Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich (Łk 22,42).

1. Biblia

W Piśmie Świętym kielich wina rzadko (jeśli kiedykolwiek) jest po prostu kielichem wina. „Kielich” jest jednym z najbardziej znamiennych i sugestywnych przedmiotów w literaturze hebrajskiej. Jego znaczenie symboliczne jest złożone. Oznacza on przyszłość. Oznacza sąd. Oznacza błogosławieństwo. Oznacza gniew. Oznacza radość. Oznacza smutek. I może wskazywać na wszystkie te rzeczy jednocześnie.

Każdy kielich wina jest konsekwencją, zapowiedzią życia, które ma nadejść. Wybór Pana jako swego „kielicha” jest zatem oznaką sprawiedliwości. Psalmista ogłasza: „Pan jest przeznaczonym mi działem i kielichem moim: To właśnie Ty mój los zabezpieczasz” (Ps 16, 5). Podobnie gdzie indziej: „Podniosę kielich zbawienia i wezwę imienia Pańskiego” (Ps 116, 13). Kielich jest charakterystycznym elementem żydowskiego kultu. Oznacza akceptowanie z góry opatrznościowej opieki Boga. Przyszłość pozostaje jednak niepewna i pełna niepokoju. Biblia stale przypomina, że wszystko powinniśmy zawierzać Panu. Jednak ludzie zawsze odczuwali pokusę asekurowania się. Prorok Izajasz pomstował na swoich współczesnych, którzy zapomnieli o Bogu Izraela i poszukiwali raczej swej przyszłości u bożków, napełniając „czarkę wina na cześć Meniego” (Iz 65, 11). Czyniąc tak, łamali przymierze z prawdziwym Bogiem. Kielich w obu wypadkach jest znakiem życia wspólnego. Oznacza więź przymierza, więź rodzinną. Prorocy w takich kategoriach mówili o relacji Boga z Izraelem, porównując ją do małżeństwa. „Kielich wspólnoty” podawano sobie w trakcie uczty na znak szczególnej sympatii, zrozumienia, więzi, zaufania. Był wyróżnieniem i deklaracją przyjaźni, znakiem unikalnej relacji lub zobowiązania do lojalności i jako taki przyjmowany był z ochotą i radością. Każdy, kto zawiera przymierze, pije z tego samego kielicha, ale znaczenie kielicha zależy od wierności danej osoby. Pije go ona albo ku swemu zbawieniu, albo ku potępieniu. Kielich przymierza jest nazywany „kielichem zbawienia”, a także „pucharem Jego gniewu” (zob. Iz 51, 17). Kielich błogosławieństwa jest przeobfity dla sprawiedliwego (zob. Ps 23, 5). Kielich gniewu jest przeobfity dla nikczemnego. W Nowym Testamencie kielich nadal oznacza przymierze z Bogiem – i warunki pozostają te same. „Kładę przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo” (Pwt 30, 19). Kielich reprezentuje przyszłość: błogosławioną lub przeklętą.

Jezus trzykrotnie modlił się do Ojca, aby zabrał od Niego „ten kielich”. Powstaje oczywiste pytanie: O jakim kielichu mówił Jezus? Z jednej strony wszystko się w Nim wzdraga przed przyjęciem „tego kielicha”, a z drugiej to właśnie Ojciec Mu go podaje. Ojciec, którego miłości jest pewien, z którym stanowi jedno. Kielich jest więc symbolem dwojakim: jest w nim synowska pewność nieuchronności męki i jest pełen miłości zwrot Ojca ku Synowi. Jest wizja cierpienia i jest prawdziwe pokrzepienie. Jest wreszcie nieznające barier wzajemne zwrócenie się ku sobie, niemal wzajemne utożsamienie. W ten sposób kielich, o którym mówi Chrystus Pan, o wiele bardziej niż symbolem męki jest obrazem istotowej wspólnoty między Ojcem i Synem. W tej godzinie ma ona wyraz szczególny. Jest wspólnotą celu i wspólnotą miłości dla człowieka, wspólnotą woli jego zbawienia, aż po najdalsze tego konsekwencje. Świadectwem niewzruszonej woli trwania w tej wspólnocie, a nie tylko bezprzykładnego posłuszeństwa – tak jak je dzisiaj rozumiemy, nadając mu nieco pejoratywne zabarwienie – są przejmujące słowa Jezusa: „Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty”.

Odkupić ludzkość znaczy pokonać szatana, wydrzeć mu zdobycz za cenę ofiary z samego siebie. Jezusa czeka walka z szatanem, ale walka na prawach człowieka. Dotychczas było inaczej. Szatan ustępował przed Synem Bożym. Teraz, aby odwrócić skutki grzechu popełnionego przez człowieka, Jezus przeciwstawia mu się jako Człowiek. Rezygnuje ze wszystkich znamion przewagi właściwych boskości. Syn Boży dobrowolnie „abdykuje” na rzecz Syna Człowieczego. Bóg godzi się na to, by jak w opowieści o Hiobie, szatan uzyskał do Niego dostęp i prawo poddania Go próbie. To jest najwyższy stopień samoogołocenia: gdy Niewinny pozwala, by zły duch podszedł do Niego tak blisko i uzyskał nad Nim taki rodzaj władzy, że wszystko, co Go teraz spotka, będzie z woli i inicjatywy tamtego. Dla Niewinnego było to niewyobrażalnie trudne. Tak trudne, że Jego pot przybrał postać gęstych kropel krwi (S. Hahn, Czwarty kielich. Odkrywanie tajemnicy ostatniej wieczerzy i krzyża, Kraków 2019, s. 109–115; M. Szamot, Droga cierpienia Niewinnego, Poznań 2021, s. 88–90).

2. Sztuka

Sztuka wczesnochrześcijańska unikała ukazywania upokorzonego i cierpiącego Chrystusa, dlatego też modlitwa w Ogrójcu jest tam jedynie zasugerowana przez postać Chrystusa stojącą między dwoma drzewami. W późniejszej sztuce w przedstawieniach modlitwy Chrystusa w Ogrójcu postać Jezusa pojawia się często dwukrotnie: klęcząc samotnie w modlitwie oraz przy powrocie do swoich uczniów, podczas ich budzenia. Błogosławiąca ręka Boga, wyłaniająca się z chmur (nieba), lub też anioł ilustrują opisane przez św. Łukasza niebiańskie wsparcie w godzinie samotności i obawy przed śmiercią. Od XV w. przedstawiany jest także kielich.

Domenikos Theotocopulos, czyli El Greco (1541–1614), Modlitwę w Ogrójcu namalował kilkakrotnie. Przybyły do Hiszpanii z dalekiej Krety, uczeń tamtejszych ikonopisów i uważny obserwator mistrzów, nigdy nie chciał być fotografem rzeczywistości. Na gruncie gorączki religijnej w Hiszpanii stworzył własny styl inspirowany sztuką ikon. Jego obraz, dziś w amerykańskim Toledo w Ohio, podpisany po angielsku The Agony in the Garden, powstał około 1590 roku, więc już kilkanaście lat po osiedleniu się Greka w Toledo; zamówiony zapewne przez jakiś zakon do kościoła czy klasztoru.

Przedziwna sceneria. Jedyne, co realne, to księżyc w pełni, gdzieś w głębi garstka żołnierzy z włóczniami i dwa drzewa przy drodze. Wszystko inne jest jak ze snu: Jezus klęczący na tle całkowicie przetworzonej skały, która tu, na obrazie, stała się jakąś płachtą rozfalowaną na wietrze, utrzymywaną siłą boską pionowo (a może to przekrój groty?). Jezus klęczący, twarzą ku nam, wpatruje się w uniesieniu, nie w bólu i trwodze, w anioła z kielichem w ręce, ukazanym na popielatym obłoku. Dolna krawędź chmury ma kształt elipsy i zakreśla jakby obwód muszli, w której – jak się uważnie przyjrzeć – znajdują się niczym przyklejone ostrygi trzy leżące postacie śpiących apostołów, namalowane w wielkim skrócie perspektywicznym. Jezus ma na sobie różową tunikę, klęczy na rozesłanym na ziemi szaroniebieskim płaszczu. Anioł nosi długą żółtą spódnicę zakrywającą nogi aż po stopy, bluzkę z zawiniętymi rękawami, ma rude włosy i wielkie skrzydła jak u łabędzia. Wszystko to stanowi zdumiewającą ilustrację złego snu, który stał się rzeczywistością – Męki Chrystusa (B. Fabiani, Gawędy o sztuce sakralnej, Warszawa 2020, s. 238–239; J. Seibert, Leksykon sztuki chrześcijańskiej. Tematy, postacie, symbole, Kielce 2007, s. 232).

3. Życie

Czy zdarza się, że jedno z rodziców w obliczu przewlekłej choroby dziecka odchodzi z domu?

Czasem rodziny się rozpadają. Ale myślę, że dzieje się tak nie dlatego, że dziecko zachorowało. Takie związki już wcześniej musiały mieć problemy, choroba dziecka okazała się co najwyżej katalizatorem rozpadu związku. Silne, dobre związki, w których ludzie się kochają, wspierają się, są ze sobą na dobre i na złe – życiowe dramaty wzmacniają. Widzę na co dzień, jak partnerzy i małżonkowie potrafią świetnie dogadywać się co do opieki nad dzieckiem i dodają sobie sił w trudnych chwilach. Niedobrze jest jednak, gdy choroba dziecka jest jedynym elementem łączącym parę. Bo dziecka w którymś momencie zabraknie. Wtedy nadchodzi egzamin z właściwej relacji. Walka z chorobą dziecka może sprawić, że związki stają się bardziej dojrzałe, głębsze. Ludzie stają bowiem w dramacie. I ten dramat potrafi wykrzesać z nich nadludzkie pokłady sił, emocji, uczuć. Także wzajemnej miłości. Ona w nich była, ale tragedia wydobyła ją na zewnątrz. Opowiem za pomocą obrazka, tak będzie mi łatwiej.

Do hospicjum perinatalnego przyszła mama. Wiedziała, że urodzi dziecko, które będzie żyło kilka godzin. Zaczęła rodzić, na sali porodowej cały czas był z nią mąż. Gdy urodziła, dołączyła do nich kilkuletnia córka oraz obie babcie. Matka trzymała na ręku swoje umierające dziecko i tuliła córkę. Ojciec przytulał matkę i córkę. Babcie trzymały ich za ręce. Gdy to zobaczyłam, to aż bałam się oddychać, żeby nie zburzyć tej chwili. Oni w tym momencie byli tak bardzo razem. Tam nie było słów. Ich miłość było widać w gestach. To było wzajemne oddanie się sobie. Byli ze sobą w najtrudniejszym momencie, jaki można sobie wyobrazić. Dziecko odeszło, zostało pożegnane i pochowane, ale to doświadczenie bycia razem w tej rodzinie zostanie. Ten dramat scalił ich jeszcze bardziej. Patrzę na rodziców, którzy już po śmierci dziecka przychodzą do Alma Spei na nasze święta i uroczystości. Tak, przeżyli tragedię, ale byli w niej razem. I widać, że nadal są razem. Blisko i autentycznie” (Czas, który został dziecku, przeżyć najpiękniej, rozmowa z Małgorzatą Musiałowicz [w:] M. Mazurek, W. Harpula, Nad życie. Czego uczą nas umierający, Kraków 2021, s. 225–226).


Poprzednia strona: NIEDZIELA PALMOWA (rok C)
Następna strona: Orszak Chrystusa, ks. Bogdan Zbroja