Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia (Łk 15, 7).

1. Biblia

Pośród tych, którzy mają „uszy do słuchania” (14, 35), są celnicy i grzesznicy przychodzący, aby słuchać Jezusa. Od dnia wspólnego posiłku z Lewim (Łk 5, 29) Jezus jest często postrzegany właśnie jako „przyjaciel celników i grzeszników” (Łk 7, 34). Wzywa ich do nawrócenia i bardzo wielu z nich jest bez wątpienia do tego stopnia poruszonych Jego nauczaniem, że się nawracają. Są to ludzie, którzy „się źle mają” i potrzebują „lekarza” (Łk 5, 31). Rekrutują się spośród „ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych”, którzy winni zostać zaproszeni na ucztę, co właśnie czyni Jezus, kiedy jada z nimi. Niemniej faryzeusze i uczeni w Piśmie sprzeciwiają się wspólnocie stołu ze wszystkimi, których uważają za grzeszników. Jako przedstawiciele „tego pokolenia” (Łk 7, 31; 11, 29-32) szemrają, podobnie jak pokolenie wędrujące przez pustynię szemrało przeciw Bogu i Mojżeszowi (Wj 15, 24; 16, 7).

Jezus, broniąc swojego wychodzenia do grzeszników, opowiada przypowieść. Przypowieści o zgubionej owcy, zgubionej drachmie i synu, który się zgubił, mówią właśnie o celnikach i grzesznikach. Człowiek szukający owcy, kobieta szukająca drachmy i ojciec dwóch synów pokazują, jak Bóg wychodzi do grzeszników w osobie Jezusa. Poza odnalezieniem tego, co się zgubiło lub tego, kto się zagubił, przypowieści te łączy także wynikająca z faktu odnalezienia zguby radość.

Pasterz postanawia za wszelką cenę znaleźć owcę. Nie jest w jego przekonaniu nielogiczne pozostawienie własnemu losowi dziewięćdziesięciu dziewięciu owiec. Zgubiona owca, to nie jedna z wielu w stadzie innych anonimowych zwierząt. Dla pasterza liczy się każda owca! Jezus odnosi przesłanie przypowieści do swojej posługi wobec celników. Owca nie może powiedzieć, że się nawraca, i dlatego Jezus mówi nam, że przedstawia ona grzesznika, który się nawraca. Tym samym dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych może, jak na ironię, oznaczać ludzi takich jak faryzeusze, przekonanych, że nie potrzebują nawrócenia.

Istotą pouczenia nie jest ukazanie ścisłej więzi pasterza i owiec, jak to ma miejsce w J 10. Nie jest nią też niezmordowane poszukiwanie ze strony pasterza, ale zdumiewające przeciwstawienie jednej owcy dziewięćdziesięciu dziewięciu innym. Jedna owca w stosunku do stu nie stanowi wprawdzie wielkiej liczby (zaledwie 1%), ale w oczach Bożych zagubienie nawet jednego człowieka jest tragedią. Ta jedna z powodu zagrożenia, w jakim się znalazła, pozostaje w szczególnej relacji do pasterza. Podobnie jest z członkiem wspólnoty, który znalazł się w zagrożeniu. Ci, którzy przewodzą wspólnocie, powinni zagubionego szukać i przywołać do jedności ze wspólnotą. Oburzenie i wyrzuty ze strony szukających winny ustąpić miejsca miłosiernej postawie Jezusa wobec grzeszników, która to postawa odpowiada woli Ojca. Podobnie zachowywać się mają członkowie wspólnoty, w szczególności jej przewodnicy. Jeśli pamiętają, jaka jest „wola Boża”, konkretną staje się dla nich modlitwa: Bądź wola Twoja. Wolą zaś jest zbawienie wszystkich ludzi. Nie oznacza to jednak, że człowiek nie jest w stanie odrzucić Bożej łaski.

Świętowanie z powodu odnalezienia owcy oznacza radość „aniołów Bożych” w niebie, a także samego Boga: „Czyż tak bardzo miałoby mi zależeć na śmierci występnego – wyrocznia Pana Boga – a nie raczej na tym, by się nawrócił i żył?” (Ez 18, 23). Można byłoby jeszcze zapytać, czy owa szczególna miłość Ojca do zagubionych nie jest niesprawiedliwa w stosunku do tych, którzy się nie zagubili. Podobnie jak wiele innych słów Jezusa, wypowiedź o dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych jest słuszna w konkretnym kontekście wypowiedzi Jezusa. Trzeba bowiem pamiętać, że „sprawiedliwość” faryzeuszy i uczonych w Piśmie miała także swą nader ciemną stronę. Było nią oddzielanie się i piętnowanie tych, którzy z powodu swego zawodu (celnicy) albo sytuacji społecznej nie mogli sprostać wszystkim zaleceniom Tory. Jezusowi chodziło o reintegrację w Ludzie Bożym owych odrzucanych przez faryzeuszy i uczonych warstw społecznych, określanych ogólnie jako „grzesznicy i celnicy”. Wzywając sprawiedliwych do dzielenia radości Boga, równocześnie wzywa także do przeżywania smutku Boga; przedmiotem radości ma być nawrócenie grzesznika, nie zaś przekonanie o swej doskonałości.

Przypowieść o zagubionej owcy u Łukasza daje sposobność do wielokierunkowej i osobistej interpretacji. Dwa jednak kierunki wydają się podstawowe. Jest nim radość w obliczu odnalezienia zagubionej owcy oraz pouczenie, że to odnalezienie odpowiada zbawczej woli Ojca, który jest w niebie (P.T. Gadenz, Ewangelia według św. Łukasza. Katolicki komentarz do Pisma Świętego, Poznań 2020, s. 316–318; A. Paciorek, Przypowieści Jezusa. Wprowadzenie i objaśnienie, Częstochowa 2013, s. 441–444).

2. Sztuka

Motyw dobrego pasterza pojawia się zarówno w pogańskich, jak i chrześcijańskich przedstawieniach ikonograficznych. Chrześcijańskie przedstawienia pasterza niosącego owieczkę opierają się na odpowiednich wcześniejszych przedstawieniach ikonograficznych pogańskich. Stanowią w ten sposób historię recepcji przypowieści. Chrystus, dobry Pasterz, przedstawiany jest jako Zbawiciel ludzi. Pogański motyw, w pewien sposób oddziałujący na chrześcijańską ikonografię, obejmuje różnorodne tła. Obok motywu Hermesa, który niesie duszę zmarłego na drugi świat, wymienić należy zwłaszcza pasterskie idylle (bukoliki). Bukoliki ukazują świat pasterski jako obraz świata spokoju i przeciwieństwo zwykłych warunków życia.

Obraz Dobrego Pasterza to przedstawienie młodego mężczyzny bez brody w postawie stojącej, ubranego zwykle w krótką tunikę i sandały. Młodzieniec obiema rękami przytrzymuje spoczywającą na jego ramionach owcę. Gdy pasterz prawą ręką wykonuje gest przemowy, trzyma w niej pojemnik na mleko (syryngę) czy też wspiera się na lasce, wtedy owcę dzierży lewą ręką. Często dodawanym motywem były lokowane w jego towarzystwie jedna lub dwie owce, stanowiące pewnego rodzaju asystę pasterza. Na tym kończą się typowe elementy tej kompozycji. Rodzaj ubrania, jak również pozostałe elementy towarzyszące przedstawieniu ulegały zmianie w zależności od czasu powstania, jak i formy wykonania (fresk, mozaika, płaskorzeźba, rzeźba).

Jednym z najpiękniejszych i najbardziej znanych przedstawień Dobrego Pasterza jest marmurowa statuetka przechowywana w Muzeach Watykańskich, pochodząca z około 300 roku n.e. i stanowiąca pierwotnie element sarkofagu. Pasterz kriophoros, trzymający na ramionach barana lub baranka, jest ikoną zakorzenioną w sztuce klasycznej, jako reprezentacja wiernego sługi, a później jako alegoria „filantropii”. (A. Paciorek, Przypowieści Jezusa. Wprowadzenie i objaśnienie, Częstochowa 2013, s. 438; J.C. Kałużny, Początki drobnej plastyki użytkowej pierwszych chrześcijan. Motyw Chrystusa – Dobrego Pasterza w artes minores [w]: Wytwory rąk człowieka, red. J. Marecki, L. Rotter, Kraków 2012, s. 113; https://m.museivaticani.va).

3. Życie

„Szpitalne sale kojarzą mi się z przestrzenią cudów. Ludzie często pytają mnie o spektakularne wydarzenia związane z tym miejscem. Po latach widzę, że choć takie cuda się zdarzały, najważniejsze było coś innego. Cuda takie czy inne zdarzają się wszędzie - dla mnie jest to fakt niepodważalny. Szpital jednak nauczył mnie patrzeć głębiej. Nie rozpatruję już pojęcia cudu w kategorii czysto religijnej, ale dostrzegam w nim też pierwiastek ludzki (nie mniej ważny!). Poznałem osoby, dla których cudem była informacja o tym, że mogą opuścić szpital następnego dnia. Z kolei jeden z lekarzy opowiadał mi, że ludzie chwytają się wszystkiego, na przykład jednemu pacjentowi koledzy przynieśli myszki w klatce, by trzymał je pod łóżkiem - i to nie był kawał, lecz gest płynący z wiary, że wtedy chory poczuje się lepiej. Ludzie mają więc najróżniejsze wyobrażenia dotyczące cudu.

Inny pacjent powiedział kiedyś do mnie: Jak ojciec załatwi mi basen u tych pielęgniarek, to ja się wyspowiadam. Od razu pobiegłem do nich. Gdy się udało, mężczyzna stwierdził, że się rozmyślił i nie chce się spowiadać. Jego cudem był basen, moim miała być jego spowiedź. W pokorze dorastałem do przyjęcia tego, że w szpitalu do rangi wielkich spraw urasta to, co nam się wydaje banalne.

Zdarzały się również historie nie do końca dla mnie zrozumiałe. Ilekroć jednak o nich myślę, mam poczucie, że należy je rozpatrywać w kategorii tajemnicy, której nie sposób wtłoczyć w powszechnie przyjęte wyznaczniki „cudowności”, choć takie znamiona zapewne noszą. Spotkałem kiedyś w szpitalu żołnierza z Afganistanu. Miał przy sobie słoiczek z pieniędzmi. Powiedział mi, że każda moneta znajdująca się w środku symbolizuje jednego człowieka, którego jako snajper zabił. Chciał mi ten słoik oddać. To było dla niego bardzo ważne. Trudno to nazwać cudem w powszechnym rozumieniu. Nie ma tutaj mowy o wielkim wyznaniu grzechów, gorliwej modlitwie, transparentnym żalu i skrusze. Ja jednak jestem przekonany, że to był czyn na miarę cudu. Być może gromadzenie tych monet i powierzenie ich kapłanowi wiązało się z jakąś refleksją tego człowieka, że zabijając, robił coś złego, nawet jeśli tylko wykonywał rozkazy.

Jako kapelan szpitalny nie tylko otrzymałem łaskę obserwowania cudów, ale również sam – dzięki spotkanym ludziom – doświadczałem cudów w swoim życiu, małych, a jednak wielkich. Do szpitala rzadko trafiały dzieci; pamiętam dwa takie przypadki, i oba te spotkania – widzę to teraz bardzo wyraźnie – były mi bardzo potrzebne. Spotkałem kiedyś matkę trzymającą na rękach dziecko bez rąk i nóg. Widok ten bardzo mnie przygnębił. Matka mówiła, że jej syn jest bardzo utalentowany, rozwinięty intelektualnie i może zdawać egzaminy. Patrząc na nich, pomyślałem wtedy, że ten człowiek funkcjonuje tylko dzięki matce. Odniosłem jego sytuację do swojej. Przecież ja mogę funkcjonować bez matki. Zamiast się tym ucieszyć, poczułem ból, że zapominam o tym, co istotne w życiu. Dlaczego to spotkanie nazywam cudem? Pewnie dlatego, że w historii własnej posługi dostrzegam Bożą troskę, bym nigdy nie stracił wrażliwości na to, co rzeczywiście ważne” (M. Donaj, Utraceni. Zapiski kapelana szpitalnego, Kraków 2021, s. 50–52).