Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Albowiem powiedziałeś: „Na wieki ugruntowana jest łaska”, utrwaliłeś swoją wierność w niebiosach (Ps 89, 3).

1. Komentarz naukowy

Na podstawie treści Ps 89 można z wielkim prawdopodobieństwem przypuszczać, że ten poemat mógł powstać na dzień objęcia władzy królewskiej przez któregoś z potomków Jozjasza, po jego tragicznej śmierci pod Megiddo w 607 r. przed Chr. Wiemy, że po śmierci Jozjasza, pobożnego króla reformatora religijnego, przygnębienie opanowało cały naród. Wielu sądziło zapewne, że Jahwe przestał opiekować się dynastią Dawida, wielu nawet poczęło sądzić, że bogowie Egiptu lub Babilonii są potężniejsi od Jahwe. W warunkach załamania religijnego, gdy objął rządy z rozkazu faraona Eliakim, być może skomponowano Ps 89 na uroczystość objęcia przez niego władzy. Została w nim silnie podkreślona nieporównywalna wyższość Jahwe nad wszystkimi bogami pogańskimi, jego dobroć dla Dawida.

Psalm otrzymał tytuł maśkil, gdyż uważano go za pouczenie o tym, że Izrael – a zwłaszcza jego król z dynastii Dawida – nie powinien wątpić w realizację otrzymanych obietnic Bożych. Jahwe jest bowiem wszechmocny i łaskawy dla wszystkich, a szczególnie dla swego narodu. Przypisano ów psalm Etanowi Ezrachicie, aby przez to nawiązać do świętych rządów Salomona wyjątkowo hojnie ubogaconego przez różne łaski od Jahwe, którego mądrość przewyższała wszystkich mędrców Wschodu (por. 1 Krl 3, 12; 5, 11).

W wierszach 2–3, stylizowanych na hymn, mamy zapowiedź tego wszystkiego, co stanowić będzie później treść szczegółowych rozważań psalmisty. Zapowiada on, że będzie opiewać łaski Jahwe i Jego wierność, słowność. Wyrażenie łaski Jahwe oznacza tu łaskawość Jahwe dla całego świata. U Iz 55, 3 jest mowa o łaskach, jakie Jahwe wyświadczył Dawidowi i jego rodowi. Wierność Jahwe porównuje autor do trwałości nieba. Porównanie takie znajduje się również i w innych psalmach.

Ps 89 – przez zestawienie z jednej strony łaskawości Jahwe i Jego obietnicy, a z drugiej jakby jej unicestwienia – zwrócił uwagę na fakt, że spełnienia obietnicy Jahwe nie należy spodziewać się natychmiast. Trzeba jednak ufać, że ona się zrealizuje, gdyż Jahwe jest wierny i łaskawy. Dopiero NT doczekał się jej realizacji. Jezus, Syn Dawida, wypełnił Bożą obietnicę przez swoją naukę, a szczególnie przez swoje zmartwychwstanie (Rz 1, 2). On, drugi Dawid, jest pierworodny i to nie jedynie przez przybranie, ale przez złączenie swojej natury z naturą Bożą (J 1, 14). On dopiero jest Królem całej ziemi (Ap 1, 5). On wreszcie był poniżony, nim został wywyższony (Ps 89, 52; por. 13, 5). Jest to więc w całości psalm proroczy i mesjański (Księga Psalmów. Wstęp, przekład z oryginału, komentarz, ekskursy, oprac. J. Łach, (Pismo Święte ST; t. 7, cz. 2), s. 391–397).

2. Mistrzowie teologii i życia duchowego

„Tak też my, trzymając się kurczowo poglądów i działań, które nas zniewalają, zamykamy się na szersze horyzonty, wielkie nadzieje oraz ufność wiary. Nie hamujmy rozwoju duchowego, we wszystkim upatrując słabe strony. Przecież nie mówimy, że dramaty Szekspira są do niczego, ilekroć jakiś marny aktor kaleczy monolog Hamleta. Nie przestajemy cenić piękna muzyki, jeśli zdarzy nam się usłyszeć w radiu czyjeś rzępolenie. I nie tracimy zaufania do medycyny, bo nasz lekarz się przeziębił. Dajmy Bogu szansę” (F. J. Sheen, Siedem słów Jezusa i Maryi. Lekcje z Kany i Kalwarii, Kraków 2016, s. 91–92).

3. Z życia wzięte

„Kiedy się składa pierwsze śluby zakonne, a nawet jeszcze wieczyste, człowiek entuzjazmu ma furę, ale to jest entuzjazm szczenięcy, bez doświadczenia. Coś niecoś trudności już się liznęło, coś niecoś się ich jeszcze mgliście przewiduje, i to wszystko. Po kilkudziesięciu latach, odnawiając profesję, mówiąc Bogu ponownie TAK, mówi się to już zupełnie inaczej. Ma się za sobą te lata doznawania własnej słabości, ma się te trudności, ogólnie dawniej pojmowane, przetłumaczone teraz na bardzo bolesny, konkret zewnętrzny i wewnętrzny, którego na początku w ogóle się nie przeczuwało. To jest już całkiem inne TAK; czy więcej warte, sam Bóg tylko wie, ale na pewno mniej uczuciowe, bardziej wolitywne, głębsze. Entuzjazmu może być mniej, przeżycia mniej, ale chyba jedną właśnie z tych rzeczy których nas bieg lat uczy, jest zasada, że Boga nie trzeba przeżyć, ale uwielbić. Przeżywa się coś; uwielbia się Kogoś.

Nie może kurczak tkwić przez trzydzieści lat w skorupce, choćby tam właśnie był najszczęśliwszy. Musi zajść jakiś rozwój. To jest oczywiście ryzyko, bo rozwinąć się można w kierunku pogłębienia lub spłycenia, ale chyba nie powinniśmy zakładać, że rozwój musi być spłyceniem i że trzeba się za wszelką cenę trzymać pierwotnego usposobienia, pierwotnego nastroju. Nie chciałabym, gdybym była teraz nowicjuszką, żeby mi sugerowano, że to teraz właśnie jestem w stanie usposobienia idealnego, a sens całej reszty życia będzie polegać na tym, żebym się na tym poziomie utrzymała... To może dawać miłe poczucie własnej cnoty... nawet przewagi nad starszymi siostrami, które już od tylu lat zsuwają się w dół... ale po co w takim razie żyć dłużej, jeśli im dalej, tym musi być gorzej?

Pewien popularny kaznodzieja radiowy rzucił kiedyś w świat taki frazes: Jesteś gorszy, bo jesteś starszy i mądrzejszy! Wielką też popularność ma tekst, złożony z szeregu paralel, a zaczynający się mniej więcej tak: Taki jesteś stary jak twoja rozpacz i taki młody jak twoja nadzieja... W tym zestawieniu starość jest synonimem wszelkiego zła i ostatecznego upadku, i człowiek powinien nie dać się jej i robić z siebie na siłę młodego, a kiedy to już niemożliwe, przynajmniej to sobie wmawiać. Kojarzy się starość tylko z tym wszystkim, co w niej złe, tak jakby rozwój człowieka był zaplanowany od lepszego do gorszego i jakby należało ten rozwój wstrzymywać, a jeśli się nie uda wstrzymać go naprawdę, to przynajmniej udawać, że się go wstrzymało, bo inaczej wstyd. Toteż ludzie rozpaczliwie udają (nawet starzec też jest młody..., uczono nas śpiewać w socjalistycznej szkole), a w ten sposób i młodość tracą, bo stracić i tak muszą, i owoców starości zebrać nie mogą, bo ich nawet zauważyć nie chcą.

A przecież Pismo Święte właśnie starość przedstawia jako wielką łaskę – oczywiście starość dojrzałą i mądrą; i powiada, odwrotnie niż ta pieśń, że nawet młodzik może być starcem, jeśli przedwcześnie zmądrzał. Ja wcale nie chcę być młoda, ja bym chciała być pięknie stara. Przecież Bóg zaplanował rozwój ludzki od młodości do starości, nie odwrotnie, i to dzisiejsze zachłystywanie się młodością, wszystko jedno, fizyczną czy duchową, troszeczkę mi pachnie odwracaniem Bożego ładu, a tym samym zawracaniem Wisły kijkiem. Bo właśnie chodzi o rozwój, o wzrastanie w doświadczeniu, w mądrości, w łagodności etc, etc, a nie o utrwalanie na całe życie stanu embrionalnego, jako jedynie wartościowego. Chyba sekretem wszystkiego jest to, że uczymy się akceptacji Bożego planu; a młodość chmurna i durna bywa w tej nauce czasem pomocą, ale bardzo często przeszkodą, chorobą dziecięcą do zaliczenia, i tyle. Bardzo dawno temu, jeszcze jako młoda dziewczyna, czytałam książkę francuskiego biskupa Paula Richaud o starości. Zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Poszczególne rozdziały nazywały się jakoś tak: Pan poucza... Pan oczyszcza... i wreszcie: Pan wzywa” (M. Borkowska, Oślica Balaama. Apel do duchownych panów, Kraków 2018, s. 71–75).