Odnowa, ks. Kazimierz Skwierawski


Bracia i Siostry, posługujemy się w czasie Mszy Świętej słowami Pisma Świętego, natchnionymi przez Boga, równocześnie zaś słowami, które wypowiedzieli ludzie żyjący przed nami. Wypowiedzieli je dlatego, że natchnął ich Bóg. Ale wypowiedzieli je również dlatego, że kierowało nimi serce, które dostrzegało rzeczywistość, a z niej rodziła się modlitwa. Korzystaliśmy przed chwilą z takiej modlitwy, która zrodziła się w sercu psalmisty. Ta modlitwa była oparta na realnej ocenie ludzkiego życia. I dlatego rozkwitła tym pięknym zdaniem: „Odnów nas, Boże, i daj nam zbawienie”.

Świadomość grzeszności, świadomość tego, że potrzebuję przemiany życia i że ona może się dokonać jedynie mocą Bożą, sprawia, że wołam do Niego. To wołanie już jest błogosławione, bo zawiera właściwą ocenę rzeczywistości. Trzeba odnowienia!

Co trzeba odnowić? Trzeba odnowić tę glinę, która na początku znalazła się w rękach Boga i została właściwie ulepiona, ale człowiek zniszczył, a przynajmniej bardzo skaził to, co Stwórca uczynił.

Co trzeba odnowić? Trzeba odnowić tę latorośl, którą Bóg zasadził na ziemi na początku – latorośl ludzką – która porosła różnymi chwastami. Trzeba dokonać dzieła odnowy.

Psalmista miał tego bardzo głęboką świadomość. Patrząc z perspektywy swojego czasu, sięgał wstecz do tego błogosławionego momentu stworzenia i z nadzieją patrzył w przyszłość. To znaczy liczył na spełnienie się obietnicy nadejścia Mesjasza, który mógł dokonać tego wszystkiego, o co prosił człowiek.

My też patrzymy wstecz, ku stworzeniu. To, co dla niego było obietnicą, dla nas już się spełniło. Patrzymy na przyjście Chrystusa, na to wszystko, czego On dokonał, bo On pomógł nabrać właściwego kształtu owej glinie i On oczyścił ową porastającą chwastem latorośl. To wszystko, co było nadzieją psalmisty, spełniło się. My na to patrzymy wstecz, ale widzimy – patrząc uczciwie – że nasza sytuacja, o dziwo, jest podobna: że latorośl nasza nadal nie wydaje tych owoców, jakie powinna wydawać. Tymczasem czekamy już nie na pierwsze przyjście Chrystusa, pełne łaski i miłosierdzia, ale czekamy na przyjście drugie, w którym Bóg będzie chciał zebrać te wszystkie owoce, ktore powinny na naszej latorośli wyrosnąć; na latorośli, którą Bóg uprawia; na latorośli, która jest oparta na winnym krzewie, którym jest Ten, który przyszedł - Jezus Chrystus.

My jesteśmy w tej sytuacji i z jej głębi trzeba nam oceniać rzeczywistość. Patrzmy mądrze i uczciwie na siebie samych. Jakie są w nas myśli czy poruszenia serca, jaka jest ocena naszej rzeczywistości? Ludzie – i to często również ci, którzy nazywają siebie chrześcijanami – mówią, że Boga nie ma. Powątpiewają o Nim. Mówią także: a jeśli jest, to jest dla mnie niebezpieczny; jest moim przeciwnikiem, bo zabiera mi moją wolność. Jeśli jest, to jest odpowiedzialny za zło, które jest w świecie.

Mówi się, że Bóg zabiera człowiekowi wolność, że jest odpowiedzialny za zło, które się dzieje w świecie. Czemu się na nie zgadza? Dlaczego je dopuszcza? A co mówi Chrystus? On wyraźnie objawia, że Bóg „powierzył swoim sługom staranie o wszystko i każdemu wyznaczył zajęcie”. Bóg nie tylko nie niweczy ludzkiej wolności, ale tę wolność stwarza. Stwarza również warunki i możliwości, aby ta wolność rozkwitła.

„Każdemu powierzył staranie o wszystko, każdemu wyznaczył zajęcie”. Ja jestem jednym z tych ludzi. Jestem człowiekiem, któremu zostało powierzone staranie o wszystko. Bóg dał mi odpowiednie talenty, możliwości, umiejętności i dodatkowo wyposażył mnie w łaskę, którą przyniósł mi Jego Syn. Niezwykła przestrzeń wolności została otwarta dla mnie przez Boga. Przestrzeń wolności, którą mogę zagospodarować, bo Bóg w swojej miłości bardzo wysoko postawił moją godność i obdarzył mnie wielkim zaufaniem, powierzając mi część tego starania o wszystko i wyznaczając mi odpowiednie zajęcie.

Jeśli na świecie jest jakiekolwiek zło, to nie z powodu Boga, ale dlatego, że ja w ogóle nie oceniam właściwości mojej sytuacji, nie dostrzegam godności, którą mnie Bóg obdarzył. Nie dostrzegam starania, które Bóg zawierzył mojej trosce, i nie postrzegam zadania, które zostało zlecone właśnie mnie. Nie wypełniam go i przez to na świecie dzieje się ogromne zło.

Bóg „powierzył swoim sługom staranie o wszystko, każdemu wyznaczył zajęcie”: mężowi powierzył najpierw staranie o żonę, żonie powierzył staranie o męża, rodzicom o dzieci, a dzieciom o rodziców; nauczycielom o uczniów, a uczniom o nauczycieli; wychowawcom o wychowanków, a wychowankom o wychowawców; lekarzom o pacjentów; posłom o dobro narodu; władzom o szczęście każdego obywatela.

Moi Drodzy, sami dopowiedzcie sobie resztę, która ogarnia całą przestrzeń ludzkiego życia. Swoim sługom Bóg powierzył staranie o wszystko. Każdemu wyznaczył odpowiednie zajęcie. Jeśli stajemy u progu Adwentu, to trzeba, żebyśmy odpowiedzialnie spojrzeli na to wszystko, co zostało nam w tak niezwykły sposób darowane i powierzone przez Boga. Żebyśmy zobaczyli, co my z tym robimy? Jaka jest rzeczywistość naszego zagospodarowywania tych Bożych darów?

Chrystus mówi wielokrotnie: Czuwajcie! Uważajcie! Co znaczy czuwajcie? Co znaczy uważajcie? To znaczy, żeby nie spać. A spać, to znaczy nie dostrzegać tego starania, które Bóg powierzył swoim sługom. Spać to nie realizować zadania, które zostało mi powierzone.

Kiedy człowiek może tak spać? Kiedy – jak to pięknie mówi prorok Izajasz: „Nikt nie wzywał Twojego imienia, nikt się nie zbudził, by się chwycić Ciebie”. Spać to także nie mieć z Bogiem łączności. Trzeba powiedzieć tak: ponieważ śpię, to nie mam z Bogiem łączności i nie wypełniam zadania zleconego mi przez Niego. Jak mogę wypełniać to zadanie, jeśli nie mam kontaktu z Bogiem. Ten kontakt jest oparty na łasce.

Święty Paweł cieszy się niezmiernie, pisząc do Koryntian, którzy przyjęli głoszoną przez niego Ewangelię, mówiąc: „Nie doznajecie braku żadnej łaski, oczekując objawienia się Pana naszego Jezusa Chrystusa”. To jest ta nasza obecna sytuacja: czekamy na drugie przyjście Chrystusa; mamy zajęcia, które zostały powierzone każdemu z nas, i w tym wszystkim – oprócz naszych umiejętności, w które zostaliśmy wyposażeni, oprócz naszych talentów – nie brakuje nam łaski Bożej! Żadnej łaski!

Moi Drodzy, czy jednak to, co pisze św. Paweł, jest prawdą? To, że żadnej łaski Bożej nie brakuje nam potencjalnie – co do tego nie ma żadnej wątpliwości, bo ona została nam dana, ale czy my z tej łaski Bożej korzystamy? Łaska to dar dany absolutnie darmo. Dar, który idzie od Boga ku nam. Dar, który sprawia, że chrześcijanin nie tylko oczekuje drugiego przyjścia Chrystusa; nie tylko ma nadzieję, a więc jest daleki od wszelkiej rozpaczy; nie tylko w imię tej nadziei działa, a więc jest daleki od wszelkiej gnuśności, ale uświadamia sobie, że to, czego oczekuje – a oczekuje Chrystusa, który drugi raz przyjdzie – ma już w tej rzeczywistości i w sposób, jaki jest na tym etapie możliwy. A więc mam Chrystusa, którego oczekuję, który przychodzi do mnie w tej cudownej przestrzeni świętych sakramentów. I jeżeli rzeczywiście oczekuję na zjednoczenie z Chrystusem na końcu mojego życia, to oczekuję i cieszę się tym dlatego, że jestem z Nim zjednoczony już teraz. Rozumiem, jaki to jest wielki dar.

Takim punktem, który nam to wszystko najlepiej unaocznia, jest Eucharystia. Jeśli przyjmujemy Chrystusa teraz, to faktycznie na Niego czekamy. Jeśli żyjemy Nim teraz i „kosztujemy, jak słodki jest Pan”, może rosnąć nasze oczekiwanie na Jego przyjście i na nasze ostateczne zjednoczenie z Nim – już nie sakramentalne i pod osłoną wiary, ale twarzą w twarz.

Jeśli zaczynamy Adwent, to trzeba, abyśmy zobaczyli, czy tak jest. Czy faktycznie nie brakuje mi żadnego daru łaski? Czy może dary łaski są, ale obok mnie? Czy przestrzeń mojego życia, która jest też łaską, jest objęta przemianą?

Taki jest sens rozpoczęcia nowego roku liturgicznego i tego Adwentu. Byśmy sobie to wszystko uświadomili i podjęli odpowiednie działanie. By nikt z nas nie spał, nie realizując zadania, które Bóg mu powierzył, i nie wypełniając tego zajęcia, które każdemu z nas zostało zlecone. I by nie było tak, jak pisze Izajasz: „Nikt się nie zbudził, by się chwycić Ciebie”.