we mnie, ks. Janusz Mastalski


Przed laty Jan Paweł II wzywał wszystkich, zarówno kapłanów, jak i świeckich, aby kontemplowali twarz Chrystusa. A kontemplować Jego twarz to przede wszystkim wpatrywać się w Jego oczy. I chyba nikt nie ma wątpliwości, że w oczach Chrystusa można wyczytać miłość, troskę i otwartość. Oczy odgrywają bardzo ważną rolę, bowiem dzięki nim człowiek może oglądać świat, zachwycać się pięknem, odkrywać grę barw. Jednocześnie w oczach drugiego człowieka można odczytać jego nastrój, poglądy, a nawet charakter. Także w oczach bohaterów biblijnych każdy ma szansę odczytać „coś” dla siebie. Przenieśmy się zatem własnymi oczami wyobraźni w czasy Starego i Nowego Testamentu i zaglądnijmy w oczy postaci znanych z historii zbawienia.

Najpierw wpatrzmy się w oczy Ewy, która ciekawa otaczającego ją świata nie mogła zapanować nad pokusą bliższego poznania jednego z rajskich drzew. Taki wzrok nie jest obcy także każdemu z nas. Szukając wrażeń, często wypatrujemy rzeczywistości, która olśniewa, ale z drugiej strony może być zgubna. Takim zachłyśnięciem staje się fascynacja współczesną techniką, zdobyczami cywilizacyjnymi.

Jakże inne oczy posiada Mojżesz, który wpatruje się w gorejący krzak. Pełen zdziwienia podchodzi do niego, aby z bliska obserwować odbywający się na jego oczach cud. Owo zdziwienie przechodzi w świadomość obecności Pana. To wielka lekcja również dla nas, bowiem własnymi oczami powinniśmy dostrzegać znaki Bożej obecności.

Jakże „ciekawe” oczy musiał mieć Salomon, kiedy rozstrzygał trudne problemy. W takich oczach można dostrzec tylko mądrość, która pozwala na podejmowanie trafnych decyzji. Takich oczu potrzeba i nam, ludziom jakże często zagubionym w labiryncie przeciwieństw i sprzecznych informacji.

Zapewne w oczach każdego bohatera biblijnego można odczytać jakąś naukę, która pozwoli bardziej rozumieć prawdy objawione. Także w oczach bohaterów dzisiejszej Ewangelii możemy odnaleźć wskazanie pobudzające do refleksji. Po obserwacji oczu wybranych postaci Starego Testamentu popatrzmy głęboko w oczy Tomaszowi, który nie pierwszy raz ma problemy. Po pełnych otuchy słowach Jezusa mówi: „Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jakże możemy znać drogę?” (J 14). W oczach apostoła pojawiła się niepewność i brak zrozumienia słów Mistrza. Zapewne był to również niepokój o przyszłość, o drogę, którą ma iść. Jakże bliski wielu z nas w tych wątpliwościach jest św. Tomasz. W oczach sporej części wierzących i niewierzących pojawiają się niepokoje, zwątpienia, pytania o przyszłość. Apostoł Tomasz reprezentuje tych wszystkich, którzy są zatroskani o jutro, mają dylematy i pytania o wybór drogi, przeżywają kryzys powołania. Pouczające w tym swoistym spotkaniu ucznia z Jezusem jest to, że Tomasz bez wahania dzieli się swoim problemem. Natychmiast zadaje pytanie, a Chrystus, zapewne widząc w jego oczach zakłopotanie, konkretnie odpowiada: „Ja jestem drogą...” (J 14). Tomaszowe oczy uczą każdego z nas odpowiedniego kierunku patrzenia. Na nurtujące pytania trzeba szukać odpowiedzi u źródła mądrości, jakim jest Bóg. Pytajmy więc Pana na modlitwie, co czynić, aby być bliżej Niego. Szukajmy rozwiązań życiowych problemów na kartach Pisma Świętego. Tylko wtedy w naszych oczach zagości spokój i pewność.

Pochylając się nad dzisiejszą Ewangelią, nie sposób nie zaglądnąć także w oczy drugiego apostoła. Filip nie ma wprawdzie wątpliwości, ale jego wzrok jest jakby za słaby. Jego krótkowzroczność wyczytać można w prośbie, którą przedstawia Jezusowi: „Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy” (J 14). Chrystus z wyrzutem mówi: „jeszcze Mnie nie poznałeś? (J 14). Czym mogły być zasłonięte oczy Filipa? Z pewnością miał swoje wyobrażenie Boga i spotkania z Nim. Nie wiemy tego, ale może było za dużo niedowierzania znakom, które towarzyszyły działalności Mistrza z Nazaretu. W jego oczach z jednej strony można było odnaleźć fascynację Jezusem i Jego nauką, a z drugiej pewne zaślepienie, brak umiejętności odczytania objawienia.

Także Filip bliski jest tym wszystkim, którzy nie dostrzegają w życiu znaków Bożej obecności. Popatrzmy chociażby na tych katolików, którzy próbują dotrzeć do Stwórcy poza Kościołem. Słyszy się coraz częściej: „Ja Kościoła nie potrzebuję; potrafię żyć bez księży; modlić się można wszędzie; nie potrzeba sakramentów – Bóg nie jest przecież drobiazgowy”. Tego typu wypowiedzi świadczą o zupełnym niezrozumieniu Jezusowego orędzia. Można nawet stwierdzić pewnego rodzaju ślepotę wiary. Jeśli mamy patrzeć na świat oczami katolika, to w oczach tych każdy musi wyczytać miłość do całego objawienia Bożego, a zatem także do Kościoła. I tutaj dochodzimy do tych najważniejszych oczu – Jezusowych. Co apostołowie zobaczyli w oczach Mistrza, gdy mówił do nich: „niech się nie trwoży serce wasze” (J 14)? Z pewnością była to miłość, troska o ich przyszłość, a także moc. Spojrzenie Jezusa dawało uczniom siłę do wypełniania swojego posłannictwa!

Na koniec należy zapytać samego siebie, co w moich oczach może wyczytać bliźni. Czy są to oczy rajskiej Ewy, Mojżesza, a może Salomona? Szczęśliwy ten, kto stara się o wzrok Chrystusowy. Ten może się nie lękać, bowiem kto w Niego wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, których On dokonuje (por. J 14).