Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Ma on wiejadło w ręku dla oczyszczenia swego omłotu: pszenicę zbierze do spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym (Łk 3, 17).

1. Komentarz naukowy

Mesjasz będzie miał wiejadło w ręku i oddzieli pszenicę od plew. Za pomocą metafory odwołującej się do pracy rolnika Jan wyjaśnia rozdzielenie ludzi złych i dobrych, które nastąpi wraz z „nadchodzącym gniewem” (Łk 3, 7). Wiejadło to dawne narzędzie przypominające widły, za pomocą którego podrzucano do góry wymłócone ziarna zmieszane z plewami. Podmuch wiatru rozwiewał plewy, a cięższe ziarno opadało z powrotem na ziemię. Później ziarno zbierało się do spichlerza a plewy, symbolizujące bezbożnych i grzeszników (Ps 1, 4; Oz 13, 3), paliło się w ogniu. Symeon już wcześniej ogłosił, że do takiego rozdzielenia dojdzie w Izraelu, gdy zjawi się Mesjasz.

Plewy były symbolem czegoś bezwartościowego i lekkiego, braku wartości i znaczenia, tego co przemija bez echa (2 Krl 13, 7; Dn 2, 35; Oz 13, 3). Plewa jest też czymś ulotnym, bezowocnym i martwym w przeciwieństwie do tego, co jest stabilne, kwitnące i pełne życia. Grzesznicy są jak plewa w porównaniu z ludźmi sprawiedliwymi, którzy przypominają owocujące drzewo (Ps 1, 3-4). Wiatr łatwo rozwiewa plewę, podobnie jest z występnymi (Ps 35, 5; por. Hi 21, 18; Iz 40, 24). W Biblii obraz plew odpowiada opisom unoszenia nasion ostu (Ps 83, 14), także pyłu i prochu (Iz 29, 5; 41, 2), porannej mgły, rosy i dymu. Jeden z terminów używanych na oznaczenie plew, qaš, oznacza też „słomę” lub „ściernisko”. W sensie metaforycznym plewa jest czymś niewartym zachowania, tym, co należy spalić w ogniu, jak nieprzyjaciół Boga (Wj 15, 7) lub odstępujących od Niego Izraelitów (Iz 5, 24).

W społeczeństwie rolniczym, do jakiego zalicza się świat Biblii, młócenie towarzyszące żniwom było obrazem obfitości. Coroczny czas młocki miał w sobie coś ze społecznego rytuału. W porze młócenia klepisko zamieniało się w miejsce rodzinnej i społecznej aktywności. Ziarno przesiewano niekiedy nocą, by wykorzystać sprzyjający wiatr. Ponadto gromadzone ziarno trzeba było chronić przed kradzieżą. Wyjaśnia to, dlaczego młócący i ich rodziny w czasie żniw sypiali w pobliżu klepisk. Obraz młócenia bywał symbolem gwałtu i przemocy (Iz 21, 10; Am 1, 3), szczególnie w kontekście sądu (Jr 51, 33). Narzędzia używane podczas młócenia mogły symbolizować narzędzia sądu. Umiejętności niezbędne do pracy na klepisku odzwierciedlały Bożą mądrość i były symbolem obchodzenia się przez Boga z jednostkami i narodami (Iz 28, 24-29).

Dokonując żniwa uczynków ludzkich, Bóg osądza je, kierując się własną sprawiedliwością. Ten sąd, mający się odbyć przy końcu świata, jest już zapoczątkowany przez przyjście Chrystusa. Żniwo posiada podwójne oblicze. Kiedy się gromadzi plony, panuje radość; kiedy się je niszczy, ścina na pniu, równa z ziemią lub pali razem ze słomą (Iz 28, 27 n) – to jest to dowód kary. Jako żniwiarz. Bóg ścina zboże, młóci je, czyści – czyni to wtedy, gdy karze Izraela lub Babilon. Kiedy zaś przewrotność ludzi przebiera miarę, wtedy trzeba „przyłożyć sierp, bo dojrzało żniwo” sądu nad narodami. Lecz równocześnie, jakby prawem kontrastu, któremu dają wyraz przepowiednie prorockie, pojawia się wizja żniw radosnych, następujących zaraz po trudzie orania (Am 9, 13).

Podczas gdy według Jana Chrzciciela Chrystus jest Tym, co wieje i czyści swoje klepisko, oddzielając ziarno od plewy (Mt 3, 12), to dla chrześcijan Jezus jest równocześnie w pełnym tego słowa znaczeniu Siewcą, który rzuca słowo do serc ludzkich (Mk 4, 3-9), i Żniwiarzem, który wyrusza z sierpem na pole, dojrzałe już do żniwa (4, 29). Jeżeli prawdą jest to, że nowe zesłanie Ducha Świętego zapoczątkowuje czas żniw Kościoła, to jednak żniwo to zakończy się dopiero w dniu Pańskim, kiedy to Syn Człowieczy przyłoży swój sierp do plonów już definitywnie dojrzałych (Ap 14, 14 nn; Mk 4, 29). Aż do tego czasu kąkol będzie zmieszany z pszenicą; Kościół będzie osądzał i potępiał zło, lecz jego posłannictwo nie na tym polega, żeby rzucać grzesznika do ognia. To Syn Człowieczy, gdy przyjdzie kres czasów, pośle swoich aniołów, aby wykonali wyrok potępienia, który będzie wydany przez Niego na ludzkie czyny. Św. Ireneusz napominał: Wiejadło to krzyż, który oczyszcza zbawionych, tak jak wiejadło oczyszcza ziarno (P. T. Gadenz, Ewangelia według św. Łukasza. Katolicki komentarz do Pisma Świętego, Poznań 2020, s. 76–77; L. Ryken, J. C. Wilhoit, T. Longman III, Słownik symboliki biblijnej. Obrazy, symbole, motywy, metafory, figury stylistyczne i gatunki literackie w Piśmie Świętym, Warszawa 2017, s. 532, 699; R. Girard, Żniwa [w]: Słownik teologii biblijnej, red. X. Leon-Dufour, Poznań-Warszawa 1973, s. 1155–1156).

2. Mistrzowie teologii i życia duchowego

„Naiwnością byłoby mniemać, że grzesznik dojrzał do wejścia do wieczności przez samo zastępcze cierpienie Chrystusa. Lekkomyślnością byłoby patrzeć na cud łaski Bożej i na przedstawicielstwo jako na czarodziejski środek, który zdejmuje z egzystencji cały jej ciężar i zbytecznymi czyni słodkie lęki miłości, które trzeba przetrwać albo: którymi trzeba się stawić. Lęki, które za każdym razem odczuwa się jako coś upokarzającego. Które w twardych zmaganiach wyrywają człowiekowi to, z czego tkwiący w nas zatwardziały grzesznik nie chce za żadną cenę zrezygnować, a co w końcu, przekonany i pobity, jednak oddaje. Jak śmierć potężna jest miłość – czytamy gdzieś w Pieśni nad pieśniami (8, 6). Któż wie, może ona jest jeszcze potężniejsza i nawet zamknięte piekło zmusza do otwarcia się i kapitulacji” (H. U. von Balthasar, Eschatologia w naszych czasach, Kraków 2008, s. 99).

3. Z życia wzięte

„Słyszałem, jak notoryczny przestępca protestował:

– Nie czuję się niczemu winny. To inni decydowali...

Zdarzyło mi się także słyszeć, jak poważnie oskarżany polityk nie zaprzeczał stawianym mu zarzutom, lecz bezwstydnie się usprawiedliwiał:

– Nie rozumiem, dlaczego się temu dziwicie. Wszyscy tak robili...

Powiedziałem sobie: sytuacja rzeczywiście jest dramatyczna, naprawdę mamy problem... I z niepokojem zacząłem sprawdzać w kilku słownikach. Obawiałem się, że słowo „odpowiedzialność” znikło, zostało usunięte z obiegu, wyklęte. Lecz wzdychając z ulgą, zobaczyłem, że jeszcze jest. Ale w jak opłakanym stanie! Zgrzybiała staruszka, oblicze poorane zmarszczkami, zwiotczała skóra, na całym ciele widoczne znaki niedożywienia, a nawet znęcania się, zapach pleśni i stęchlizny właściwy starej zakrystii. Ponadto niemodnie ubrana, niemal śmiesznie.

Zacząłem przyjacielską pogawędkę:

– Nazywasz się jeszcze „odpowiedzialność”?

– W moim wieku nie mogę zmienić imienia, żeby poprawić swój los, odzyskać reputację...

– Co się stało, że znalazłaś się w sytuacji tak godnej pożałowania?

– Najpierw zaniedbywano mnie, później patrzono na mnie podejrzliwie, aż w końcu wyszydzono i opuszczono. Każdy udaje, że mnie nie zna. Nawet ludzie, z którymi powinnam mieć normalny kontakt – a jest ich wielu, przynajmniej tylu, ile błędów popełnia się na świecie – uroczyście zarzekają się, że nie mają ze mną nic wspólnego. Co za tupet...

– Jesteś rozgniewana?

– Nie mam już siły, żeby się gniewać. Jestem po prostu rozczarowana, zmęczona, przygnębiona. To smutne tyle razy składać propozycje, jeżeli ciągle są odrzucane. Bardzo cierpię z powodu samotności. Nie jestem mniszką. Muszę żyć z kimś. Absolutnie nie mogę zostać sama.

(...)

– Nikt nie szuka twojego towarzystwa?

– Wręcz przeciwnie! Ale dotąd miałam tylko przykre doświadczenia, dlatego już się nie łudzę. Wiele osób mówi, że mnie potrzebuje. Jednak szybko zauważam, że wstydzą się przedstawić mnie publicznie, moja obecność je krępuje, natychmiast więc się mnie pozbywają. Oczarowują mnie pięknymi manierami, uwodzą komplementami i zapewnieniami, tylko że później zrzucają mnie na innych. Wszystko mają przekalkulowane... Teraz możesz sobie wytłumaczyć sińce zdobiące moje pomarszczone ciało.

– Możesz wyjaśnić to lepiej?

– Jeszcze nie rozumiesz? Nie chcą odpowiedzialności. Nie wiedzą, co z nią zrobić, są na nią uczuleni. Zajmuje zbyt dużo miejsca, poważnie skomplikowałaby ich sprawy. Do licha! Odpowiedzialność ponoszą: system, struktura, społeczeństwo, partia, aparat, środowisko, szkoła, rząd, walka polityczna, gazety wypaczające sprawy, zbyt nachalna telewizja, rodzina, mentalność...

– Czyli wszyscy cię kochają, lecz... na barkach innych.

– Właśnie. Winę zawsze ponoszą inni. Nawet zmarli – biedacy, nie mogą się już bronić – którzy zamiast pieniędzy, domów i ziemi w spadku zostawili chromosomy będące powodem wszystkich nieszczęść i perwersji pojawiających się na świecie.

– Wydaje mi się, że uczeni nazwali to zjawisko „społecznym usprawiedliwianiem się”.

– Być może, nie znam się na zawiłych terminach... Wracając do konkretów, są i tacy, którzy są zdolni odkrywać, demaskować każdy brak odpowiedzialności. Nic im nie umknie. Śledzą go wytrwale, depczą mu po piętach. Taki jest ich zawód i szalenie się z tego cieszą. Lecz nigdy nie przyznają: „To moja wina”. Albo po prostu: „Ja też jestem za to odpowiedzialny, przynajmniej częściowo”.

(...)

– Powiedz na koniec, kto według ciebie jest człowiekiem uczciwym?

– Człowiekiem uczciwym jest ten, kto widząc mnie samotną, przez wszystkich odrzuconą, pogardliwie odepchniętą przez tak zwanych porządnych ludzi, decyduje się wyznać: „Ona jest moja, biorę ją” (A. Pronzato, W poszukiwaniu zaginionych cnót, cz. 1, Kraków 2006, s. 89–95).