Świadkowie Chrystusa, ks. Edward Staniek


„Po tym poznają, żeście uczniami moimi, jeśli się będziecie wzajemnie miłowali”. Jezus chce, by przyjaźń z Nim była dostrzegalna we wzajemnej miłości ochrzczonych, by widzieli ją ludzie niewierzący i wyznawcy innych religii. Ma to być znak rozpoznawczy dla świata.

Chrześcijanie nie mogą gorszyć, nie mogą ranić, mają świadczyć o wzajemnej miłości, której świat nie zna. Ta miłość jest bowiem pełna obecności Chrystusa. On jest w niej źródłem miłości, którą przelewa do serc swych uczniów, i chce, aby oni darzyli się Jego miłością.

Dziś słowo „miłość” ma wymiar czysto ludzki, a często jest nasycone wymiarem cielesnym. Miłość Jezusa jest duchowa i posiada wymiar potęgi, w której dostrzec można wszechmoc Boga. Ci, którzy ufają Chrystusowi, chcą, aby i inni Mu ufali. Życie oparte na tym zaufaniu posiada bowiem sens, którego niewierzący nie znają. Daje pewność uczestniczenia w realizowaniu woli Ojca Niebieskiego w każdej sytuacji. A ta pewność jest źródłem pokoju i mocy.

Miłość wzajemną w ewangelicznym ujęciu rozpoznajemy w chrześcijańskiej rodzinie i w Bożej przyjaźni. Spróbujmy to dostrzec w konkretach życia.

W wierzącej rodzinie relacje są oparte na miłości wzajemnej. Jeśli bowiem wszyscy wierzą Bogu, budują swe życie w oparciu o zaufanie Jemu i On jest obecny w każdym członku rodziny. To zaufanie Bogu buduje drogi wzajemnej komunikacji bliskich sobie osób. Męża wobec żony (i odwrotnie), rodziców wobec dzieci (i odwrotnie), rodzeństwa między sobą. Tak zbudowane środowisko ma otwarte drogi do innych ludzi wierzących Bogu i żyjących z Nim.

Jeśli jednak w rodzinie pojawi się jeden człowiek, który nie ufa Bogu i nie liczy się z Nim, miłość wzajemna innych członków do niego nie ma już nic z miłości wzajemnej. W tych odniesieniach nie ma bowiem obecnego Chrystusa. Są one budowane jedynie w oparciu o więzy czysto ludzkie. Zatem jeden niewierzący Bogu niszczy w rodzinie wzajemną miłość, o której mówi Chrystus. Pozostali mogą usiłować ją ocalić, ale już nie w odniesieniu do niego, lecz w odniesieniu do tych w rodzinie, którzy Bogu ufają.

Miłość wzajemna, rozumiana jako prawo Ewangelii, stoi u podstaw przyjaźni Bożej, tzn. takiej, w której sam Bóg łączy więzami przyjaźni dwoje ludzi. Oni nie muszą być krewnymi. Jezus tak potraktował swych apostołów. To byli Jego przyjaciele. Oni w czasie spotkania z Nim jeszcze do tej przyjaźni nie dorastali. Judasz, przyjaciel Chrystusa, nawet Go zdradził. Ta przyjaźń jest niezniszczalna. Jeśli razem dorastają do niej, to będzie ona wieczna.

Takich przyjaciół daje Bóg. Nie zdarza się to często, bo nieliczni są na nią gotowi. Wielu chce mieć przyjaciela, szuka go, nawet znajduje, ale to jest przyjaźń na miarę ludzi, a nie Boga. Taki przyjaciel zawodzi, a nawet może zdradzić, co jest bolesnym przeżyciem. Pamiętajmy, Jezus w Getsemani rzekł do Judasza: „Przyjacielu, po coś przyszedł”. Jezus darzył go przyjaźnią, ale Judasz do przyjaźni nie dorastał.

Kto otrzymał od Boga przyjaciela, niech każdego dnia za niego dziękuje.