Szkoła ewangelicznego biznesu, ks. Edward Staniek


Ostre wypowiedzi Jezusa przeciw chciwości i chciwcom, a z drugiej strony Jego radykalne wezwania do ewangelicznego ubóstwa, mogą łatwo zostać zinterpretowane jako zdecydowane potępienie bogactwa materialnego. Taka interpretacja jest jednak błędna. Spotkanie z Zacheuszem w Jerychu świadczy o tym, że istnieje możliwość posiadania materialnych dóbr i życia Ewangelią. Zacheusz był bardzo bogaty. Jeśli nawet rozdał ubogim połowę tego, co posiadał, to i tak pozostał osobą zamożną.

Jakie są zasady połączenia posiadania pieniędzy z życiem Ewangelią?

Pierwsza zasada: Należy kochać Boga z całego serca i chcieć być do Jego dyspozycji. Bóg rozdaje talenty. Wśród nich jest również talent „robienia pieniędzy”. Ewangeliczny talent, o którym mówi Jezus w przypowieści, to wielka ilość pieniędzy. Bóg je daje i czeka, czy zostaną pomnożone. Taka jest logika Boga.

Posiadanych oszczędności nie należy rozdawać, należy je pomnożyć. Na to czeka Bóg. Człowiek bogaty, który kocha Boga, wie, że bogactwo otrzymuje od Niego, a skoro sam jest do dyspozycji Boga, to i jego bogactwo jest do dyspozycji Stwórcy. Zacheusz tak rozumiał swe życie i tak podchodził do tego, co posiadał.

Druga zasada: Człowiek posiadający dużo pieniędzy winien kochać ludzi. Ta miłość każe mu troszczyć się o ich prawdziwe dobro. Ono zaś nie polega na tym, by im wypisywać czeki lub robić systematycznie przelew pewnej kwoty, ale na tym, by otworzyć firmę i dać im pracę. Następnie za tę pracę należy im zapłacić. To jest prawdziwe miłosierdzie.

Przekazanie pieniędzy może być jednorazowe, gdy sytuacja człowieka jest krańcowa i nie ma co jeść. Ale troska o jego prawdziwe dobro polega nie na tym, aby mu codziennie na nowo podawać obiad, ale na tym, by mu umożliwić pracę, aby sam sobie zarobił na jedzenie, ubranie, mieszkanie...

Gdyby bogaty rozdał wszystko ubogim, sam stałby się biedny i spadłby na poziom żebraka. Takie rozwiązanie jest nie do przyjęcia, ono jest nieewangeliczne. Jezus wprawdzie wzywa do rozdania majątku, ale jedynie wówczas, gdy jest to potrzebne do zachowania wolności i zdecydowanego wyboru Jezusa i Jego stylu życia. Bóg może kogoś indywidualnie poprosić o taką zamianę majątku doczesnego na przyjaźń z Nim. Ważne w tej sytuacji jest jednak nie tyle rozdanie, ile sama decyzja: czy człowieka stać na zamianę tego, co doczesne, na to, co wieczne.

Miłość myśli o tym, by człowiekowi dać szansę urządzenia życia w sposób godziwy na całe lata, a nie tylko o tym, by mu dać pieniądze na buty lub chleb, gdy jest głodny. Taka pomoc jest krótkowzroczna i nie uzdrawia sytuacji, w jakiej żyje ubogi.

Trzecia zasada: Posiadane bogactwo winno być zabezpieczone, czyli przekazane w ręce tych, którzy nie tylko umieją z niego korzystać, ale i potrafią je pomnożyć.

Majątku nie wolno oddać w ręce tego, kto go zmarnuje, nawet jeśli są to ręce męża, żony, dziecka, wnuka. Samo pokrewieństwo nie daje takiego prawa. Majątek winien być przekazany w ręce człowieka mądrego. Jeśli bowiem ktoś odda go w ręce ludzi nieroztropnych, sam będzie odpowiadał przed Bogiem za roztrwonienie majątku i za zniszczenie tych, którym go przekazał. Głupi człowiek nie potrafi dobrze wykorzystać tego, co posiada, a wówczas obraca się to przeciw niemu.

Jeśli rodzice widzą, że dzieci nie dorastają do otrzymania spadku, to winni sami rozdać to, co posiadają, innym, mądrzejszym od swoich dzieci. Tak nie wyrządzą krzywdy dzieciom.

Oto jeden z poważnych błędów, z którym spotykamy się często: rodzicie harują, a dzieci – wykorzystując ich majątek – spadają na dno nędzy moralnej. Każdy człowiek winien zarobić na swe utrzymanie własnymi rękami. Rodzice mają dać dziecku szansę na dobry życiowy start, a nie spadek. Jest to szczególnie ważne, gdy widzą, że synowi lub córce brakuje mądrości.

Czwarta zasada: Ten, kto posiada majątek, winien wychować młode pokolenie nie tylko do uczciwej pracy i samowystarczalnego życia, ale i do umiejętności „robienia pieniędzy”, czyli ich pomnażania. To jest odpowiedzialność o charakterze społecznym. Młode pokolenie za lat dziesięć czy dwadzieścia będzie decydowało o dobrobycie rodziny i społeczeństwa.

Jeśli należymy do uczniów Jezusa, to trzeba razem z Nim wejść do domu Zacheusza i otworzyć w nim szkołę biznesu. Zacheusz będzie jej pierwszym rektorem. Posiada serce kochające Boga, kocha ludzi, potrafi robić pieniądz, i to czysty, a nie brudny. Nie bał się bowiem powiedzieć: „Jeśli kogoś skrzywdziłem, zwracam poczwórnie”. Gdyby zebrał pieniądze brudne, to by tak nie mógł powiedzieć, bo po rozdaniu połowy zabrakłoby mu na wyrównanie krzywd. Umiał robić pieniądze i dobrze wiedział, że jego dzieci nie zostaną skrzywdzone, gdy rozda połowę majątku. Świetny kandydat na rektora szkoły biznesu, którą poświecił sam Jezus, mówiąc: „Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu”... Zbawienie bogatego domu.

Popatrzmy do własnej kieszeni i zastanówmy się, czy to, co posiadamy, jest do dyspozycji Boga, czy potrafimy pomóc ludziom potrzebującym, nie tyle rozdając, co dając im szansę? Czy umiemy pieniądze nie tylko wydawać, ale i pomnażać? Czy znamy takich, którym można powierzyć to, co posiadamy, wiedząc, że wykorzystają to dobrze. Taka refleksja jest potrzebna zarówno wtedy, gdy konto w banku liczy miliony złotych, jak i wówczas, gdy uczeń ma w kieszeni dziesięć złotych. W Ewangelii każdy pieniądz jest szansą do wykorzystania, czyli do pomnożenia.