Służba lustrem wiary, ks. Andrzej Mojżeszko


Pewna stara bajka opowiada o królu, który jako zapłatę za swój dobry uczynek zażyczył sobie, aby bogowie sprawili, żeby wszystko, czego dotknie, stawało się złotem. Początkowa radość z szybko rosnących gór szlachetnego kruszcu przemieniła się niebawem w ogromny strach i cierpienie. Zapytamy, czy to z obawy przed złodziejami? Nie. Wcale nie. Okazało się, że również nawet najmniejszy kęs, jaki król chciał włożyć do ust, przemieniał się w błyszczącą bryłę złota. Tak to zaspokojony głód bogactwa sprowadził na króla okrutną śmierć głodową.

Jest w ludzkim sercu pragnienie posiadania bogactwa. Wydaje się bowiem, że wtedy człowiek będzie panem samego siebie, będzie wolny. Gdzieś tam w naszym myśleniu jest ukryta złudna prawda, jakoby człowiekiem wolnym mógł być tylko ten, kto ma dużo. Bo biedak zawsze będzie niewolnikiem bogatego – coś jakby nam dopowiadało.

Jezus zna ludzkie serce i wie, że takie pragnienie może się w nim zrodzić. Zachęca, aby starać się kierować je ku wartościom niewidzialnym. Taki kierunek uchroni serce przed zejściem na błędną drogę albo ułatwi nabycie umiejętności dzielenia się z innymi. Właśnie przez ostatnie dwie niedziele chciał nas do tego jakoś mocniej przekonać. Najpierw przypominał, że nie możemy służyć Bogu i mamonie, a tydzień temu przez przypowieść o bogaczu i Łazarzu zachęcał nas, żebyśmy postarali się uważniej czytać Boże słowo. To czytanie i rozważanie prowadzi do nawrócenia, czyli do zwrócenia swego serca ku Bogu, ku wartościom duchowym.

I dzisiaj Jezus kieruje naszą uwagę ku temu, co niewidzialne, w stronę wiary. Ewangelista Łukasz zapisał, że apostołowie prosili Pana: „Przymnóż nam wiary”. Widocznie dzięki tym słowom, które mówił do nich, a które były przestrogą przed zatopieniem serca w tym, co widzialne, co materialne, dostrzegli, że mają zbyt mało wiary, że są za słabi. A może potrzebowali też jej umocnienia, aby mogli przebaczać swoim winowajcom. Bo zanim poprosili Jezusa o mocniejszą wiarę, usłyszeli słowa o obowiązku przebaczania.

Ojciec Christian, zakonnik z Algierii, został w 1995 roku zamordowany przez terrorystów wraz z sześcioma współbraćmi. Odcięte głowy zakonników znaleziono zawieszone w worku na drzewie. Ojciec Christian przeczuwał, że do tego dojdzie. Terroryści odwiedzali go już wcześniej i grozili. Mimo to zapisał w swoim testamencie takie słowa:

Gdybym pewnego dnia stał się ofiarą terroryzmu, chciałbym, aby moja wspólnota, mój Kościół, moja rodzina pamiętali, że moje życie było dane Bogu i temu krajowi. Chciałbym, aby zrozumieli, że jedyny władca wszelkiego życia miał udział w tym odejściu, nawet brutalnym [...]. Oczywiście po mojej śmierci zatriumfują ci, którzy mnie uważali za naiwnego idealistę. Teraz niech powie, kto miał rację. [...] Dziękuję Bogu (za moje) życie... w tym «dziękuję» zamykam i ciebie także, przyjacielu z ostatniej minuty, który nie będziesz wiedział, co czynisz... dziękuję i do zobaczenia...

Ów zakonnik modli się, aby zobaczył swego mordercę oczyma Boga (por. J. Grzegorczyk, Dziurawy kajak i Boże miłosierdzie).

I jeszcze drugi obraz. Dwóch braci pokłóciło się ze sobą, gdy jeden z nich dowiedział się, że jego brat w czasie PRL-u doniósł na niego odpowiednim służbom, przez co nie dostał on paszportu. Mężczyźni zerwali ze sobą kontakt. Mało tego, pokrzywdzony brat poszedł do notariusza i na piśmie zagwarantował sobie, że nigdy nie zostanie pochowany razem z bratem w rodzinnym grobowcu. Nosi tę kartkę przy sobie (por. J. Grzegorczyk, Dziurawy kajak i Boże miłosierdzie).

Dwa pisma: testament ojca Christiana i zapis notarialny pokrzywdzonego brata – można powiedzieć: dwa różne bilety na tamten świat. Można też powiedzieć: dwa różne obrazy wiary. W przypadku ojca Christiana jest to wiara żywa, mocna, wypowiadająca się w przebaczeniu. W przypadku drugim widać zupełny jej brak...

Prośba apostołów rodzi pytania o naszą wiarę: Jaka ona jest? Czy jest jak ziarnko gorczycy, czy też jest to jeszcze etap wołania o jej przymnożenie?

Ewangelia podpowiada nam, że obok umiejętności przebaczania naszym winowajcom dobrym sprawdzianem wiary jest spojrzenie na relacje z drugim człowiekiem. Czy widać tam ducha służby, pokornej służby? Czy to, czego dotykają nasze ręce, zamienia się w złoto władzy, panowania, pogardy, czy w złoto miłości bliźniego, miłości wzajemnej. Według Bożej nauki prawdziwym królem nie jest ten, kto ma władzę, ale ten, kto służy, kto potrafi dać swemu bliźniemu nie to, co mu zbywa, ale to, co naprawdę należy do niego, czyli serce, miłość, uśmiech, czas. Taki człowiek nie czeka na wdzięczność, ale mówi sam przed sobą: zrobiłem to, co miałem zrobić, i tyle. Taka właśnie postawa sprawia, że w niebieskim skarbcu odkłada się na naszym koncie złoto szczęścia wiecznego.

Rozpoczął się październik, miesiąc różańcowy, a więc pojawiła się doskonała okazja, aby podjąć ufną modlitwę o przymnożenie wiary. Jeśli ufnie będziemy wołać, to nawet bez okularów zauważymy wiarę w naszej wzajemnej służbie.