Sąd Boży i sakramenty, ks. Tomasz Jelonek


Wczoraj przypatrywaliśmy się otwartemu niebu, w którym przebywają ci, którzy przez swoje świadectwo i korzystanie z sakramentów świętych, w których płynie Krew Chrystusa, doszli do domu Ojca. Dziś myślimy o tych, którzy zakończyli ziemską wędrówkę, ale nie wyrównali jeszcze swoich długów względem Bożej sprawiedliwości. Dług ten wyrównuje się przez osobiste cierpienie, ale może on być podjęty i spłacony przez nas, pozostających jeszcze na ziemi. Dziś Kościół szczególnie wzywa nas do tego zastępczego wynagrodzenia Bogu za popełnione grzechy. Jednym z przejawów troski Kościoła o zmarłych, którzy potrzebują naszej pomocy, są trzy Msze Święte, jakie w tym dniu może sprawować każdy kapłan.

Wspomnienie zmarłych i myśl o karze, jaką muszą ponosić, kieruje nas ku rozważaniu rzeczywistości ostatecznej i związanego z nią sądu, jak ją przedstawia Pismo Święte. Na tej podstawie możemy stwierdzić, że Bóg sądzi ludzi i zależnie od ich postawy i czynów nagradza lub karze. W naszej świadomości przeważnie traktujemy sąd Boży jako coś przyszłego, jeszcze odległego. Tymczasem Nowy Testament podkreśla myśl, że sąd Boży już się dokonuje (por. J 5,25). Jak trwa już rzeczywistość ostateczna realizująca się stale ku pełni, tak stale dokonuje się sąd, określony greckim terminem krisis. Słowo to oznacza przede wszystkim rozdzielenie. Sąd jest nie tyle samym werdyktem nagradzającym czy karzącym, ale rozdzieleniem dobrych i złych, a to rozdzielenie dokonuje się każdego dnia w zależności od czynów ludzkich. Każdy czyn człowieka albo buduje rzeczywistość ostateczną, do czego jesteśmy wezwani, albo się jej sprzeciwia. Albo więc człowiek staje po stronie Chrystusa, aby wraz z nim objawić się w końcowym zwycięstwie, albo odchodzi od Niego, skazując się na przegraną.

Wszystkie te rozdziały będące częściami historii pojedynczego człowieka i historii całej ludzkości sumują się i składają na ostateczne rozstrzygnięcie. Odnośnie do każdego człowieka zapada ono zaraz po śmierci, o czym świadczą słowa Jezusa wypowiedziane do łotra: „Dziś ze Mną będziesz w raju” (Łk 23,43) – dziś, więc zaraz po śmierci. Odnośnie do całej ludzkości ostateczne rozstrzygnięcie nastąpi w związku z ostateczną epifanią Chrystusa. Chrystus eklezjalny ukaże się w blasku swojej pełni, a wszyscy, którzy nie przyłożyli się do budowania Jego Ciała, poznają swoją sromotną i bolesną klęskę.

Biblijny obraz sądu ostatecznego nie ma nic z ponurej atmosfery działających stale na naszą wyobraźnię obrazów tego sądu stworzonych przez średniowiecze. Echem tych obrazów jest sekwencja Dies irae, która była odmawiana do ostatniej reformy liturgicznej w Mszy Świętej żałobnej. Oczywiście gniew Boży dosięgnie wszelkiego zła, a List do Hebrajczyków ostrzega, że „straszną jest rzeczą wpaść w ręce Boga żyjącego” (10,31). Jednak ostateczne rozstrzygnięcie będzie straszne tylko dla tych, którzy przegrali, a przegrywają w wyborach dokonywanych każdego dnia. Codziennie trzeba pamiętać o dobroci i sprawiedliwości Boga. Ci, którzy zwycięsko przeszli próby, w dniu ostatecznym nie mają się czego lękać, to oni ukażą się razem z Chrystusem. Miejsce chrześcijanina jest właśnie przy Chrystusie. Aby tak było, wizja ostatecznej rzeczywistości i sądu z nią związanego nie może być dla chrześcijanina straszakiem, ale stałym motorem wyborów i poczynań.

Mówiąc więc o eschatologii biblijnej, nie bawimy się w żadną futurologię. Eschatologia to najbardziej wewnętrzna treść chrześcijańskiego dziś, to rzeczywistość, która przenika i formuje życie chrześcijanina, nadając mu właściwy kierunek.

Biblijna wizja rzeczywistości ostatecznej rzutuje na jeszcze jeden aspekt życia chrześcijańskiego. Życie to bowiem jest życiem sakramentalnym. W praktyce zawsze w szafowaniu i przyjmowaniu sakramentów może się pojawić pewna rutyna, oswojenie się i spłycenie spotkania z Bogiem. Równocześnie nieobca jest nam obawa, że czasem sakramenty rozumiane być mogą jako coś magicznego, działającego na zasadzie pewnego automatu. Czyni się pewne gesty i wypowiada słowa dla osiągnięcia jakiegoś niewidzialnego, ale ważnego skutku. Trzeba więc uświadomić sobie, że każdy sakrament Kościoła ustawia nas wobec rzeczywistości ostatecznej, włącza w nią, zespala z nią i daje chrześcijaninowi w jej ramach pewne zadanie. Przez każdorazowe przyjęcie sakramentu wzmacnia się nasza łączność z Chrystusem eklezjalnym, współbudowanym przez nas, ale także budującym się w nas: „Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim” (J 6,56).

Nie bez racji odnowa liturgii tak bardzo kładzie nacisk na liturgię słowa towarzyszącą sprawowaniu sakramentów. Bowiem Pismo Święte, całe przeniknięte oczekiwaniem ostatecznej rzeczywistości, pozwala nam odnaleźć ją w hic et nunc naszego życia, ułatwia kontakt z nią w sakramentalnym spotkaniu stale przychodzącego Chrystusa.

Przypomnienie miejsca sakramentów w naszym życiu potraktujmy jako wezwanie skierowane ku nam od tych, których w dniu dzisiejszym wspominamy i którym chcemy przyjść z pomocą. Oni także chcą nam pomagać. Oni chcą nas pouczyć, że wszczepieni w rzeczywistość ostateczną mamy nią żyć i ją budować, oczekując pełni i objawienia się Pana naszego Jezusa Chrystusa. Ku temu objawieniu winny dążyć pragnienia i wysiłki chrześcijanina wołającego całą swoją egzystencją to pełne ekspresji i napięcia starochrześcijańskie Marana tha (Przyjdź, Panie Jezu).