Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

One podeszły do Niego, objęły Go za nogi i oddały Mu pokłon. A Jezus rzekł do nich: „Nie bójcie się!” (Mt 28, 9-10).

1. Biblia

W Piśmie Świętym znajdujemy wielokrotnie dwa polecenia, które wydają się sprzeczne, w rzeczywistości jednak okazują się komplementarne: „Boga się bój” i „Nie bój się”. Co więcej, lęk jest wręcz nieuniknionym towarzyszem ludzkiej drogi, tymczasem św. Jan mówi nam, że „w miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości” (1 J 4, 18). Dotykamy tu kwestii dwojakiego rozumienia bojaźni Bożej: odczucia pozytywnego i koniecznego do zachowania właściwej relacji ze Stwórcą, polegającego na postawie pełnej szacunku, a z drugiej strony – lęku rozumianego jako postawa emocjonalna wobec Kogoś potężnego i niepojętego. Po hebrajsku są one wyrażane tym samym określeniem -yr’, co wskazuje, że choć różne, są one jednak splecione ze sobą, trudno je niekiedy do końca oddzielić, zwłaszcza że często dzięki doświadczeniom Bożego działania lęk ewoluuje ku pozytywnemu odczuwaniu bojaźni Bożej, jednak i wtedy pozostaje zawsze przekonanie, iż stoimy wobec Kogoś, kto nas nieskończenie przewyższa. Doświadczenie lęku wobec zdumiewającego Bożego działania może być pierwszym krokiem na drodze do głębszej wiary, jak widzimy to już w dziejach Izraela wędrującego z Mojżeszem: „Gdy Izraelici zobaczyli wielkie dzieło, którego dokonał Pan wobec Egipcjan, ulękli się Pana i uwierzyli Jemu oraz Jego słudze Mojżeszowi” (Wj 14, 31).

Marie biegną od pustego grobu, by przekazać dobrą nowinę, z sercami pełnymi zarazem bojaźni, jak i wielkiej radości. Gdy są w drodze, spotykają samego Jezusa. Kobiety instynktownie reagują tak, jak powinien to uczynić każdy uczeń w obecności wyniesionego do chwały Mesjasza: kłaniają się z czcią (zob. Ap 1, 17). Schylając się ku ziemi, chwytają Go za nogi i oddają Mu pokłon. Do dowodu, którym był pusty grób, dochodzi teraz osobiste spotkanie z Jezusem – stanięcie twarzą w twarz z tym samym mężczyzną, którego brutalną egzekucję kobiety te widziały na własne oczy. Świadectwo zaś zmysłu wzroku zostaje wzmocnione przez zmysł dotyku, gdy swymi rękami potwierdzają, że stojący przed nimi mężczyzna jest z ciała i krwi. Słowa skierowane przez Jezusa do kobiet są nieomal dokładnym powtórzeniem wieści, jaką przekazał im anioł. Po początkowym uspokojeniu: „Nie bójcie się!” następują wskazówki dla uczniów, by udali się do Galilei, gdzie zobaczą Go zmartwychwstałego.

Jezus wie, jak łagodzić lęk człowieka przerażonego nagłym zetknięciem się z Bożą rzeczywistością. Pozwala dotknąć swojego uwielbionego ciała albo sam dotyka człowieka, który nie ma odwagi podnieść oczu ku Niemu. Tak właśnie zdarzyło się w przypadku przerażonego Jana, autora Apokalipsy: „Kiedy Go ujrzałem, do stóp Jego padłem jak martwy, a On położył na mnie prawą rękę, mówiąc: ‘Przestań się lękać! Ja jestem Pierwszy i Ostatni’„ (Ap 1, 17). Paradoksalne stwierdzenie: przecież właśnie fakt przebywania w obecności Tego, który jest Pierwszy i Ostatni, a więc panujący nad całą historią, budzi lęk w człowieku. Pierwsze i ostatnie słowo należy do Boga, to On jest Królem dziejów. I nie przychodzi do człowieka, by go straszyć, ale by go dotknąć swoją dłonią i uspokoić: „Przestań się lękać! Nie bój się Mnie i nie bój się przyszłości! Cokolwiek się stanie, Ja czuwam!” (D. Piekarz, (Nie)bój się Boga. Co Biblia mówi o lęku?, Kraków 2017, s. 13–15, 36; C. Mitch, E. Sri, Ewangelia według św. Mateusza. Katolicki komentarz do Pisma Świętego, Poznań 2019, s. 414).

2. Sztuka

Temat Niewiast u grobu jest sam z siebie bardzo malowniczy i daje ogromne możliwości scenograficzne. Niezwykle teatralny jest chociażby obraz Niewiasty u grobu Annibale Carracciego (1560–1609) ze zbiorów w Ermitażu, Petersburg. Trzy Marie, trzy dorodne młode kobiety, malarz upozował niczym statuy rzymskie. Każda wpatruje się w anioła w bieli siedzącego na krawędzi pustego grobowca. Anioł to krępy młodzieniec z obnażoną aż po udo muskularną nogą. Każda z kobiet gestami okazuje zaskoczenie. Najodważniejsza wydaje się Maria Magdalena, śliczna blondynka niosąca naczynko z olejkami. Jest całkiem niespeszona i jakby nieufna. Scena dynamiczna, sugeruje żywą wymianę zdań między kobietą i niebiańskim posłańcem.

Duccio di Buoninsegna przedstawił Trzy Marie na rewersie poliptyku Maestà (1308–1311; Siena, Museo dell’Opera del Duomo). Pokrywa grobowca została odsunięta i położona w poprzek grobu. Kobiety, trzymając naczynia z wonnościami, cofają się onieśmielone na widok anioła, który trzyma w ręku laskę ostiariuszy, co oznacza, że asystuje on boskim ceremoniom. W ikonografii średniowiecznej laska ostiariuszy była atrybutem Archanioła Gabriela w scenach Zwiastowania. Przysiadający na brzegu pustego grobu anioł wskazuje Galileę, gdzie zmartwychwstały Chrystus oczekuje swych uczniów (B. Fabiani, Gawędy o sztuce sakralnej, Warszawa 2020, s. 307–308, il. 117; S. Zuffi, Nowy Testament. Postacie i epizody, Warszawa 2007, s. 349).

3. Życie

„Wiele razy byłem w hospicjum świadkiem cudów pojednań i nawróceń, ale cudu uzdrowienia – tylko raz. To było na samym początku mojej pracy w hospicjum. Trafił do nas pacjent z zaawansowaną chorobą nowotworową. W rozmowie ze mną powiedział, że nie życzy sobie żadnych sakramentów. Kilka dni później stracił przytomność. Wtedy jego siostra i brat przyszli do mnie i poprosili, żebym udzielił mu sakramentu chorych. Odmówiłem, bo tym, co ogranicza nas w udzielaniu sakramentów, jest wolność drugiego człowieka. Powiedziałem, że ich brat sobie nie życzył, a ja muszę uszanować jego wolę. A oni na to: Kiedy brat miał iść do pierwszej spowiedzi i komunii świętej, rodzice właśnie się rozwodzili i mieli inne sprawy na głowie. Nie dopilnowali tego, a potem tak już zostało. Brat nigdy nie był u spowiedzi ani u komunii. Ma 64 lata i wstydził się księdzu przyznać. Tylko dlatego nie chciał sakramentów”.

Uznałem to za rzeczowy i konkretny argument. Lekarz, który był wtedy na dyżurze, powiedział, że choremu zostały nie dni, ale godziny życia. Był w agonii. Nieprzytomny, pod tlenem. Co chwilę tracił oddech. Udzieliłem mu sakramentu i odszedłem. Następnego dnia przyszedłem do hospicjum. Byłem pewny, że on już nie żyje. Zajrzałem do pokoju. Spał. Oddychał spokojnie, równomiernie. Po kilku dniach można już było z nim porozmawiać. Powiedziałem, że udzieliłem mu sakramentu chorych, i zapytałem, czy chce przystąpić do spowiedzi. Chciałbym, ale nie wiem, jak się to robi. – Pomogę panu. Odbył spowiedź, pierwszą w życiu. Potem przyjął pierwszą komunię. I przyszła kolej na bierzmowanie. Siostra wpięła mu kwiatuszki w klapę, pojechał na mszę. Jego stan zdrowia cały czas się poprawiał. Zaczęto go pionizować, potem uczyć chodzić. Gdy wstał z wózka inwalidzkiego i opanował sprawne poruszanie za pomocą kul, poprosił o wypisanie do domu. Potem przyszedł do hospicjum jeszcze raz, z życzeniami wielkanocnymi. Przed dyżurką pielęgniarek zrobił kilka przysiadów, żeby pokazać, że jest całkiem zdrowy” (Co widać w oczach umierających, rozmowa z ks. Adamem Trzaską [w:] M. Mazurek, W. Harpula, Nad życie. Czego uczą nas umierający, Kraków 2021, s. 261–262).