Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Raduj się wielce, Córo Syjonu, wołaj radośnie, Córo Jeruzalem! Oto Król twój idzie do ciebie, sprawiedliwy i zwycięski (Za 9, 9).

1. Komentarz naukowy

Nazwa Syjon występuje w Starym Testamencie 163 razy, z czego 27 razy w połączeniu z rzeczownikiem „córka”. Wzmianki o „córze Syjonu” pojawiają się wyłącznie w tekstach poetyckich. Nie chodzi tu o córkę góry Syjon, lecz o personifikację samego Syjonu jako młodej dziewczyny. Podobny obraz stosowano na Bliskim Wschodzie w odniesieniu do miast i krajów, stąd takie biblijne zwroty jak „córa” Egipt czy Babilon. W Izraelu nazwy miast są rodzaju żeńskiego. Prorocy Izraela używali dawnego obrazu (miasta jako kobiety), nadając mu nową treść. Najstarszą wzmiankę o Syjonie spotykamy w 2 Sm 5, 7: stare miasto Jebusytów jest tam nazwane „twierdzą Syjon”, którą zdobył Dawid i nadał jej swoje imię, „miasto Dawidowe”. Od tego czasu góra Syjon, dawna twierdza kananejska, leżąca nad Cedronem, staje się synonimem Jerozolimy.

„Twierdza Syjon” leżała na południowym krańcu jednego z pagórków, na których zbudowana jest Jerozolima. Zapewne całe to wzgórze nazywano Syjonem, a jego najwyższą część – Ofelem. Salomon zbudował Świątynię na północ od „twierdzy Syjon” na Ofelu, otwierając przestrzeń dla nowej zabudowy pomiędzy „miastem Dawidowym” a świątynią. Określenie „córki Syjonu” rozciąga się na całą Jerozolimę i Judeę. Obecność Jahwe na Syjonie przejawia się w opiece nad mieszkańcami miasta: Bóg jest w jego wnętrzu, więc się nie zachwieje (Ps 46, 6). Z Syjonu rozciąga Bóg swą pomoc na całą Jerozolimę i na „córki Judy” (Ps 48, 12). Symboliczne znaczenie Syjonu rośnie zwłaszcza po cudownym ocaleniu miasta w czasie inwazji asyryjskiej.

Zburzenie Jerozolimy i Świątyni przez Babilończyków (586 r.) prowadzi do modyfikacji rozumienia Bożej obecności na Syjonie. Nie można już utożsamiać spustoszonej góry Syjon z tronem chwały Jahwe. Odwieczne fundamenty Syjonu (Ps 87, 1) stają się teraz metaforą opieki Bożej nad człowiekiem pobożnym. I odwrotnie, osobiste udręki pielgrzyma stanowią obraz losu „córy Syjonu”. Obraz Bożej „córy Syjon” zapowiada szczególnie dobitnie tajemnicę „matki Kościoła”, która rodzi zarówno Mesjasza, jak i nowy lud mesjański.

Biblijna typologia Syjonu dopuszcza różne perspektywy. Jest więc Syjon najpierw „dziewiczą córą” Jahwe, który sam strzeże jej przed atakami wrogów, aby ją zachować nienaruszoną. Jest następnie Jego oblubienicą, matką dzieci Bożych, synów Izraela. Wreszcie, po klęsce niewoli babilońskiej, prorocy przedstawiają Syjon jako wdowę opłakującą utratę swych synów. Jej wdowieństwo i bezpłodność nie oznacza jednak ostatecznego odrzucenia. Na końcu czasów Bóg obdarzy ją swoim Pomazańcem, a dzięki Niemu – niezliczonym potomstwem. Te same etapy powtórzą się w życiu Maryi, Dziewicy i Matki. Pokorna „służebnica Pańska” (Łk 1, 36) upodobniła się do Syjonu przez całkowite zawierzenie słowu Pana (Łk 1, 45). Jako Oblubienica i Matka stanowi Ona pierwsze urzeczywistnienie Kościoła, wspólnoty wierzących. Kościół bowiem także rodzi Chrystusa w słuchaniu Słowa, w Eucharystii i w czynnej miłości. Jak niegdyś owdowiała i opuszczona Jerozolima, tak i Maryja doznała łaski macierzyństwa bez udziału męża. Nadal przysparza Kościołowi synów, którzy ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili (J 1, 13). Bolesne tajemnice wdowieństwa Syjonu znalazły także odbicie w przeżyciach Maryi, która stopniowo traci Syna, aż do całkowitego opuszczenia na Golgocie. Ale właśnie wtedy otrzyma w osobie „umiłowanego ucznia” nowe dzieci, stając się dla nich Matką w porządku łaski (J 19, 25-27). Tak rozpoczyna się dla Niej i dla Kościoła misterium chwały „niebieskiej Jerozolimy” – udział w tryumfie Chrystusa (A. Tronina, Maryja „Córa Syjonu” – perspektywa eklezjologiczna, Salvatoris Mater 4/2(2002), s. 11–25).

2. Mistrzowie teologii i życia duchowego

„Żadna istota ludzka nie może żyć bez marzeń. Ten, kto marzy tylko o rzeczach ludzkich i cielesnych, musi być przygotowany na to, że pewnego dnia albo zobaczy, jak jego marzenie umiera, albo sam będzie musiał umrzeć dla tego marzenia. Mówi się o Maryi, że marzyła o Chrystusie, zanim poczęła Go w swoim ciele. Kiedy chrześcijaństwo nazwało Go Słowem, które stało się ciałem, miało na myśli, że jest On marzeniem, które się urzeczywistniło; miłością, która stała się Umiłowanym. W szlachetnej miłości małżeńskiej jedna osoba musi kochać drugą jako posłańca miłości transcendentnej, jako marzenie i ideał” (F. J. Sheen, Maryja. Pierwsza miłość świata, Kraków 2018, s. 233).

3. Z życia wzięte

Znów zacząłem myśleć o Bogu. Reakcje przyjaciół i kolegów z pracy na zmiany w moim sposobie myślenia sięgały od ciekawości po obojętność. Wielu okazywało zainteresowanie, inni zaś – poirytowanie. Moja żona przestała chodzić ze mną na spotkania towarzyskie, bo obawiała się długich dyskusji o religii. To nie moja wina. Moje poglądy nie powinny nikogo obchodzić, nie obnoszę się z nimi przecież jak jakiś agitator – mówiłem. Nie wierzyła jednak tym zapewnieniom.

Pewnego wrześniowego wieczoru zaproszono nas na kolację do przyjaciół; rozmowa szybko zeszła na religię. Oczywiście nikt z zasady nie odrzucał religii jako takiej, dociekano jednak, czy musi to być już koniecznie wyznanie rzymskokatolickie. Susanne oświadczyła, że jest agnostyczką i jeśli w ogóle interesują ją prawdy jakiejś wiary, to jedynie buddyzmu, który bądź co bądź – dodała z pewnym naciskiem – nie nosi bagażu krwawej przeszłości. Wolfgang stwierdził z kolei, że Dziesięcioro Przykazań w świecie takim jak nasz – to zupełna dziecinada; komu na przykład chce się wielbić co niedziela Boga w kościele. Dirk przeczytał gdzieś niedawno, że Jezus ani nie umarł na krzyżu, ani nawet nie był męczony, lecz jako członek pewnej sekty – notabene wraz ze swą Matką udał się do Indii, gdzie oboje zostali pochowani. Mój znajomy kontynuował, że Kościół usiłuje – jak zawsze zresztą zatajać wszystkie przeczące jego nauce odkrycia, jednak nawet teologowie coraz częściej dochodzą do wniosku, że wiarygodność Ewangelii jest wątpliwa. Była to koszmarna dyskusja na niezbyt wysokim poziomie. Argumentacja moich rozmówców stanowiła swoistą mieszankę faktów, półprawd i kłamstw. Zdałem sobie sprawę, że im bardziej będziemy zagłębiać się w temat, tym mniej będę miał do powiedzenia. Mój religijny rynsztunek przypominał wyposażenie początkującego giermka. A w co wy właściwie wierzycie? – odpierałem bez przekonania ataki – W wasze firmy? W telewizję? W papieży literatury i idoli muzyki pop? Więcej amunicji pod ręką nie miałem. Zamilkłem, pomstując w głębi ducha na moją religię i na to, że wierzyłem wprawdzie w to, co wiedziałem, jednak nie bardzo wiedziałem, w co wierzę. Przypominam sobie jednak inny dzień, kiedy to z moimi – małymi wówczas jeszcze – synami wybrałem się na Mszę świętą. Była niedziela, liturgia była bardzo piękna. Przez okna na ołtarz i na rzędy ławek padało światło. Nic mnie nie rozpraszało ani nie drażniło. Pomyślałem, że jest w tym pomieszczeniu coś, o czym ludzie na zewnątrz nie mają pojęcia, coś, czego istnienie przez długi czas rejestrowałem tylko na marginesie, przyglądając się temu kątem oka. Nie sprawiło mi specjalnej trudności podjęcie decyzji, by zacząć zgłębiać prawdziwą istotę wiary, jej treści i tajemnice, czyli to, co mogło dać tej historii autentyzm i przyszłość. Pomyślałem jednocześnie, że – kto wie – być może chodzi po prostu o to, aby na nowo nauczyć się, jak żyć, i aby robić to właściwie.

Wielu moich przyjaciół jest przekonanych, że są w stanie kształtować swoje życie całkowicie samodzielnie. Tak jak projektant mody tworzy swoje kreacje, a reżyser filmy. Jak obwieścił Joachim, specjalista od lifestyle’u, współczesny świat budzi całkowicie nowe obsesje. Każdy może z dnia na dzień zupełnie zmienić swój wizerunek i styl życia. Odpowiednia zmiana ubioru, cięcia chirurgiczne w pewnych partiach twarzy – wszystko to nie stanowi najmniejszego problemu. W naszych projektach życiowych nie ma już miejsca na postawę „albo..., albo...”. Dziś wyrazem nowoczesności jest stanowisko „ani to, ani tamto”. Dotychczasowe formy życia – oświadczył mój znajomy – zostały ostatecznie przezwyciężone, cały zaś kształt rzeczywistości można traktować jako sprawę umowną. Take it or leave it. W twoim życiu to ty jesteś gwiazdą (P. Seewald, Kiedy znów zacząłem myśleć o Bogu, Poznań, 2009, s. 122–132).