Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie: zdziercy, niesprawiedliwi, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik (Łk 18, 11).

1. Biblia

Zawód celnika zdecydowanie nie miał dobrej sławy w Izraelu za czasów Jezusa. Wynikało to m.in. z sytuacji politycznej. Władza rzymska stawiała mieszkańcom podbitych terytoriów potrójne wymaganie. Domagano się dostarczenia ludzi, którzy mogliby zasilać armię, domagano się podatków i domagano się spokoju ze strony poddanych. W ramach podatków Rzymianie zazwyczaj pobierali pieniądze od bogatszych mieszkańców, którym następnie nadawano prawo odzyskania poprzez indywidualne podatki pieniędzy przekazanych Rzymowi i to wraz z odpowiednim procentem. Ludzie ci nie przyjmowali podatków osobiście, ale zatrudniali innych, którzy zbierali od ludzi podatki wraz z wyznaczoną dla siebie zapłatą. Byli to właśnie celnicy. Z tego powodu zawód celnika obciążony był złą sławą, zresztą nie tylko w Palestynie. Dość często, także w środowisku hellenistycznym, uchodzili za pozbawionych skrupułów i chciwych zysku. Włączeni w niesprawiedliwy system byli grupą kolaborantów pasożytujących na zwykłych mieszkańcach Palestyny (Łk 3, 13; 19, 8). Z powodu swych niesprawiedliwych decyzji byli znienawidzeni przez ludność Palestyny. Do takich właśnie ludzi należał celnik z przypowieści Jezusa.

Celnik przy całym jego wplątaniu w ponadindywidualny system niesprawiedliwości czuje odpowiedzialność za swe postępowanie. Jego wyrażone słowem i gestem pragnienie zmierza do usunięcia dystansu względem Boga. Wyrażenie „z daleka” może wskazywać na grzeszność bycia celnikiem, która oddziela go od Boga i od ludzi. Nie śmie oczu podnieść ku górze. Pełne świadomości grzechu pochylenie się ku ziemi kontrastuje z postawą faryzeusza. Wzrok koncentruje się na swojej pozycji wobec Boga bez porównywania się z innymi. Bije się we własne piersi. Modlitwa jego jest krótka. Nie wypowiada się szeroko i długo jak jego odpowiednik. W tej modlitwie człowiek pozbawiony czci oraz świadom tego faktu, woła do miłosiernego i wyzwalającego Boga.

Zazwyczaj uważa się, że modlitwa faryzeusza jest naznaczona pychą, przekonaniem o własnej sprawiedliwości i zasługach. Jest to zupełnie zrozumiałe dla chrześcijan, którzy przyzwyczaili się do negatywnych ocen ugrupowania faryzeuszów. Z tego powodu nie mają oni trudności z wskazaniem negatywnych cech faryzeusza oraz jego pogardy dla innych, w szczególności dla tzw. ludu ziemi.

Jednakże pewne paralelizmy pomiędzy Pwt 26 a przypowieścią pozwalają sądzić, że faryzeusz nie musi być przykładem pychy i obłudy. W Pwt 26, 1 Izraelita przychodzi z dziesięciną, mówi o swym posłuszeństwie wobec Jahwe i prosi o błogosławieństwo. Jednakże faryzeusz z przypowieści nie przychodzi z dziesięciną, nie prosi o błogosławieństwo i nie twierdzi, że zachowuje przykazania. Dziękuje natomiast Bogu, że nie jest jak inni, wylicza ich przewinienia, podkreślając fakt, że jego postępowanie wykracza pozytywnie ponad to, co zostało przepisane. Błędem faryzeusza nie jest to, że jest posłuszny Prawu czy też mówi, że jest mu posłuszny. Najważniejszym jest to, że modlitwa faryzeusza skoncentrowana jest na nim samym. W przeciwieństwie do Pwt 26 w centrum nie znajduje się Bóg, od którego pochodzi błogosławieństwo, ani też ubogi, któremu służyć mają dziesięciny. Błąd faryzeusza polegał na tym, że uważał się za sprawiedliwego, tj. posłusznego woli Bożej, pogardzając innymi ludźmi, takimi jak celnik. Jezus wielokrotnie podkreślał, że nie można być posłusznym przykazaniom Bożym, odrzucając przykazanie miłości bliźniego, i że ci, którzy są przekonani o swej bliskości z Bogiem, powinni zastanowić się nad swoim postępowaniem wobec innych.

Przypowieść pośrednio stawia odbiorcom pytanie: Co jest sprawiedliwe w oczach Boga? Odpowiedź brzmi: Wszystko, co zostało dokonane bez miłości, nie może być sprawiedliwe w oczach Bożych. Sąd Jezusa ukazujący, kto z dwóch jest usprawiedliwiony przed Bogiem, musiał być zaskoczeniem dla słuchaczy. Być może u niektórych nawet nie do przyjęcia. Jezus nazwał sprawiedliwym człowieka, który był znany ze swych złych czynów, a odmówił takiego określenia temu, kto był uważany za osobę ze wszech miar szacowną, za osobę, która wykonywała wszystkie przepisy Prawa, a nawet wykonywała je z naddatkiem. Dzisiejsi odbiorcy z trudem potrafią wyobrazić sobie zaskoczenie słowami Jezusa. Przypowieść jest więc apologią zachowania Jezusa wobec grzeszników i sprzeciwem wobec pogardy względem tzw. małych. Modlitwa, w której pobrzmiewa pycha, jest sprzecznością sama w sobie. I odwrotnie, pokora jest istotnym składnikiem modlitwy (A. Paciorek, Przypowieś­ci Jezusa. Wprowadzenie i objaśnienie, Częstochowa 2013, s. 384–391).

2. Sztuka

Chrystus jako Mąż Boleści (ok. 1493, Karlsruhe, Staatliche Kunsthalle) jest jedną z najwcześniejszych tego typu prac Dürera. Przedstawia Chrystusa jako Męża Boleści; temat popularny w późnośredniowiecznej sztuce dewocyjnej, chociaż w kilku szczegółach jego ujęcie zdecydowanie odbiega od konwencjonalnego. W ten sposób niska kamienna balustrada, za którą ukazany jest Chrystus, zastępuje motyw sarkofagu, z którego, w tradycyjnych ujęciach tego tematu, powstaje prezentujący swoje rany Mąż Boleści. Tu Chrystus ani nie stoi, ani nie siedzi, a Jego rany nie są w centrum przedstawienia. Wydaje się raczej trwać w przyklęku za balustradą zagradzającą wejście do pieczary grobowej, podpiera głowę prawą ręką, wspartą łokciem o kolano. Na głowie ma koronę cierniową, lewą dłonią podtrzymuje bicz i pęk witek brzozowych z Ubiczowania, które zastępują tu tradycyjne wyobrażenia narzędzi Męki Pańskiej. Chrystus przyciąga pełnym zrozumienia, spokoju i miłosiernej miłości spojrzeniem. Patrzy w zamyśleniu na widza, zapraszając go do empatycznego udziału w jego cierpieniach. Przedstawienie jest obramione złotym tłem ozdobionym puncowanym ornamentem roślin i zwierząt, które są symbolicznymi aluzjami do ofiarnej śmierci i zmartwychwstania Chrystusa T.-H. Borchert, Dürer. Zbliżenia, Warszawa 2021, s. 248–249).

3. Życie

Swojego czasu na portalu Stacji 7 ukazało się świadectwo kobiety, która napisała tak:

Czego potrzeba, żeby uwierzyć? Nawrócenia struktur? Dymisji Episkopatu? Uciszenia niewygodnych? Czego potrzeba, żeby uwierzyć? Wystarczy spotkać jednego człowieka. Pamiętam, że był niewysoki, onieśmielony tą nieśmiałością, którą nauczyłam się przez lata rozpoznawać i cenić u kapłanów najbardziej. Swoją postawą mówił: „Stoję przed wami w zastępstwie Tego, który ukochał was ponad życie, stoję niepewnie, bo nie chcę zasłonić Go sobą. Stoję jak żebrak, ufny, że przeze mnie dotknie was i zbawi Jego moc”. Taki był ksiądz Jacek, którego słowa doprowadziły mnie do krzyku: „Jezu, jeśli jesteś, to ratuj mnie!” (…)

Czego potrzeba, żeby podtrzymać wiarę? Masowych eventów religijnych, świetnych koncertów ewangelizacyjnych, nowoczesnych kaznodziejów czy zatopionych w tradycji mnichów? Studiów teologicznych, świetnych duszpasterstw akademickich, pielgrzymek? Wystarczy spotkać jednego człowieka. Księdza Przemka spotkałam trzy lata po moim nawróceniu. Towarzyszył mi przez cztery lata. Spowiadał, słuchał i dzielił się swoją wiarą. Nie był porywającym kaznodzieją, ale biła od niego ta sama, znana mi już nieśmiałość, którą pewnie należałoby nazwać pokorą. Każdym swoim słowem, każdym swoim gestem mówił: „Idzie za mną mocniejszy”. Ksiądz Przemek nauczył mnie kochać Eucharystię” (T. Bajer, Wybrani przez Boga. Rekolekcje kapłańskie z bł. Prymasem Stefanem Wyszyńskim i „zwyczajnymi księżmi…, Kraków 2022, s. 22–23).