Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Syn Człowieczy został teraz otoczony chwałą, a w Nim Bóg został chwałą otoczony (J 13, 31).

1. Biblia

Po wyjściu Judasza zaczyna się sekwencja zdarzeń prowadzących ku początkowi „godziny Jezusa”. Uwaga zostaje skupiona na Jezusie oraz Jego wiernych uczniach i następuje właściwa Mowa Pożegnalna. Pismo Święte często mówi o „chwale Pana”, dostępnej w doświadczeniu i obecnej w głęboko wstrząsającym objawieniu się Boga. Chwała jest Bogiem samym na tyle, na ile On objawia się w swojej potędze, w swojej mocy, w blasku swojej świętości, w dynamice swojego jestestwa. Chwała to obezwładniające doświadczenie. Hebrajskie słowo „chwała” (kabod) jest powiązane z czasownikiem oznaczającym nałożenie na coś ciężaru (kabad). Chwała Pana często ukazywała się w postaci ognia i obłoku w miejscach zamieszkiwania Boga. Objawiła się na górze Synaj (Wj 24, 17) i gdy został ukończony Namiot Spotkania na pustyni: „chwała Pana napełniła przybytek” (40, 34). Kiedy król Salomon zbudował świątynię jerozolimską, „chwała Pańska napełniła dom Pański” (1 Krl 8, 11).

Krzyż jest momentem chwały, ponieważ na krzyżu Bóg ostatecznie objawił się jako miłość ofiarowująca samą siebie. Ojciec kocha Syna i wydaje Go dla zbawienia świata (J 3, 16-17), Syn natomiast czyni ze swego życia doskonały dar miłości i posłuszeństwa Ojcu (J 10, 17-18). Skoro miłość między Ojcem i Synem objawi się na krzyżu, Bóg został w Nim otoczony chwałą dzięki Jego pełnemu miłości posłuszeństwu. Ojciec jeszcze bardziej otoczy chwałą Syna, objawi Jego boskość w Jego zmartwychwstałym i chwalebnym człowieczeństwie. Podobnie jak powiedział tłumowi zebranemu na święto i faryzeuszom, Jezus mówi teraz uczniom, że ich wkrótce opuści i nie będą mogli pójść za Nim, przynajmniej na razie. Następnie daje im wskazówki na czas, kiedy będzie fizycznie nieobecny. Pierwsza i najważniejsza to nowe przykazanie, aby się wzajemnie miłowali.

Z jednej strony Jezus odchodzi, ale z drugiej strony zapewnia gwarancję, że Jego misja będzie trwała dzięki działaniu Ducha. Konkretnym znakiem rozpoznawczym obecności Ducha wśród uczniów ma być miłość. To ona najlepiej charakteryzuje uczniów Jezusa. „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem”. Na oznaczenie przykazania nie występuje tu słowo nomos, oznaczające przepisy prawne, ale entole – słowo kojarzące się z powierzeniem misji przez Boga, który się objawia, z wyrazem woli Bożej. Jest to nowe przykazanie. Dlaczego Jezus nazywa je nowym, skoro przykazania miłości Boga i bliźniego były już w Starym Testamencie? Różnie odpowiada się na to pytanie. Jedni mówią, że dlatego, iż w Jezusie mamy tak doskonały wzór właściwego wyboru, bo kiedy słyszymy, że mamy miłować „bliźniego swego jak siebie samego”, to żartobliwie mówiąc, można by dyskutować, co mam wybrać, jeśli muszę dokonać wyboru między bliźnim a sobą. Natomiast gdy Jezus mówi: „miłujcie się wzajemnie, jak Ja was umiłowałem”, to w tym momencie już nie ma wątpliwości, co należy wybrać. Mamy więc doskonały wzór, poprzeczka jest zawieszona niesłychanie wysoko. To przykazanie jest też nowe, gdyż jest Prawem Nowego Przymierza. Jezus na Golgocie zawiera z nami Nowe Przymierze, a tu daje nam jego Prawo.

Niektórzy podkreślają jeszcze inną rację nowości tego przykazania. Jezus, mówiąc: „jak Ja was umiłowałem”, daje nam nie tylko wzór czy miarę, ale i źródło naszej miłości. Stajemy się zdolni do prawdziwej miłości bliźniego, gdyż doświadczyliśmy, że Ktoś nas tak bardzo ukochał. Bardzo znamienny jest przykład św. Piotra, który najpierw ochoczo wołał: „Panie, życie oddam za Ciebie”, ale Jezus szybko stłumił jego entuzjazm: „Teraz jeszcze nie możesz iść za Mną, ale potem pójdziesz”. Kiedy Piotr pójdzie za Mistrzem? Kiedy Piotr będzie zdolny do oddania życia za Jezusa? Gdy doświadczy, że Jezus oddał życie za niego. Dopiero po misterium paschalnym Piotr staje się zdolny do prawdziwej miłości. Uczeń kocha, bo nauczył się tego od Jezusa, kocha, bo czuje się niewypłacalnym dłużnikiem miłości (F. Martin, W. M. Wright IV, Ewangelia według św. Jana. Katolicki komentarz do Pisma Świętego, Poznań 2020, s. 11, 258–259; D. Piekarz, Jezus jakiego nie znamy. Spotkania z Jezusem w Ewangelii św. Jana, Kraków 2015, s. 76–78).

2. Sztuka

W tradycji wschodniej, z chwilą ukształtowania się ikonostasu (XV w.), który przeniósł na płaszczyznę przegrody ołtarzowej treść wystroju malarskiego całej świątyni, scena Zwiastowania umieszczana na ścianie tęczowej oraz Czterej Ewangeliści malowani na elementach kopuły „zstąpili” na królewską bramę, zwaną w tradycji ruskiej carskimi wrotami. Brama królewska w pierwszym rzędzie oznacza Chrystusa, Króla królów, który nazwał siebie „bramą owiec” (J 10, 7), ale także i Jego Matkę, w której łonie się począł.

Najstarsze carskie wrota z terenu dawnej Rzeczypospolitej pochodzą z XVI wieku. Obecność sceny Zwiastowania na bramie królewskiej objawia coś z tajemnicy ikony, a także coś z tajemnicy Zwiastowania. Coś z tajemnicy ikony, bowiem jest organicznie związana z liturgią i to właśnie liturgia ujawnia jej sens. Zamknięte wrota symbolizują dziewictwo Bogurodzicy, wrota otwarte – dostęp do Boga. Przedstawiony na carskich wrotach wizerunek Zwiastowania otwiera przed wiernymi (w przenośni, ale i zupełnie dosłownie) tajemnicę nieba. Podczas liturgii eucharystycznej wyobrażona na królewskiej bramie scena Zwiastowania zyskuje aktualizację. Przez te otwarte wrota wchodzi sam Chrystus: obecny w swoim Słowie, kiedy podczas małego wejścia kapłan intronizuje księgę Pisma Świętego, a następnie w postaci chleba i wina, które wniesione podczas wielkiego wejścia zostają złożone na ołtarzu, aby mocą Ducha świętego stać się Jego Ciałem i Krwią. Przez te same wrota Chrystus przychodzi do Swojego ludu, aby w sakramencie komunii Świętej zamieszkać z tymi, których odkupił własną Krwią. Królewska brama pozostaje wtedy otwarta i nie widać już Ewangelistów, nie widać archanioła ani Maryi, bowiem ustępują oni miejsca samemu Królowi Chwały (M. Janocha, Ikony w Polsce. Od średniowiecza do współczesności, Warszawa 2009, s. 264–265).

3. Życie

„Niektórzy szukają bliźniego nie wiadomo gdzie, patrzą w dal, przeszukują odległe horyzonty, a nie zdają sobie sprawy, że bliźni jest tu, w zasięgu wzroku i serca, oddalony o kilka centymetrów. Tak, czasami łatwiej jest iść do leprozorium w Maritubie w Amazonii, niż „zbliżyć” się do starej ciotki, która przebywa w domu opieki oddalonym o dziesięć minut drogi. Niektórzy znajdują czas, żeby napisać do więźnia, lecz nie pamiętają, by znaleźć kartkę dla męża z okazji jego urodzin. Niektórym łatwiej jest kochać ludzi z „grupy” niż domowników. Codziennie proszę Pana o łaskę, bym mógł dostrzec ludzi, których mam przed oczami. Będąc tak blisko, ryzykują, że staną się niewidzialni.

Moja żona należy do nieokreślonej (i nie do określenia) liczby stowarzyszeń, ruchów, grup; bierze udział we wszystkich inicjatywach parafialnych; poświęca się ludziom „w trzecim wieku” (jedynym człowiekiem, którego w domu nazywa się starym, jestem ja), małoletnim matkom (i tym, które nie chciałyby nimi zostać), alkoholikom, byłym więźniom, parom mającym problemy, starszym księżom i tym, którzy nie mają gospodyni, młodym księżom podejrzewanym o kryzys, zakonnicom, których nie rozumie ich przełożony. Oczywiście ona też zajmuje się „trzecim światem”, jednak sądzę, że nie jest to ten sam świat, co świat dzieci. W zasięgu jej zainteresowań są: szpital (wydaje mi się) w Tanzanii, oddział położniczy (wydaje mi się) w Amazonii, przychodnia (wydaje mi się) w Środkowej Afryce, misja (wydaje mi się) w Mali, szkoła (wydaje mi się) w Kolumbii, wolontariat (wydaje mi się) w Brazylii.

Panie, powiedz mi, jeśli się mylę, ale wydaje mi się, że niezbyt zgodne z Ewangelią jest poświęcanie się ludziom, którzy są daleko, a przy tym nieodzywanie się do współmałżonka albo odpowiadanie mu monosylabami. Panie, czy nie mógłbyś zasugerować mojej żonie, może poprzez sekretną medytację jednego z księży, których często odwiedza z bardzo szlachetnych powodów (mówię to bez ironii), że przejmowanie się problemami ubogich jest jak najbardziej właściwe, należyte i pilne, lecz należałoby także nie zapominać, że ma się męża mającego wiele obowiązków, lecz także pewne prawa?

Panie, spraw, żeby żona zorientowała się, że kawałek trzeciego świata, maleńki obszar wyobcowania, powstał w jej domu i jak dotąd nikt się nim nie zajmuje. Nie domagam się, aby żona „zaczęła” ode mnie, zadowoliłbym się, gdyby jej niezmordowana aktywność „kończyła” się na mnie, oczywiście, nie przeszkadzając jej w innej działalności. Formalnie proszę o wpisanie do „trzeciego świata”, świata mojej małżonki i moich dzieci. Lecz uściślam, że wystarczają mi okruchy” (A. Pronzato, W poszukiwaniu zaginionych cnót. Cz. 2, Kraków 2007, s. 43, 48–49).