Odczucia św. Piotra, ks. Janusz Mastalski


Rozpocznijmy nasze rozważania od wyznania znanego francuskiego pisarza.

Jestem ateuszem pełnym wewnętrznego spokoju; nic nie przeczuwam, więc gdy znużony czekaniem na koniec niezrozumiałych praktyk religijnych, które zatrzymują mego towarzysza dłużej, niż się tego spodziewał, otwieram z kolei małe żelazne drzwi, by zbadać z bliska, w charakterze artysty czy gapia, budynek, gdzie mój przyjaciel – mam ochotę powiedzieć – zasiedział się. W rzeczywistości czekałem na niego najwyżej trzy albo cztery minuty. [...] I nagle przeżyłem olśnienie. Wtargnięcie Boga, gwałtowne, totalne, przynosi radość, która nie jest niczym innym jak szczęściem uratowanego, szczęściem topielca wyciągniętego w ostatniej chwili z wody; między sytuacją topielca a moją jest jednak pewna różnica: z bagna, w którym byłem pogrążony, zresztą o tym nie wiedząc, zdaję sobie dopiero sprawę w momencie, gdy niewidzialna ręka unosi mnie ku zbawieniu i wtedy ogarnia mnie zdumienie, że mogłem w tym błocie – tkwię w nim jeszcze do połowy ciała – żyć i oddychać.

Te słowa napisał cudownie nawrócony ateista, autor wywiadu rzeki z Janem Pawłem II – André Frossard. Przez większość życia uciekał przed Bogiem, uciekał przed nawróceniem. Cytowane słowa zawarł w książce Spotkałem Boga, pokazując, jak radosne może być spotkanie ze Stwórcą.

Czy ten tekst dotyczy także nas? Przecież wszyscy uczestniczący w tej Mszy Świętej są ludźmi wierzącymi. Byłoby jednak pychą stwierdzenie, że nie potrzebujemy nawrócenia. Część z nas przystąpi dzisiaj do Komunii Świętej, inni tego nie uczynią. Ale nawet ci będący w stanie łaski uświęcającej nie mogą z pewnością stwierdzić, że za tydzień przystąpią do stołu Pańskiego. Życie bowiem jest skomplikowane i nie da się wielu spraw i sytuacji przewidzieć.

Dziś wspominamy ważne odkrycie, jakiego dokonał św. Piotr nad jeziorem Genezaret. W czytanej Ewangelii – także dla nas, ludzi XXI wieku – zawarte są rewelacyjne wskazania i myśli, które towarzyszyły apostołowi w czasie trudnego, ale z drugiej strony pięknego dnia. Cóż zatem św. Piotr odczuwał nad jeziorem?

Był bardzo zatroskany, przecież pracował całą noc i nic nie złowił. Był fachowcem i wiedział, że nie popełnił żadnego błędu. Jeśli człowiek pracuje ciężko i gorliwie, a nie przynosi to żadnego efektu, rodzi się w nim zniechęcenie. Prawdopodobnie św. Piotr był sfrustrowany. Przybił do brzegu, myśląc: „Na nic moje doświadczenie zawodowe, przecież powinienem złowić wiele ryb”. W naszym życiu takie myśli pojawiają się nader często: zatroskanie związane z małą efektywnością naszych wysiłków w domu, w zakładzie pracy, w nauce. Siedzimy więc nad naszym jeziorem Genezaret i przeżywamy rozczarowanie...

Na szczęście apostoł nie poprzestał w rozmyślaniach na zatroskaniu czy zniechęceniu. Wprawdzie jako fachowiec zdawał sobie sprawę, że polecenie Jezusa, by ponownie wypłynąć, jest absurdalne. On wiedział, że takie działanie nic nie zmieni. Jezus przecież nie znał się na rybactwie. Co jednak czyni św. Piotr? Wbrew rozsądkowi wypływa ponownie, ponieważ potrafi być posłuszny, potrafi wsłuchać się w słowa Jezusa. Podobne myśli towarzyszą współczesnemu człowiekowi. Jakże często słyszy się pogląd: „Co Kościół będzie się wtrącał w nasze prywatne życie; nie zna się na tym. To ja jestem specjalistą od mojej rodziny, żony, dzieci!”. Dzisiaj Chrystus mówi: „Zaufaj, spróbuj jeszcze raz!”, choć może się to wydawać bezsensowne i niedorzeczne.

Święty Piotr wypływa i wraca z siecią pełną ryb. I co wtedy mógł odczuwać? Niewątpliwie był zafascynowany mądrością i wielkością Jezusa. Podziwiał Go. Okazało się, że to, co do niedawna było niemożliwe, stało się rzeczywistością. Jeśli czegoś nam potrzeba, to właśnie fascynacji Bogiem, a nie tym, co niesie współczesna cywilizacja w jej wymiarze konsumpcyjnym.

W księgarniach można znaleźć dziesiątki poradników dotyczących szczęśliwego życia. Gdyby człowiek postępował według tych „rewelacyjnych” porad, w wielu przypadkach jeszcze bardziej czułby się zagubiony. A może trzeba na nowo zafascynować się Bożym słowem, nauką Chrystusa, który mówi: „Kochaj”.

A jak kończy się dzisiejsza Ewangelia? Święty Piotr klęka przed Chrystusem, mając świadomość, że nie zasłużył na tak wielką łaskę i bliskość z Nim. A zatem jeśli chcemy tak jak on zobaczyć w naszym życiu cuda, na przykład cud przebaczenia, cud nowej szansy danej komuś z najbliższych, potrzeba nam pokory i cierpliwości. Bóg wcześniej czy później ukaże swoją wszechmoc. Chrystus podpowie, kiedy – mówiąc symbolicznie – zarzucić sieć, żeby nasze działania zakończyły się sukcesem, aby zwyciężyć, aby praca zawodowa, nauka czy życie rodzinne przynosiły owoce.

Wielu z nas przeżywa takie wieczory, kiedy przychodzi do domu po ciężkiej pracy i myśli: „Znowu się nie udało”. Dzisiejsza Ewangelia podtrzymuje nadzieję, pokazując, że człowiek jest powołany do zwycięstwa. Mając przed oczami scenę znad jeziora Genezaret, pamiętajmy o słowach św. Pawła, którego perypetie życiowe są tak bliskie każdemu z nas: „Przez nią [Ewangelię] również będziecie zbawieni, jeżeli ją zachowacie tak, jak wam rozkazałem”.