Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Pan pochwalił nieuczciwego rządcę, że roztropnie postąpił. Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z podobnymi sobie ludźmi niż synowie światłości (Łk 16, 8).

1. Biblia

W starożytnej literaturze ekonomicznej istnieje spora liczba świadectw dotyczących zadań i obowiązków zarządcy. Tego rodzaju funkcja mogła być wykonywana przez niewolnika albo wyzwoleńca. Zarządca z przypowieści nie był najwyraźniej niewolnikiem; przewidywana dla niego kara oznaczała jedynie zwolnienie z urzędu. Funkcja zarządcy zobowiązywała nie tylko do troski o finansowo-materialną stronę swego pana, ale także obejmowała troskę o powierzonych pracowników i niewolników. Było to stanowisko wymagające zaufania ze strony pana. Należał on do warstwy społecznej sytuującej się pomiędzy wyższą a niższą warstwą.

W przypowieści nie ma mowy o wyzysku dłużników. Pod koniec jednak zarządca został nazwany „nieuczciwym”. Analogiczny zwrot znajduje się w Łk 18, 6, gdzie jest mowa o nieuczciwym sędzim. Obydwaj uczestniczą w działaniach nieuczciwych. Działania zarządcy trudno usprawiedliwiać tym, że opisany postępek nie zaszkodził właścicielowi. Dłużnicy z kolei nie są zupełnie ubogimi ludźmi. Najwyraźniej stać ich na to, aby przyjąć do swego domu kogoś zaprzyjaźnionego – tutaj rządcę. Także wysokość długu nie wskazuje na nędzę, ale na znaczny stopień dobrobytu.

Rządca został pochwalony, ponieważ wykonał rzecz słuszną i to skutecznie, albo niesłuszną, ale też skutecznie. Z tekstu wynika, że zaistniał przypadek drugi. Przyłapany na malwersacji rządca ucieka się do przemyślnego oszustwa. W świecie rzeczywistym rządca zostałby ukarany, ale przypowieści są opowiadaniami niekiedy pseudorealistycznymi. Opowiadania o podobnym charakterze można byłoby znaleźć pośród opowiadań starożytnego świata. Także w literaturze greckiej spotykamy opowiedziane przypadki, kiedy niewolnicy wykazują się przebiegłością, pokonując swoich panów. Nie ma tu bynajmniej jakiejś zależności literackiej, ale to pozwala dostrzec wspólne motywy ułatwiające zrozumienie przypowieści. W przypowieści pan chwali rządcę z powodu szybkości podjętej decyzji, przebiegłości i mądrości, dzięki której zabezpieczył sobie przyszłość.

Znaczenie przypowieści objaśnia stwierdzenie: „Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z ludźmi podobnymi sobie niż synowie światłości”. Jezus ukazuje tu dwie płaszczyzny działania. Jedną jest „ten świat”, drugą – „dzieci światłoś­ci”. Rządca należy najwyraźniej do „tego świata”. Wyrażenie „ten świat” zakłada istnienie „świata innego”. Dzieci światłości przynależą do „innego świata”, dlatego powinni żyć i postępować zgodnie ze swym statusem i w ramach swojej płaszczyzny działania, tj. w ramach „świata innego”, świata, który nadchodzi. Ironiczna pochwała dzieci tego świata jest zarazem oskarżeniem dzieci światłości. Rządca jako dziec­ko tego świata potrafi wykorzystać jego funkcjonowanie dla swych korzyści, ale dzieci światłości nie umieją żyć mądrze w ramach własnego systemu, tzn. nie umieją żyć w perspektywie nadchodzącego, a po części już obecnego Królestwa.

Jeśli rządca, funkcjonując na tym świecie, zapewnił sobie bezpieczną przyszłość, to o ileż bardziej słuchacze Jezusa zobowiązani są i powinni w czasie eschatologicznego rozstrzygnięcia działać w ten sposób, aby zabezpieczyć sobie bezpieczną i szczęśliwą wieczność. Zalecane jest działanie wynikające z roztropnego rozeznania czasu rozstrzygnięcia, czasu kryzysu, podobnie jak w przypadku przypowieści o skarbie ukrytym w polu. Przekaz płynący z tej przepowiedni jest podobny do wcześniejszego nauczania Jezusa o tym, że powinniśmy dawać jałmużnę, by stać się bogatymi w oczach Boga i zgromadzić sobie „niekończący się” skarb w niebie. Uczeń pretendujący do miana roztropnego zarządcy rozda – paradoksalnie – bogactwa i anuluje długi, postępując na pozór tak samo, jak ów nieuczciwy rządca.

„Zdaj sprawę ze swego zarządu”. Ten zwrot używany jest często po to, by przypomnieć nam, że musimy być przygotowani na sąd Boży, gdyż nie wiemy, jak długo jeszcze potrwa nasze życie. Rozmyślanie o własnej śmierci może być dla nas bodźcem do działania i do tego, by nie marnując czasu, uregulować swoje sprawy z Bogiem i ludźmi (A. Paciorek, Przypowieści Jezusa. Wprowadzenie i objaśnienie, Częstochowa 2013, s. 340–343; P.T. Gadenz, Ewangelia według św. Łukasza. Katolicki komentarz do Pisma Świętego, Poznań 2020, s. 328–331).

2. Sztuka

Albrecht Dürer (1471–1528) wielokrotnie poświęcał uwagę postaci św. Hieronima, malując go zarówno jako pokutującego pustelnika, jak i uczonego. Obraz tablicowy Św. Hieronim w pracowni (Lizbona, Museu Nacional de Arte Antiga), namalowany w 1521 roku podczas pobytu w Niderlandach, ukazuje świętego Hieronima w pracowni – typ przedstawienia popularny w XV-wiecznej wczesnej sztuce niderlandzkiej, ale w tym przypadku całkowicie odmieniony. Dürer rezygnuje z przedstawienia wnętrza pracowni, ukazując w zbliżeniu postać świętego pogrążonego w melancholii i medytującego nad nietrwałością swojej pracy. Na znak tego św. Hieronim lewą ręką wskazuje na leżącą przed nim czaszkę. Tuż za uczonym widać zawieszony na ścianie krucyfiks. Dominującym elementem kompozycji jest stara twarz Ojca Kościoła, który spogląda na nas z wielką uwagą; świetlista czerwień jego kardynalskiej szaty kontrastuje z zielenią zasłony w tle. Dürer zestawił pulpit do pisania, księgi, czaszkę i kałamarz z elementami martwej natury, nawiązując w ten sposób do przedstawień pracowni uczonego (T.-H. Borchert, Dürer. Zbliżenia, Warszawa 2021, s. 50–51).

3. Życie

„Nauczałem teologii moralnej zgodnie z obietnicami danymi podczas moich święceń diakońskich, kapłańskich, a następnie biskupich, że będę wiernie głosić doktrynę Kościoła. Byłem ostro atakowany w Holandii, a także w Belgii, szczególnie za to, jak podszedłem do kwestii homoseksualizmu. Niejeden raz przed drzwiami siedziby biskupiej w Groningen czekali na mnie dziennikarze i kamerzyści. A ponieważ budynek miał tylko jedno wyjście, nie miałem w takich chwilach drogi ucieczki. Zostałem ponadto pozwany za domniemaną nienawiść względem homoseksualistów przez księdza z diecezji Groningen, zawieszonego w czynnościach kapłańskich od 1974 roku, gdyż został wybrany do parlamentu niderlandzkiego, a następnie europejskiego. Prokurator przeanalizował moje publikacje oraz wypowiedzi i ogłosił wyrok, który całkowicie mnie uniewinnił.

Uroczystość 6 listopada 1999 roku, podczas której zostałem wyświęcony na biskupa i przejąłem biskupstwo w Groningen, była piękna, chociaż przed katedrą niewielka grupa osób protestowała przeciwko mojej nominacji; policja trzymała ich na bezpieczną odleg­łość. Był pośród nich nawet jakiś dominikanin, wyróżniający się białym habitem.

Rok po moich święceniach biskupich, gdy przebywałem w Niemczech w pewnym klasztorze, podczas śniadania doznałem nagłego paraliżu lewej części ciała oraz strun głosowych. Doszło do pęknięcia tętniaka mózgu i zawału pnia mózgu. Kilka tygodni później dostałem silnych boleści w lewej części twarzy, również z powodu uszkodzenia pnia mózgu. Ból ten był nie do zniesienia przez prawie dwa lata. Później nieco zelżał, lecz nigdy nie minął całkowicie. Przez trzy tygodnie pozostałem w szpitalu, a następnie przez kolejnych sześć w domu opieki na rekonwalescencji. Rekonwalescencja trwała długo również po moim powrocie do domu, gdzie musiałem realizować specjalny program.

W szpitalu, który był katolicki, choć leżałem w łóżku, mogłem codziennie odprawiać Mszę w kaplicy. Kiedy zostałem przeniesiony do świeckiego domu opieki, było mi bardzo ciężko, gdyż nie mogłem współcelebrować codziennej Mszy. Niemniej jednak – ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu – pielęgniarka oddziałowa powiedziała do mnie: Wiemy, że jest pan biskupem, więc kupiliśmy księdzu krzyż; może go ksiądz zawiesić sobie na ścianie. W geście tym dostrzegłem znak Pana, który mi mówił: Zastanawiałeś się, gdzie jestem, a Ja już byłem tutaj, wyprzedziłem cię. Kilka dni później moja sekretarka przyniosła mi niewielką walizeczkę do odprawiania Mszy w podróży, więc mogłem sprawować Eucharystię codziennie, na siedząco, w moim pokoju.

Pierwszy raz w życiu znalazłem się w sytuacji, w której nie mogłem zrobić nic innego, jak tylko poddać się i zachować cierpliwość. Byłem zawsze bardzo aktywny, zawsze zajęty, coś planowałem, organizowałem. Miałem skłonność do zatrzymywania się na zewnętrznych aspektach życia, co łatwo prowadzi do zepsucia życia wewnętrznego i jest bardzo rozpowszechnionym problemem w dzisiejszym świecie. Ryzykujemy przez to, że zapomnimy, gdzie tkwi źródło, korzenie wszystkiego: mianowicie właśnie w życiu wewnętrznym, gdzie możemy spotkać Tego, którego św. Augustyn nazywa interior intimo meo, bliższego nam, niż jesteśmy dla siebie my sami, czyli Boga.

Właśnie w tamtych dniach pewna osoba podarowała mi książkę kardynała Van Thuana, zatytułowaną Świadkowie nadziei. Van Thuan opowiada w niej, jak w 1975 roku został uwięziony przez reżim komunistyczny, dwa dni po nominacji na biskupa koadiutora Sajgonu. Po upadku Wietnamu Południowego został aresztowany przez policję. Przez dziewięć lat pozostawał zamknięty w celi bez okien. Podczas gdy niemal odchodził od zmysłów, cierpiąc z powodu gorąca i wilgoci, dręczyła go myśl, że był zmuszony opuścić swoją diecezję i pracę. Pewnego dnia jednak usłyszał w swoim wnętrzu głos mówiący: Dlaczego tak się zadręczasz? Musisz rozróżnić między Bogiem a działaniem dla Boga. Wszystko to, co zrobiłeś i co chciałbyś jeszcze zrobić... wszystko to jest wspaniałą pracą. To działanie na rzecz Boga, ale nie jest ono Bogiem! Kiedy Bóg chce, abyś zostawił całą tę pracę, zrób to natychmiast i miej ufność w Niego! Bóg może robić te rzeczy nieskończenie lepiej od ciebie. On powierzy swoją pracę innym, bardziej do tego odpowiednim ludziom. Ty wybrałeś tylko Boga, nie Jego pracę.

To było przesłanie również dla mnie i nie mogło nadejść w odpowiedniejszym momencie. Aktywizm nie może przygasić bycia dla Boga, choćby był sam w sobie dobry: przymusowa przerwa spowodowana moim stanem zdrowia stała się dla mnie zachętą, abym przywrócił właściwe proporcje życiu wewnętrznemu i życiu aktywnemu. W każdym razie ja też miałem chwile buntu. Niektórzy zaczynali snuć domysły odnośnie do mojego następcy, co było dla mnie bardzo przykre, ale jednocześnie sam czasami się zastanawiałem, czy kiedykolwiek wrócę na katedrę biskupią w Groningen. Ostatecznie stało się jasne, że Pan chciał, abym kontynuował moją pracę jako biskup Groningen, choć przez dość długi czas nie mogłem tego robić. W każdym razie nigdy nie wyjawiłem moich uczuć osobom, które przychodziły mnie odwiedzać; znalazłem inny sposób, by dać upust moim emocjom: liturgię godzin” (Bóg żyje w Holandii. Kard. Willem Jacobus Eijk w rozmowie z Andreą Gallim, Kraków 2021, s. 100–103).