Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Zachowaj mnie, Boże, bo chronię się do Ciebie, mówię do Pana: Ty jesteś Panem moim (Ps 16, 1-2).

1. Komentarz naukowy

Psalm 16 jest pieśnią o charakterze mistycznym, co sugeruje już występujące na początku wyznanie wiary: Tyś jest Panem moim, poza Tobą nie ma dla mnie dobra. Tak więc Bóg postrzegany jest jako jedyne dobro, i dlatego modlący się człowiek postanawia włączyć się we wspólnotę tych wszystkich, którzy pozostają wierni Panu. Dlatego też Psalmista odrzuca radykalnie pokusę bałwochwalstwa i związane z nim krwawe obrzędy oraz bluźniercze wezwania.

Nasz Psalm rozwija dwa tematy, które przedstawione są za pomocą trzech symboli. Przede wszystkim symbolu dziedzictwa. Pojęcie to występuje w wierszach 5–6: mowa jest w istocie o dziedzictwie, kielichu, losie. Tymi słowami posłużono się przy opisie daru ziemi obiecanej dla ludu Izraela. Otóż, jak wiemy, jedynym rodem, który nie otrzymał kawałka ziemi, był ród lewitów, ponieważ sam Pan stanowił ich dziedzictwo. Psalmista właśnie stwierdza: Pan moim dziedzictwem (...). Jak miłe jest dla mnie dziedzictwo moje! (Ps 16[15], 5. 6). Sprawia więc wrażenie, że jest kapłanem głoszącym radość z całkowitego oddania się na służbę Bogu.

Drugi temat to doskonała i stała komunia z Panem. Psalmista wyraża niezłomną nadzieję, że został ustrzeżony od śmierci, by mógł żyć w głębokiej zażyłości z Bogiem, jaka nie jest możliwa po śmierci (por. Ps 6, 6; 88, 6). Jednakże słowa, jakimi się posługuje, nie określają granic tego ustrzeżenia; można je wręcz odczytywać jako wyraz zwycięstwa nad śmiercią, które zapewnia bliskość z Bogiem na wieki.

Modlący się posługuje się dwoma symbolami. Wspomina przede wszystkim o ciele: egzegeci mówią nam, że w oryginale hebrajskim (por. Ps 16, 7-10) mowa jest o nerkach, będących symbolem namiętności i najgłębiej skrywanych uczuć, i o prawicy, znaku siły; o sercu, siedzibie sumienia; a nawet o wątrobie, wyrażającej emocje, o ciele, wskazującym na kruchość egzystencji człowieka, i wreszcie o tchnieniu życia. Mamy zatem do czynienia z obrazem całej istoty osoby, która nie jest pogrążona i unicestwiona w rozkładzie grobu (por. w. 10), lecz zachowana w pełnym i szczęśliwym życiu z Bogiem.

A oto drugi symbol występujący w Psalmie 16 – symbol drogi: Ty ścieżkę życia mi ukażesz (w. 11). Jest to droga, która prowadzi do pełni radości przy Bogu, do wiecznego szczęścia po prawicy Pańskiej. Powyższe słowa doskonale pasują do interpretacji, która rozszerza perspektywę na nadzieję zjednoczenia z Bogiem po przekroczeniu progu śmierci, w życiu wiecznym. Wobec tego łatwo zrozumieć, że Nowy Testament przejął ten Psalm, odnosząc go do zmartwychwstania Chrystusa.

Nadzieja domaga się życia odpowiadającego nadziei. Przywiązujemy się zwłaszcza do tych, w których postrzegamy, że oni przywiązali się do nas nie ze względu na jakieś szczególne korzyści lub nauki, ale z troski o nasz pożytek. Wtedy bywa prawdziwa miłość, miłość autentyczna, gdy ktoś nas kocha, nie bacząc na to, że jesteśmy zupełnie zbędni dla kochającego. Tak i Bóg kocha nas nie dlatego, żeby coś od nas otrzymać, ale żeby nam dać (Jan Paweł II, Bóg najwyższym dobrem. Psalm 16. [Audiencja generalna, 28 lipca 2004 r.] [w:] Jan Paweł II, Benedykt XVI rozważają Psalmy, Izabelin-Warszawa 2006, s. 41–42; Psałterz grecki. Psałterz proroka i króla Dawida z komentarzami Świętych Ojców, Nauczycieli Kościoła i pisarzy bizantyjskich, przetł. H. Paprocki, Kraków 2017, s. 55–57).

2. Mistrzowie teologii i życia duchowego

„Dusze mogą przyjść do Chrystusa i Jego Kościoła przez wiele drzwi. Dusza może dotrzeć do Boga nawet od strony nienawiści wobec rozumu, jak u Henri Bergsona; nawet mimo swego wstrętu, jak w przypadku Leona Bloya. Nietrudno zrozumieć, jak może do tego dojść, gdyż za każdym nawróceniem stoi łaska Boża. Początkowo łaska jest uczynkowa, później – uświęcająca. Może ona wnikać w duszę na wiele sposobów; jest tylko jedna owczarnia i jeden Pasterz, ale wiedzie do Niego mnóstwo dróg. Owce mogą pochodzić z dolin rozpaczy, wzgórz wiedzy, stawów dążeń, a nawet z ciernistych ścieżek grzechu. Piotr i Andrzej przyszli od sieci, Mateusz – od liczenia pieniędzy, Paweł – po drodze ku prześladowaniu Chrystusa, zaś Magdalena – z zabawy” (F. J. Sheen, W górę serca. Droga do duchowego pokoju, Kraków 2018, s. 365–366).

3. Z życia wzięte

„Latem wyjeżdżam na farmę mojej chrzestnej, by pomóc przy koszeniu siana. Zaraz po przyjeździe pytam ją: – Ciociu Lucie, o której jest Msza? – Msza? Chcesz iść na Mszę? Co ci się stało? Od bardzo dawna nie byłeś ze mną w kościele... A poza tym dziś nie jest niedziela! – Wiem, że dziś nie jest niedziela, ale teraz lubię chodzić na Mszę nawet w tygodniu. Lucie jest zdziwiona. Opowiadam o swoim niedawnym nawróceniu. Ona nie może w to uwierzyć. Podczas pobytu u mojej chrzestnej wiele rozmyślam o tym, co się ze mną dzieje, o nagłej zmianie, tej erupcji Boga w moim życiu. Kilka Zdrowaś Maryjo zaśpiewanych z matką w drodze do szkoły stanowiło całość mojej formacji duchowej otrzymanej w domu. Uświadamiam sobie dziś, że mój ogród jednak dyskretnie uprawiała moja chrzestna.

Lucie przyjęła pod swój dach moją wracającą z Niemiec mamę, w ciąży ze mną. Mama była jeszcze w trakcie sprawy rozwodowej z ojcem moich braci i zaszła ponownie w ciążę – z mężczyzną, z którym już się rozstała. Co więcej, ten mężczyzna był Niemcem! Mój dziadek ze strony matki był podpułkownikiem, a pradziadek – kapitanem podczas drugiej wojny światowej, co nie ułatwiało sprawy... Niektóre osoby namawiały mamę, by przerwała ciążę. Przynajmniej ten bękart nie będzie musiał poznawać swego ojca. Wszystkie okoliczności się sprzysięgły, miałem być dzieckiem zapomnianym. Wydano na mnie wyrok śmierci pod pretekstem, że byłem dzieckiem skazanym na nieszczęśliwe życie. Czasami od samego naszego poczęcia wszystko wydaje się tak źle układać, a mimo to, gdyby dano nam szansę... Moja matka postanowiła dać mi tę szansę, nawet jeśli dla niej samej nie było to najprostsze rozwiązanie. Zdecydowała się mnie urodzić mimo nacisków ze strony otoczenia.

Moja chrzestna Lucie pochodzi z wielodzietnej, wierzącej i praktykującej rodziny. Nigdy nie zdołam wystarczająco podziękować jej za to, że otworzyła szeroko drzwi swojego domu i przyjęła moją mamę, moich dwóch braci i ten mały embrion, którym wtedy byłem. Przypominam sobie pytanie, które jej zadałem. Musiałem mieć sześć czy siedem lat: – Ciociu Lucie, jeśli dobrze rozumiem, Jezus jest naszym ojcem? – Tak, w pewnym sensie można tak powiedzieć. Jezus kocha nas jak ojciec. – I Jezus ma Ojca, to Bóg! – Tak właśnie, dobrze zrozumiałeś. – Ale ciociu, kto jest ojcem Boga? Odpowiedziała mi, jak mogła, wyjaśniając, że Bóg nie ma ojca, tak to już jest. Odpowiedź mnie nie usatysfakcjonowała. W mojej małej głowie dziecka pozostawała tajemnica: kto jest ojcem Boga? Dopiero później, podczas studiów w seminarium w Rzymie, zrozumiem, że moje pytanie z dzieciństwa dotyka bezpośrednio dowodów na istnienie Boga rozwiniętych przez św. Tomasza z Akwinu. Pojmę wtedy, że to, iż Bóg nie ma ojca, dowodzi właśnie, że istnieje jako Bóg!

Kiedy następnego lata, w 1981 roku, przyjadę do cioci Lucie, zapowiem jej, że poczułem się wezwany do kapłaństwa. Głęboko wzruszona powie mi, że przez całe swoje życie pragnęła, by jeden z jej synów został księdzem... Chciałbym dodać odwagi tym, którzy, jak moja matka chrzestna, księża, katecheci, rodzice, dziadkowie i wielu innych, sieją Dobrą Nowinę, nie bardzo wierząc w skutki. Być może oni sami nie zobaczą owoców tego, co zasadzili, ale ziarno zakiełkuje – to tu, to tam, w krótkim czasie albo dopiero na drugim świecie. Bądźmy pewni, że żadna modlitwa nie wznosi się do Pana na próżno. Bóg zawsze odpowie w taki czy inny sposób” (ks. René-Luc, Serce pełne Boga, Kraków 2019, s. 91–98).