Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy (J 16, 13).

 
1. Biblia

Duch Boży nie jest wytworem ludzkiej świadomości religijnej. Biblia stale podkreśla odmienność lub transcendentny wymiar Ducha Świętego. W 1 Kor 2, 12 Paweł pisał: „myśmy nie otrzymali ducha świata, lecz Ducha, który jest z Boga”. Autorzy biblijni posługują się żywymi i dynamicznymi obrazami. Ezechiel pisał: „owładnął mną Duch Pański” (Ez 11, 5). W Księdze Izajasza, Ezechiela i Joela Bóg obiecał: „przeleję Ducha mego na twoje plemię” (Iz 44, 3), „Ducha mojego wyleję na Izraelitów” (Ez 39, 27-29). W dzień Pięćdziesiątnicy „wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym” (Dz 2, 4). Dla Pawła Duch jest zadatkiem tego, co ma nastąpić (2 Kor 1, 22). Apostoł Paweł posługuje się metaforą pierwocin i zadatku na określenie daru Ducha Świętego. Pierwsze owoce żniw to dosłownie pierwsze dojrzałe plony zbiorów. Są zapowiedzią dobra, które nadejdzie. W Izraelu pierwociny były częścią żniw lub stad, które kult nakazywał poświęcać Jahwe. Bóg udziela Ducha Świętego swojemu ludowi jako pierwocin pełni zbawienia, które na nich oczekuje. Duch Święty jest również arrabōn, zadatkiem, depozytem, zobowiązaniem lub zaliczką. W kontekście transakcji oznacza to część należnej kwoty wypłaconej z góry – wpłatę gwarantującą uregulowanie całego zobowiązania w przyszłości. Paweł mówi o Duchu jako „zadatku” lub gwarancji, potwierdzającej spełnienie Bożych obietnic (2 Kor 1, 22). Gwarancja ta jest również – pieczęcią (sphragis, sphragizomai), znakiem Bożej własności.

Jezus wypowiada piątą obietnicę dotyczącą Ducha Świętego, gdy mówi do uczniów: „Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia”. To „jeszcze wiele” odnosi się do objawienia Ojca, którego przyjąć i pojąć uczniowie nie są jeszcze gotowi – „ale teraz znieść nie możecie” – ponieważ nie otrzymali jeszcze Ducha Świętego.

Jezus daje uczniom przebłysk wewnętrznego życia Boga. Duch otoczy chwałą Jezusa: sprawi, że wierzący poznają Jego boski majestat. Dziełu Ducha, którym jest oddanie chwały Jezusowi, towarzyszy oddanie chwały Ojcu przez Syna (objawienie Ojca przez wypełnienie Jego zbawczego dzieła) i oddanie chwały Synowi przez Ojca (otoczenie chwałą Jego człowieczeństwa w zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu). Więzią łączącą Ojca i Syna jest ogarniająca wszystko, samoofiarowująca się miłość. Ojciec wszystko, co ma, oddaje Synowi. I Syn wszystko, co ma, oddaje z powrotem Ojcu – zostało to objawione w Jego całkowitym darze z życia oddanego na krzyżu. Życie Boga jako wieczna komunia życia i miłości jest samym sednem objawienia Jezusa. A Duch daje nam poznawać Jezusowe objawienie niekończącej się wymiany miłości dokonującej się w Bogu i sprawia, że owa miłosna wymiana urzeczywistnia się z mocą w sercach wierzących: z mojego weźmie i wam objawi. Przez Ducha możemy poznać miłość Ojca, objawioną w Chrystusie i dzięki temu wołać: „Abba, Ojcze!” (L. Ryken, J. C. Wilhoit, T. Longman III, Słownik symboliki biblijnej. Obrazy, symbole, motywy, metafory, figury stylistyczne i gatunki literackie w Piśmie Świętym, Warszawa 2017, s. 169–170; F. Martin, W. M. Wright IV, Ewangelia według św. Jana. Katolicki komentarz do Pisma Świętego, Poznań 2020, s. 290–292).

2. Sztuka

Uformowanie obrazu, który wyrażałby tajemnicę Trójcy Świętej, od zawsze rodziło problemy: teksty od ksiąg mądrościowych po księgi prorockie, Ewangelie i pisma Doktorów Kościoła dostarczały co prawda źródeł inspiracji, ale trudność wpisana w sam temat stała się przyczyną różnych wariantów przedstawiania Trójcy Świętej w sztuce. Okazało się bowiem, że rzeczą niezwykle trudną jest obrazowe wyrażenie z taką samą siłą jedności i jednocześnie wielości Trójcy, tak samo jak podkreślenie zróżnicowania i jednorodności Trzech Osób Boskich; aby tego dokonać, wybierano zwykle jedno z dwóch rozwiązań: albo wykorzystywano symbole, albo odwoływano się do wyobrażeń antropomorficznych i zoomorficznych. Wraz z ustanowieniem w 1334 r. przez Jana XXII uroczystości Trójcy Świętej jako jednej z głównych celebracji Kościoła, wyobrażenia trynitarne stały się coraz powszechniejsze, przede wszystkim w formie antropomorficznej.

W świecie bizantyjskim Trójca Święta nazywana jest philoxenia, „gościnność” – ta sama, jaką Abraham ofiarował trzem podróżnym przynoszącym zapowiedź narodzenia Izaaka (Rdz 18, 1-15). Ojcowie Kościoła prawosławnego interpretowali to wydarzenie jako odwiedziny samej Trójcy Świętej. Temat przedstawiany już w sztuce wczesnochrześcijańskiej (mozaika w nawie bazyliki Santa Maria Maggiore, Rzym, V w.; kościół San Vitale, Rawenna, VI w.) i powtarzany aż do XVI w. zarówno na Wschodzie, jak i na obszarach wpływów bizantyjskich, wraz z Andriejem Rublowem nabrał wartości dogmatycznej (Ikona Trójcy Świętej, 1411 lub 1425–1427, Galeria Trietiakowska, Moskwa). Napisana przez niego ikona przedstawia najdoskonalsze bizantyjskie wyrażenie Trójcy Świętej: trzech identycznych aniołów zasiada wokół stołu-ołtarza, na którym stoi kielich eucharystyczny; niewidzialna geometryczna struktura okręgu łączy postaci w nierozdzielny sposób.

Inne bizantyjskie ujęcie Trójcy Świętej, znane pod nazwą „Ikony Ojcostwa”, pochodzące prawdopodobnie od obrazu Nicopoia, od którego wywodzi się też nurt zachodni, odbiega od tradycji biblijnej, by wyrazić teologiczną koncepcję pochodzenia Trzech Osób Boskich: sędziwy Ojciec podtrzymuje Syna, który z kolei trzyma Ducha Świętego (ikona ze Szkoły Nowogrodzkiej, Galeria Trietiakowska, Moskwa) (Nowy leksykon sztuki chrześcijańskiej, red. L. Castelfranchi, M. A. Crippa, Kielce 2013, s. 887–888).

3. Życie

„Lubię Jonasza pewnie dlatego, że w życiu często w nim rozpoznawałem siebie. Jonasz ostatecznie wypełnił wolę Bożą, ale narzekając i ociągając się. Oto przykład takiego postępowania, bardzo mało budujący:

Około 1985 roku w Limoges zostałem nowym odpowiedzialnym za grupę modlitewną Odnowy Charyzmatycznej. Młodzież z tej grupy wyraziła życzenie uczestniczenia w Święcie Muzyki, które od niedawna zaczęto obchodzić 21 czerwca, w dzień przesilenia letniego. W tym dniu na ulicach mieli występować najrozmaitsi twórcy i wykonawcy muzyki. «Nasi» młodzi natomiast chcieli się tam znaleźć, by chwalić Boga na instrumentach muzycznych i świadczyć o swojej wierze. Uznałem, że to świetny pomysł i gorąco ich do tego zachęcałem: To świetne... dla młodych ludzi. Kiedy mi wyjaśnili, że również powinienem się tam znaleźć jako «pasterz», poczułem się bardzo niezręcznie i poprosiłem o czas do namysłu.

Poczułem się niezręcznie, gdyż nie chciałem «afiszować się» w mieście, gdzie byłem już trochę znany jako departamentalny delegat Francuskiego Stowarzyszenia Osób Sparaliżowanych (APF), organizacji niewyznaniowej. Poza tym od wielu lat pracowaliśmy razem z rodzicami dzieci upośledzonych i asystentami społecznymi nad utworzeniem ośrodka dla dorosłych. Wszystko wskazywało na to, że nasze wysiłki zostaną zwieńczone sukcesem, poparł nas mer miasta (socjalista) i jeden z deputowanych departamentalnych (komunista). Nie chciałem, by projekt upadł ze względów religijnych, szczególnie w tym rejonie raczej «czerwonym», masońskim i antyklerykalnym. Przez cały tydzień szukałem pretekstu, by nie uczestniczyć w Święcie Muzyki. Miałem nadzieję, że przynajmniej moja żona i mój kierownik duchowy zrozumieją mnie i okażą się «rozsądni», «ostrożni», lecz ich opinie stanęły okoniem wobec moich pragnień: Powinieneś się tam znaleźć jako odpowiedzialny; szczególnie że często podkreślasz duże znaczenie misji i świadectwa.

Cóż, skoro klamka zapadła... Wybrałem się wieczorem na uliczne świętowanie, ale w cichości ducha nie przestawałem narzekać. Usiłowałem wynegocjować umowę z Bogiem: W porządku, pójdę. Ale żebym przypadkiem nie spotkał tych trzech osób: mera, deputowanego i tego etatowego pracownika Stowarzyszenia, zwolennika partii komunistycznej. Z przewrotnością godną Don Camilla dodałem: Nie chodzi o mnie, chodzi o osoby upośledzone.

Przez pierwsze pół godziny czułem się naprawdę źle. Ogarnięty nagłą pokorą nie do przezwyciężenia, dyskretnie trzymałem się na tyłach grupy śpiewającej i zginałem się do ziemi w celu poprawienia sandała za każdym razem, kiedy wydawało mi się, że dostrzegam kogoś znajomego. Co za wstyd! Następne pół godziny okazało się istną katastrofą: kolejno spotkałem wszystkie trzy osoby, na które przede wszystkim nie chciałem się natknąć i które bardzo miło się ze mną przywitały głośnym Dzień dobry, panie Belleil! Co za wstyd... Kiedy «najgorsze już się stało», poczułem się dziwnie lekko i ku własnemu zaskoczeniu mogłem wielbić Pana w sposób radosny i nieskrępowany. Byłem tam dla Niego.

Nie zwróciłem uwagi – oczy miałem zamknięte – na wielką kamerę telewizji regionalnej, filmującą «katoli na służbie» pośród punków i zespołów ludowych rozsianych po mieście.

Następnego dnia rano, w biurze, wszyscy mi donosili z rozbawieniem: Widzieliśmy pana w telewizji, panie Belleil! Wstyd? Nie, gdyż tego wieczoru przeżyłem wyzwolenie: przestałem być więźniem spojrzeń innych ludzi. Wcześniej kochałem Boga i gotów byłem Jemu oddać całe swoje życie, ale... nie moją reputację. Tego wieczoru zostałem całkowicie wyzwolony!

Od tamtego czasu minęło trzydzieści lat. Pan Bóg obdarzył mnie wielką wolnością, abym mógł świadczyć o Nim w każdym miejscu i w każdych okolicznościach. Dość wspomnieć, że nie tylko się nie czerwieniłem ze wstydu, głosząc Go, ale stało się to dla mnie prawdziwą radością, powodem do dumy. Bóg słusznie uczynił, starając się poprzez okoliczności pchnąć naprzód swojego Jonasza. Warto było” (O. Belleil, Zachować ufność! Jak sobie radzić w trudnych chwilach na podstawie ośmiu historii biblijnych, Kraków 2017, s. 137–140).