Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła (J 1, 4-5).

1. Biblia

Boskie Słowo było u Boga Ojca od zawsze, było przy stworzeniu świata i w historii Izraela, teraz zaś wcieliło się w Jezusie. Prolog jest zatem streszczeniem działania Boga w świecie przed wcieleniem Słowa i we wcieleniu Słowa, Jezusa. W Księdze Rodzaju Bóg stwarza świat słowem (Rdz 2, 1-5). Słowo jest też utożsamiane z Bożą mądrością: „Boże przodków i Panie miłosierdzia, któryś wszystko uczynił swoim słowem i w Mądrości swojej ukształtowałeś człowieka” (Mdr 9, 1-2). Na krótko przed narodzinami Jezusa wielu żydowskich świętych ludzi i mistyków rozmyślało nad Bogiem w świetle Jego dzieła stworzenia i rządzenia światem, czyli działań, które można rozpoznać jako „ślady stóp” Boga, pozostawiane przez Niego w świecie. Boskie Słowo może pouczać proroka, może być posłane z misją albo być zaangażowane w dzieło stworzenia. Niemniej Słowo Boga nie jest stworzeniem, jak anioł czy sługa. W Starym Testamencie Słowo jest większe od nich, ale nie jest odrębnym boskim bytem. Można by powiedzieć, że słowo ma swój udział w unikalnej tożsamości Boga (to znaczy w tym, kim jest Bóg). Boskie Słowo jest podmiotem działającym, przez nie Bóg wszystko stwarza: „Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało”. Słowo doskonale odzwierciedla wszystko, czym jest Ojciec, wyrażając wszystko, co kiedykolwiek może być stworzone. Bóg Ojciec stwarza to, co widzi wyobrażone w swoim Słowie, i tak oto nic nie może zaistnieć bez Słowa. Kiedy autor Prologu nazywa Chrystusa Słowem, wskazuje, że to przez Chrystusa wszystko zostało stworzone, że przez Niego Bóg objawił siebie i swoją wolę.

„W Nim było życie”. Są różne poziomy życia w świecie: rośliny, zwierzęta, ludzie i aniołowie. Choć życie człowieka ma coś wspólnego ze zwierzętami, to jesteśmy stworzeni „na obraz Boży” (Rdz 1, 27). Ludzkie istoty są ożywiane przez światło Logosu, mamy bowiem duszę zdolną do bycia w relacji z Bogiem przez poznawanie Go i kochanie Go. Jezus wiele razy mówi o życiu: kto trwa w Nim, kto przyjmuje Jego ciało, kto słucha Jego słowa, ten ma życie wieczne – bo On jest źródłem życia. Jezus podkreśla, że jeżeli ktoś trwa w Nim, ma życie, gdyż jest złączony z Tym, który jest źródłem życia. Każdy kontakt ze słowem Bożym jest podłączeniem się do źródła życia, podobnie podłączamy lampę do prądu, aby świeciła.

„A życie było światłością ludzi”. Metafora światła pojawia się w Piśmie Świętym jako opis świetlistego blasku Boga (Wj 13, 21; Ps 4, 7. 36. 10; Iz 60, 19-20) i Jego drogowskaz dla życia (Ps 119, 105. 130). Ewangelia Jana wykorzystuje symbolikę światła, aby ukazać Jezusa jako „światłość świata” (8, 12; 9, 5), która objawia Ojca oraz Jego wolę i przynosi dar życia wiecznego. Połączenie motywu życia i światła jest oparte również na obserwacji przyrody. Dla nas kwestia światła przedstawia się trochę inaczej niż dla ludzi Biblii, gdyż mamy światło elektryczne, umiemy sobie radzić także wtedy, gdy brakuje światła naturalnego. Natomiast dla starożytnych światło było warunkiem życia. Jednak w Prologu, oczywiście, nie chodzi o światło słoneczne, lecz o Boże światło prawdy. Motyw światła ma w Piśmie Świętym różne odcienie: światło chwały Boga, światło Jego słów, wskazujących ludziom drogę, wreszcie, co się z tym wiąże, światło właściwego postępowania człowieka. Dla nas światłość Boża i moralne postępowanie człowieka to dwie zupełnie odrębne rzeczywistości, tymczasem jest to jedna całość. Obraz światła wiąże się też z pewnym aspektem negatywnym, o którym wielokrotnie jest mowa zarówno w tej Ewangelii, jak i w listach Janowych: niegodziwi boją się przychodzić do Bożego światła, bo przeczuwają, że kontakt z nim skłoniłby ich do zastanowienia się nad swoim życiem, a boją się wyrzutów sumienia, boją się zmian. W rozmowie z Nikodemem Jezus stwierdza: „Każdy bowiem, kto źle czyni, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby jego uczynki nie zostały ujawnione. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki zostały dokonane w Bogu” (J 3, 20n).

„A światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła”. W Czwartej Ewangelii ciemność jest symbolem grzechu rozumianego szeroko jako duchowa kondycja oddzielenia od Boga. Ta ciemność albo zło nie jest siłą odwieczną ani „czymś” stojącym w opozycji do Boga, jak w herezji zwanej manicheizmem. O złu możemy myśleć raczej jako o skażeniu czegoś pierwotnie dobrego albo o nieobecności dobra tam, gdzie ono powinno być obecne. Co więcej, czasownik przetłumaczony jako „ogarnęła” może znaczyć także „zrozumiała”. Duchowa ciemność nie zdoła ani zwyciężyć światła, ani zrozumieć jego samego i jego dróg. Ciemności mogą odrzucić światło, ale nie mogą go zgasić. Warto podkreślić, że w Prologu jest aż trzykrotnie mowa o odrzucaniu Światłości – Słowa: przez ciemności, przez świat i przez swoich (F. Martin, W.M. Wright IV, Ewangelia według św. Jana. Katolicki komentarz do Pisma Świętego, Poznań 2020, s. 1–5; D. Piekarz, Jezus, jakiego nie znamy. Spotkania z Jezusem w Ewangelii św. Jana, Kraków 2015, s. 27, 32–34).

2. Sztuka

Boże Narodzenie (Boże Narodzenie w nocy), przypisywane niderlandzkiemu malarzowi Geertgenowi tot Sint Jansowi (ok. 1490, London, National Gallery), przedstawia tradycyjną historię narodzenia Jezusa, ale w nocnej scenerii: Dzieciątko leżące w żłobie jest strzeżone przez Maryję, Józefa i adorujące anioły, podczas gdy wół i osioł wychylają się z ciemności zza żłóbka. Przez na wpół zburzoną tylną ścianę szopy widzimy w oddali na wzgórzu scenę zwiastowania pasterzom, którzy wraz z owcami zebrali się wokół ogniska. Pasterze patrzą z podziwem na lśniącego anioła na niebie ponad nimi.

Boski blask Dzieciątka Jezus jest źródłem światła w ciemności, tworząc poczucie intymności i podziwu. Jedynym źródłem światła dla głównej sceny jest samo Dzieciątko Jezus, zgodnie z wizją św. Brygidy. Maryja jest pierwszą osobą oświetloną Jego blaskiem. Pasterzy w tle oświeca ogień i anioł, który się im ukazuje (S. Zuffi, Nowy Testament, Postacie i epizody, Warszawa 2007, s. 71; Geertgen tot Sint Jans, The Nativity at Night, The National Gallery London, https://www.nationalgallery.org.uk/paintings/geertgen-tot-sint-jans-the-nativity-at-night, dostęp: 5.06.2022).

3. Życie

„Johannes Baptist Metz, współczesny teolog katolicki, przypomina nam, że ubóstwo ducha, czyli synonim pokory, to początek duchowej podróży chrześcijanina. Bez duchowego ubóstwa opieramy się uznaniu naszej zależności od Boga, kusi nas, by spróbować działać po swojemu, jesteśmy też bardziej skłonni do rozpaczy, gdy coś idzie nie po naszej myśli.

Kiedy pracowałem w Afryce Wschodniej z uchodźcami, potrzebowałem wielu miesięcy, nim dotarło do mnie, że nie rozwiążę wszystkich problemów. Nieważne, jak ciężko pracowałem, nieważne, ilu uchodźcom pomogłem, wielu z nich nadal zmagało się z wielkim cierpieniem. Wniosek ten mógł doprowadzić do rozpaczy, do okropnej świadomości, że nawet po zakończeniu mojej posługi ich życie może aż tak bardzo się nie zmienić.

Kiedyś wyznałem mojemu kierownikowi duchowemu w Nairobi, że jestem sfrustrowany swoją pracą. Nie mogłem uwierzyć, ile jeszcze jest do zrobienia! Zacząłem panikować, że nie dam sobie z tym wszystkim rady. Musiałem co tydzień spotykać się z każdym z uchodźców, z każdym, kto potrzebował porady, upewniać się, że wszyscy otrzymują odpowiednią opiekę medyczną, wstawiać się za nimi u właścicieli mieszkań, reprezentować ich w biurach ONZ – właściwie rozwiązywać wszystkie ich problemy i naprawiać wszelkie ich życiowe błędy.

– Powinienem zająć się każdą z tych spraw – powiedziałem kierownikowi, imieniem George – ale chyba nie jestem w stanie.

George odpowiedział:

– Wow, to dopiero masz roboty! Skąd pomysł, że musisz robić wszystko?

Pomyślałem sobie: Co za głupie pytanie. I odparłem:

– Tak z pewnością postąpiłby Jezus. George na to:

– Cóż, pewnie tak. Ale wiesz co? Mam dla ciebie nowinę, Jimie. Nie jesteś Jezusem!

Albo, jak mawia mój obecny kierownik duchowy: Mamy już Mesjasza, i nie jesteś Nim ty!

Gdy godzisz się być ubogim w duchu, łatwiej przychodzi ci robić wszystko, co w twojej mocy, a resztę zostawić Bogu. W pracy nie opuszcza cię radość i pewność siebie. Zacznij jednak od pokory. Bramą do niej jest umiejętność nietraktowania siebie ze śmiertelną powagą. Tomasz Merton, trapista, który uwielbiał się śmiać, miał podobne odczucia. Według mnie głównym powodem tego, że tak niewiele w nas radości, jest zbyt poważne traktowanie siebie – pisał w roku 1950” (J. Martin, Radość życia. Śmiech i humor cieszą Boga, Poznań 2017, s. 241–242).