Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski Pana (Łk 4, 18-19).

1. Biblia

Jako dzieło Boże, czas stanowi ramy dla dziejów, które dotyczą nas. Jest to widoczne już w biblijnym opisie stworzenia. Strukturze siedmiu dni stworzenia w Księdze Rodzaju z pewnością przyświecają pewne cele pedagogiczne: chodzi o uwydatnienie sakralnego charakteru szabatu. Dwa aspekty czasu nakładają się w doświadczeniach ludzkich jeden na drugi: czas wyznaczony poszczególnymi cyklami natury (czas kosmiczny) oraz czas znaczony różnymi wydarzeniami (czas historyczny). W obydwu przypadkach Bóg rządzi czasem i oba jego nurty zmierzają do tego samego celu. Czas kosmiczny mierzony kalendarzem nie jest czymś całkowicie areligijnym. We wszystkich religiach starożytnych spotykamy się ze zjawiskiem sakralizacji czasu.

Tydzień odgrywa bardzo ważną rolę w zwyczajach i praktykach religijnych Starego Testamentu. Święta Przaśników i Namiotów trwają przez cały tydzień (Pp 16, 4; Kpł 23, 8. 34). Zielone Święta albo tzw. Święto Tygodni wypadają w siedem tygodni po szabacie Paschy (Wj 34, 22; Kpł 23, 15). Obok kalendarza, który stał się urzędowym i był przestrzegany przez chrześcijan, istniał także kalendarz kapłański, archaiczny, który harmonizował rok słoneczny liczący 364 dni z cyklem kompletnym składającym się z pięćdziesięciu dwóch tygodni. Każdy „tydzień lat” kończył się rokiem szabatowym, z okazji którego zwykło się obdarzać wolnością niewolników i trzymanych w więzieniach dłużników; pozwalano też przez ten rok odpocząć ziemi. Po siedmiu tygodniach lat przewidywało się rok jubileuszowy, rok wolności w pełnym tego słowa znaczeniu. Proroctwo o siedemdziesięciu tygodniach lat (Dn 9, 24), zapowiadające ostateczne wyzwolenie Izraela, opiera się na umownej liczbie dziesięciu jubileuszy, podczas gdy tekst Jeremiasza, stanowiąc punkt wyjścia proroctwa Daniela (Jer 25, 11 n), umieszcza zbawienie pod koniec dziesięciu okresów szabatowych.

Podczas Wyjścia Bóg wyzwolił lud Izraela z niewoli w Egipcie i dał mu obiecaną ziemię. Aby Izraelici mogli pozostawać wolni, Tora wprowadziła rozwiązanie pozwalające wszystkim, którzy sprzedali ziemię odziedziczoną po przodkach i popadli w niewolę z powodu długów, odzyskać zarówno wolność, jak i swoją własność (Kpł 25, 8-55). Pięćdziesiąty rok w kalendarzu, a więc każdy rok po siedmiu tygodniach lat, był rokiem jubileuszowym. Izraelita, który sprzedał się w niewolę, mógł zostać także wykupiony przez krewnego. Ponadto w Torze zapisano, że co siedem lat należało darować długi ludziom ubogim.

W Księdze Deutero-Izajasza (Iz 40-66) pojęcie jubileuszu zastosowane jest do całego ludu i opisuje powrót wygnańców Izraela do swojej ziemi. To sam Bóg jest przedstawiony jako krewny (goel) wykupujący Izraela z niewoli spowodowanej długami, innymi słowy - z wygnania spowodowanego grzechami (Iz 49, 7-9; 50, 1). Pojęcie to stosuje się także do poszczególnych osób, gdyż jubileusz to czas, kiedy należy „rozwiązać więzy niewoli” i „wypuścić na wolność uciśnionych” (Iz 58, 6). Izajasz łączy jubileusz z mesjaszem. Ten, którego „Pan (...) namaścił”, będzie „zapowiadał wyzwolenie” i „obwieszczał rok łaski Pańskiej” (Iz 61, 1-2). A zatem prawo jubileuszu staje się proroctwem przyszłej odnowy Izraela; mesjasz przyjdzie jako krewny, który wykupi zniewolony lud i zapoczątkuje jubileuszową erę wolności. Dokument odnaleziony w Qumran łączy jubileusz z przypadającym co siedem lat rokiem darowania długów, interpretując długi duchowo w kategoriach grzechu. Przyjdzie wówczas Melchizedek, król i kapłan (zob. Rdz 14; Ps 110), który ogłosi „wolność”, „przepuszczając im (...) wszystkie przewinienia”. Ten kontekst pozwala zrozumieć Łukaszowe przedstawienie Jezusa odczytującego w synagodze w Nazarecie fragment z Księgi Izajasza jako Tego, w którym wypełnia się oczekiwanie na mesjasza i odkupiciela ogłaszającego jubileusz dla Izraela (M. Join-Lambert, P. Grelot, Czas [w:] Słownik teologii biblijnej, red. X. Léon-Dufour, Poznań-Warszawa 1973, s. 173–176; C. Thomas, Tydzień [w]: Słownik teologii biblijnej, red. X. Léon-Dufour, Poznań -Warszawa 1973, s. 991; P. T. Gadenz, Ewangelia według św. Łukasza. Katolicki komentarz do Pisma Świętego, Poznań 2020, s. 96–97).

2. Sztuka

W historii sztuki terminem „Tron Łaski” określa się typ przedstawienia Trójcy Świętej, w którym pojawia się postać Boga Ojca podtrzymującego krzyż z przybitym doń ciałem Chrystusa; kompozycja obejmuje też Ducha Świętego wyobrażonego przez gołębicę umieszczaną najczęściej nad krucyfiksem. Ten typ ikonograficzny został oparty na dwóch tekstach Nowego Testamentu. Pierwszym z nich jest List św. Pawła do Rzymian: „Jego to ustanowił Bóg narzędziem przebłagania przez wiarę mocą Jego krwi” (Rz 3, 25). Drugim jest List do Hebrajczyków: „przybliżmy się więc z ufnością do tronu łaski (tronum gratiae), abyśmy otrzymali miłosierdzie i znaleźli łaskę dla [uzyskania] pomocy w stosownej chwili” (Hbr 4, 16). Przedstawienia te mają głęboką wymowę teologiczną. Po pierwsze ukazują dogmat o Bogu Trójjedynym, po drugie zbawczą ofiarę Jezusa Chrystusa dokonaną na krzyżu.

Niewielki gotycki obraz, znaleziony w roku 1898 na plebanii parafialnego kościoła w Świerzawie, stanowił prawdopodobnie jedną z części dyptyku, dwuskrzydłowego małego ołtarza przenośnego, ufundowanego przez księcia Ludwika, znanego z licznych fundacji artystycznych na Śląsku. Treść obrazu związana jest z ideą zbawienia. Opiera się na wielokrotnie w średniowieczu komentowanym liście św. Pawła skierowanym do Rzymian, w którym wyrażony został pogląd, że Bóg Ojciec wystawił przed całym światem zbroczonego krwią Syna jako widomy znak i narzędzie pojednania i w ten sposób okazał swą zbawczą sprawiedliwość. Ta treść teologiczna została przedstawiona we wspaniałej malarskiej formie. Doskonały akt ciała Chrystusa, umiejętny modelunek materii, wyszukana kompozycja barwna - wszystko to świadczy, że autor był artystą klasy europejskiej, działającym na zamówienie dworskie (Pracownia Mistrza Zaśnięcia Marii z Košatek, Tron Łaski ze Świerzawy, przed 1350, Muzeum Narodowe we Wrocławiu, https://mnwr.pl/sztuka-slaska-xii-xvi-w-1-pietro/; M. Otto-Michałowska, Gotyckie malarstwo tablicowe w Polsce, (W Kręgu Sztuki), Warszawa 1982, s. [16–17]; P. Szczepaniak, Program ikonograficzny i konserwacja zabytkowego obrazu Trójcy Świętej w formie Tronu Łaski z Bazyliki Wszystkich Świętych w Sieradzu, Studia Włocławskie 23(2021), s. 610–621; A. M. Ferrari, Tron Łaski [w]: Nowy leksykon sztuki chrześcijańskiej, red. L. Castelfranchi, M. A. Krippa, Kielce 2013, s. 886).

3. Życie

„Szukałem w modlitewniku jakiejś instrukcji, jak przygotować się do spowiedzi. Pomyślałem, że to dobry czas, aby się wybrać. Nie byłem u spowiedzi od dwudziestu jeden lat.

Znalazłem rachunek sumienia i... zaczęło się. Kiedy zebrałem w myślach wszystkie moje grzechy, a było ich naprawdę sporo, przestraszyłem się. Przecież ten ksiądz mnie potępi, poniży, zmiesza z błotem. Poza tym po prostu wstyd mi było. Cały czas jakaś siła próbowała mnie odciągnąć od spowiedzi. Chwilami myślałem, że może rzeczywiście to nie najlepszy pomysł. Ale wciąż uparcie się przygotowywałem.

Przeczytałem, jak Jezus mówi do apostołów o odpuszczaniu grzechów i szala przechyliła się w stronę konfesjonału, ale zaraz wróciła myśl, że spowiadam się człowiekowi, a oni wyśmiewają - tak często tego doświadczałem. Powiedziałem kolegom, że chcę iść do spowiedzi, i zapytałem, czy wiedzą, jak to wygląda w więzieniu. Radzili, żebym nie szedł, bo ksiądz na pewno wszystko powie klawiszom - jest przecież jednym z nich. Leżałem na łóżku i słuchałem swojego wnętrza, rozmawiałem z Jezusem.

W końcu zdecydowałem się. Idąc na spotkanie z księdzem, słyszałem w głowie mnóstwo głosów, prawdziwy jazgot. Ktoś usilnie mnie namawiał, żeby sobie odpuścić, ktoś wyśmiewał to, że chciałem tego sakramentu. Nie zatrzymałem się jednak. Kiedy ukląkłem przy konfesjonale, nastała kompletna cisza. Byłem tylko ja i lista grzechów w mojej głowie. Miałem wrażenie, jakby czas się zatrzymał.

Spowiedź trwała pewnie ze czterdzieści minut. Strasznie bolały mnie kolana. W końcu skończyłem i czekałem. Ofiara przed katem. Chwilę panowała cisza, po czym z ust księdza usłyszałem: Grześku, nie wyobrażasz sobie, jaka w tej chwili jest impreza w niebie na twoją cześć. Wszyscy Święci, Maryja, Jezus, wywijają z radości!

W sekundzie to sobie wyobraziłem i łzy napłynęły mi do oczu. To była niezwykła chwila... Niezwykła.

Miałem kiedyś sen, bardzo realny. Widziałem ciemność, która mnie pochłania. Z wielkiej czarnej dziury wyłoniła się jakby czyjaś łapa i zaczęła mnie ciągnąć za sobą. Było to tak prawdziwe, że przebudziłem się w środku nocy z krzykiem, cały spocony, z walącym sercem. Kumpel powiedział później, że wrzeszczałem: Nigdy nie zostawię Jezusa! Czułem się tak, jakby ktoś próbował się do mnie włamywać. Jakby ktoś chciał się dostać do mojej duszy i w niej narozrabiać. Każdego dnia toczyłem walkę z tym drugim, starym sobą, który przez lata rozsiadł się w fotelu pychy i wcale nie zamierzał tak po prostu odejść. Ale Jezus pokazał mi, jak rozprawia się ze złem. Z nim się nie dyskutuje. Trzeba twardo powiedzieć: Zamknij mordę i odejdź. Jak do psa. Bo diabeł to bardzo zjadliwy pies, ale... tylko pies. Taki kundel, który szczeka, podbiega do ciebie, jak poczujesz się zbyt pewnie, ale kiedy solidniej tupniesz i w sercu odetniesz się od niego, ucieka, choć wciąż jeszcze ujada z daleka. I tak bez końca” (G. Czerwicki, R. Czerwicka, Nie jesteś skazany, Nowy Sącz 2020, s. 128–130).