Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i nic nie ułowiliśmy. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci (Łk 5, 5).

1. Biblia

Jezus znowu naucza, ale tym razem nie w synagodze. Jest nad jeziorem Genezaret, a obok niego są dwie łodzie i rybacy. Tłum słucha, jak głosi słowo Boże. Częste połączenie czasowników „słuchać” i „słyszeć” z wyrażeniem „słowo Boże” podkreśla, że słuchanie to pierwszy etap odpowiedzi, którą człowiek udziela Bogu. Jedną z obecnych nad jeziorem osób jest rybak Szymon, który gościł wcześniej Jezusa w swoim domu (Łk 4, 38), a teraz zajęty jest pracą. Ponieważ tłum cisnął się do Niego, Jezus wsiada do łodzi Szymona, aby Go lepiej widziano i słyszano, i prosi, aby ten nieco odbił od brzegu. Potem usiadł, przyjmując tradycyjną postawę nauczyciela. Posłuszeństwo Szymona owocuje obfitym połowem: zagarnęli wielkie mnóstwo ryb i napełnili obie łodzie. Ten cud zapowiada zadanie misyjne stojące przed Piotrem i Kościołem.

Dla ludów starożytnych sieć była narzędziem nieodzownym nie tylko przy połowie ryb, lecz także przy polowaniu. W Starym Testamencie sieć jest również bronią Boga. O wiarołomnym Sedecjaszu, ostatnim królu Judy, tak mówi Jahwe: „Zarzucę moją sieć na niego, aby wpadł w mój niewód (...) i tam go osądzę za wiarołomstwa popełnione względem Mnie” (Ez 17, 20). U Habakuka jest mowa (1, 14n) o wielkiej chaldejskiej potędze, spełniającej wolę Bożą. Bezbożni Izraelici są przyrównani do ryb, które chaldejski władca „łowi na wędkę, zagarnia swoim niewodem albo w sieci gromadzi”. Sieci, wędki, sidła to także obrazy zła, które czyha na sprawiedliwych i ostatecznie bierze ich w posiadanie. Psalmista, pokładający całą ufność w Bogu, woła: „Wydobądź mnie z sieci zastawionej na mnie, bo Ty jesteś moją ucieczką” (Ps 31, 5). Bezbożni zaś, ci, którzy urządzają na innych zasadzki, sami w końcu w nie wpadają.

Dzięki nauczaniu Jezusa sieć stała się narzędziem działania zbawczego, pozostając w ścisłym związku z dokonywanymi przez Piotra cudownymi połowami ryb. Wyczerpani do ostateczności rybacy, którzy razem z Szymonem Piotrem trudzili się na próżno przez całą noc, następnego dnia, słuchając polecenia Jezusa, złowili takie mnóstwo ryb, że „rwały się ich sieci”. Stanowiło to zapowiedź mającej rozpocząć się wkrótce działalności Apostoła jako „łowcy ludzi”. Drugi połów ryb, tak wielki, że sieci rwały się z powodu ich mnóstwa, był pośrednim wezwaniem zmartwychwstałego Pana, by Apostołowie uświadomili sobie istotę swego powołania (J 21, 4-6). Królestwo niebieskie jest też przyrównywane do sieci, „zarzucanej w morze i zagarniającej ryby wszelkiego rodzaju. Gdy się napełniła, wyciągnęli ją na brzeg i usiadłszy, dobre zebrali w naczynia, a złe odrzucili” (Mt 13, 47n).

Od końca drugiego wieku sakrament chrztu poczęto przyrównywać do połowu ryb, którego dokonuje anioł posługujący się siecią. Rybakiem jest ten, który chrzci - rybą zaś człowiek chrzczony. Sieć wypełniona małymi rybkami może być uważana za symbol Kościoła. Papież Benedykt XVI w homilii inaugurującej swój pontyfikat mówił: „Także dzisiaj Kościół i następcy apostołów słyszą wezwanie, by wypłynąć na głębię morza dziejów i zarzucić sieci, by zdobywać ludzi dla Ewangelii - dla Boga, dla Chrystusa, dla prawdziwego życia. (...) Nie ma nic piękniejszego niż wpaść w sieci Ewangelii Chrystusa. Nie ma nic piękniejszego jak poznać Go i opowiadać innym o przyjaźni z Nim” (M. Lurker, Słownik obrazów i symboli biblijnych, Poznań 1989, s. 211–212; P. T. Gadenz, Ewangelia według św. Łukasza. Katolicki komentarz do Pisma Świętego, Poznań 2020, s. 106–107).

2. Sztuka

„Jest wiele obrazów ukazujących powołanie Szymona Piotra i Andrzeja, a także następnych dwóch braci rybaków, Jakuba i Jana. Jeden z nich – obraz Duccia, to mała deseczka, stanowiąca cząstkę predelli namalowanej na rewersie wielkiej nastawy ołtarzowej z 1311 roku, znanej pod nazwą Maesta. Szczęśliwie uratowana przed zagładą po częściowym demontażu głównego ołtarza katedry sieneńskiej w 1771 roku, znajduje się dziś w zbiorach National Gallery w Waszyngtonie.

Pobrzmiewa w niej jeszcze echo sztuki bizantyńskiej, bo nad taflą jeziora lśni gładkie złote niebo, ale jest to scena pełna wyrazu: w łodzi są tylko dwaj rybacy, ku którym wyciąga prawą rękę stojący na skalistym brzegu Jezus w czerwonej tunice i niebieskim płaszczu. Piotr, zdziwiony, zwraca się ku wołającemu Jezusowi i odpowiada gestem prawej ręki, lewą przytrzymując jeszcze sieć. Andrzej spogląda w kierunku Jezusa, ale obie ręce ma ciągle zajęte niewielką siecią, napełnioną rybami. Za chwilę obaj porzucą swoje zajęcie, zostawią łódź, sieć, ryby - wszystko. Pójdą za Jezusem. Scena milcząca, bez zbędnych szczegółów, ujmująca prostotą, trafiająca do serca” (Duccio, Powołanie apostołów, 1308–1311, National Gallery of Art, Waszyngton; B. Fabiani, Gawędy o sztuce sakralnej, Warszawa 2020, s. 133–134).

3. Życie

„Patrząc z perspektywy lat na swoje życie i analizując współczesne przypadki, zauważam, że zarówno w moim powołaniu, jak i w powołaniach innych ludzi można wyróżnić trzy etapy, które dobrze ilustruje historia proroka Izajasza. W dzisiejszych czasach wielu ludzi twierdzi, że ma powołanie do kapłaństwa, ponieważ chce „pracować w ubogich dzielnicach”, „bronić politycznych praw więźniów”, „pracować na rzecz cywilnych praw mniejszości” albo „troszczyć się o niepełnosprawnych” czy „docierać z religijną misją do rozpolitykowanej Ameryki Południowej”. Prawdziwe powołanie nigdy jednak nie zaczyna się od tego, „czego ja chcę” lub „co chciałbym robić”. Jeżeli jesteśmy powołani przez Boga, możemy zostać posłani do pracy, której nie lubimy, a „posłuszeństwo jest lepsze niż ofiara”. Jeżeli wzywa mnie społeczeństwo, mogę przerwać swoją służbę; jeśli wzywa mnie Chrystus, pozostaję sługą na zawsze.

Pierwszym etapem rozwoju powołania jest poczucie świętości Boga. Kiedy Izajasz wszedł do świątyni, miał wizję Pana zasiadającego na tronie i anielskich chórów śpiewających (Iz 6, 3). Powołanie nie zaczyna się więc od myśli: „co ja chciałbym robić” - powołanie zaczyna się od Boga. Człowiek zostaje skonfrontowany z Obecnością.

Etap drugi to reakcja na to spotkanie. Rodzi ono w człowieku głębokie poczucie własnej bezwartościowości. Ludzkie serce doznaje wstrząsu, kiedy w jednej chwili dostrzega wspaniałość skarbu i kruchość materiału, jakim jest glina: „Bóg jest święty, ja nie. Biada mi”. Bóg może posłużyć się kimś, kto dostrzega, jaki jest naprawdę i rozumie, że potrzebuje oczyszczenia. Nie może natomiast niczego zrobić dla człowieka, który jest przeświadczony o własnej godności.

Etap trzeci to odpowiedź. Po doznaniu oczyszczenia Izajasz usłyszał głos Boga, który pytał: „Kogo mam posłać?”. Odpowiedział wtedy: „Oto ja, poślij mnie!” (Iz 6, 8). Właśnie te słowa wypowiedziałem w dniu święceń.

Rozdźwięk między majestatem powołania a kruchością ludzkiej gliny jest swego rodzaju ukrzyżowaniem. Każdy kapłan zostaje zawieszony na pionowej belce powołania danego przez Boga oraz na poziomej belce prostych pragnień ciała i pokus, którymi wabi go świat. Kapłaństwo z jednej strony oznacza powołanie do pełni szczęścia dostępnej człowiekowi, z drugiej jest wezwaniem do toczenia najcięższej z wojen, w której każdego dnia kapłan prowadzi wewnętrzną walkę z samym sobą. Bóg jednak nieustannie kształtuje tę glinę na nowo, dając jej drugą, trzecią, a nawet siedemdziesiątą siódmą szansę” (F. J. Sheen, Skarb w glinianym naczyniu. Autobiografia, Kraków 2020, s. 57–60).