Trzy kroki ku homilii, ks. Marek Gilski

Położę klucz domu Dawidowego na jego ramieniu; gdy on otworzy, nikt nie zamknie, gdy on zamknie, nikt nie otworzy (Iz 22, 22).

1. Komentarz naukowy

Tłem historycznym proroctwa Izajasza o Szebnie i Eliakimie (Iz 22, 15-25) były trudne czasy przełomu VIII i VII wieku przed Chrystusem, gdy na politycznej mapie Wschodu dominowało mocarstwo asyryjskie. Iz 22, 15-25 wypowiada potępienie Szebny, ministra Ezechiasza, króla Judy (ww. 15-18) – Szebna zostanie usunięty i zastąpiony przez Eliakima (ww. 19-23).

Prorok gani Szebnę za zbytek i pretensjonalność, które wyrażały się w tym, że kazał wyciosać dla siebie wspaniały grobowiec w rzucającym się w oczy miejscu, by wszyscy przechodnie musieli go dostrzec oraz że pokazuje się przed ludem uroczyście i z przepychem. W przeciwieństwie do Szebny Eliakim będzie ojcem dla mieszkańców. Tekst biblijny jasno gani postępowanie Szebny, jako egoisty, którego troska o osobiste dobro przesłania troskę o dobro ludzi powierzonych jego opiece. Prorocy uważali próżność za bardzo poważne wykroczenie, ganili przywódców za to, że służą prywatnym interesom, zaniedbując i wyrządzając szkodę podwładnym.

Prorok ogłasza, że Jahwe pośle nieprzyjaciela, który zabierze Szebnę na wygnanie, natomiast w w. 19 Jahwe stwierdza, że usunie Szebnę z jego urzędu albo stanowiska. Ostatecznie Ezechiasz zastąpił Szebnę Eliakimem na urzędzie ministra (jak ogłosił to Iz 22, 19-22) i uczynił go sekretarzem lub pisarzem.

Eliakim (częste w ST imię o znaczeniu: Bóg podniesie) nosi tytuł sługi, o którym Jahwe mówi jako o swoim. Hierarchicznie tytuł sługi Jahwe mógł przysługiwać jedynie królowi, jego zastępcy jedynie analogicznie. Ale zastosowanie tego tytułu w ST jest nader szerokie (obok patriarchów nosi go Mojżesz, Dawid, a zwłaszcza prorocy i osoby eksponowane). Szaty Eliakima symbolizują jego pełną władzę. Określenie ojciec przysługuje u Iz 9, 5 księciu mesjańskiemu i w ogóle władcom (szczególnie egipskim), co raz jeszcze podkreśla ścisły związek Eliakima z obietnicami dla domu dawidowego. Formalnie podejmuje ten motyw w. 22, mówiąc o złożeniu na jego ramieniu klucza domu Dawida. Oznacza to formalne przekazanie władzy nad całym aparatem urzędowym króla; będzie on miał w nim – poza królem oczywiście – głos decydujący. Położenie klucza na ramieniu ma sens symboliczny. Gest ten w sensie obietnicy przekazania władzy podejmuje Mt 16, 18-19, a Ap 3, 7 przypisuje realizację tego tekstu Iz w całym tego słowa znaczeniu uwielbionemu Synowi Dawida zapewniającemu dostęp do pałacu niebieskiego.

Wreszcie werset 23 opisuje sprawowanie powierzonego Eliakimowi urzędu: będzie go cechowała trwałość i niezawodność, stąd porównanie do kołka namiotu, od którego zależy jego stabilność. Wzmianka o tronie nie nasuwa na myśl oczywiście godności królewskiej w przyszłości, ale jedynie honorowe miejsce dla rodu, który odegra znaczną rolę w dziejach państwa judzkiego. W tym stopniu, w jakim Szebna był hańbą dla domu judzkiego, Eliakim będzie dlań chlubą (Księga Izajasza II–III, 40–46. Wstęp, przekład z oryginału, komentarz, ekskursy, oprac. L. Stachowiak, Poznań 1996, s. 342–343; M. Mikołajczak, Proroctwo o Szebnie i Eliakimie (Iz 22,15-25), Studia Paradyskie 9(1999), s. 161–169; J. Maciąg, Klucz domu Dawida Iz 22, 19-23, http://sfd.kuria.lublin.pl/index.php/slowo-na-niedziele/echo-slowa-st/3453-ytyuytu).

2. Mistrzowie teologii i życia duchowego

„Narzędziami Chrystusa na tym świecie są tylko ludzie pokorni. Redukując samych siebie do zera, zostawiają miejsce na Nieskończoność, podczas gdy tych, którzy uważają siebie za nieskończonych, Bóg zostawia z ich małym zerem” (F. J. Sheen, Myśli na każdy dzień, Słubice 2018, s. 86).

3. Z życia wzięte

Kilka dni po generalnej spowiedzi Jima ojciec Walsh – kapelan więzienia w Rockview – skierował myśli penitenta na wszystkich ludzi, których kiedykolwiek skrzywdził. Omawiali jednego po drugim. Modlili się, by Bóg uzdrowił ich wspomnienia i zahamował destrukcję, w jaką popadli przez Jima. Wymienienie każdej osoby z imienia wiązało się z powtórnym przeżyciem incydentu, którego się wobec niej dopuścił, oraz dostrzeżeniem jego niszczycielskich skutków. O Panie, skrzywdziłem tak wielu ludzi, tak wiele kobiet. Oszukiwałem i gwałciłem, a potem zabiłem Alice. Panie, gdzie znaleźć słowa, na to jak mi przykro? Targały nim konwulsje i płacz. Wydawało się, że jego ciało rozpada się na tysiące kawałeczków. W czasie spotkań z ojcem Walshem zaczął zdawać sobie sprawę z trudności, jakie sprawia wybaczenie samemu sobie, mimo że wiedział, iż Bóg mu wybaczył. Na każdym spotkaniu ojciec zabierał go na modlitwę przed Panem i prosił, by Jim w końcu znalazł siłę do porzucenia poczucia winy i samopotępienia tak by jego wspomnienia zostały uzdrowione. Potem zadał mu codzienne ćwiczenie, które miał wykonywać tak często, jak tylko sobie o tym przypomniał. Miał za zadanie powtarzać: Wybaczam sobie i innym. Ich następne spotkanie ojciec Walsh rozpoczął stwierdzeniem: – Rozmawialiśmy już o tobie i wszystkich, których w ciągu lat skrzywdziłeś, a także modliliśmy się za was. Wiem, że przejście przez to po raz kolejny było dla ciebie bardzo bolesne. W końcu Jim się odezwał: – Wiesz, sam nawet nie marzyłem o tych wszystkich rzeczach, które się ze mną stały, jak otrzymanie przebaczenia i takie tam. Ja po prostu czuję, jakby ktoś spędził dużo czasu na szukaniu mnie i w końcu mnie znalazł. Co doprowadza mnie do łez, to to, że musiałem być wart poszukiwań. Jak to możliwe? Poprzedniego dnia kazałeś mi przyjrzeć się wszystkim ludziom, których skrzywdziłem i zniszczyłem fizycznie lub psychicznie, jednego po drugim. Zrobiłem im okropne rzeczy. Ojcze, jak może to być przebaczone? Czemu ktoś miałby mnie chcieć? Wiem, że to prawda, że mi wybaczył i czuję w tym momencie Jego miłość do mnie. Ale czy nie rozumiesz, że ja nie mogę uwierzyć, że to wszystko może być prawda? A jednak jest. Nienawiść do siebie i odrzucenie nie zniknęły od razu, ale pewnego ranka po przebudzeniu pojawiła się w nim niesamowita świadomość – jasna jak słońce. Nie czuł już żadnych wewnętrznych przeszkód, wątpliwości, samopotępienia ani blokady. Zdobył się wtedy na wyznanie: Panie, jesteś prawdziwy.

W ciszy powtórnie przemyślał i zrozumiał ścieżkę, na której się znajdował przez całe swoje życie. Panie, byłeś ze mną przez wszystkie te lata w całym tym nieładzie, przygotowując mnie, aby mnie do siebie przyprowadzić. Ale z ciebie szachraj. No, dałeś mi szansę w dzieciństwie słuchać i pokochać muzykę klasyczną, by pomóc mi przetrwać moją popapraną rodzinę. Dałeś mi zainteresowanie czytaniem i chęć nauki, żebym pewnego dnia mógł przeczytać książkę Mertona. Dałeś mi szansę przybyć do zakładu w Rockview, żebym pracował nad swoim zachowaniem i robił te świętoszkowate rzeczy dla biura kapelana, żebyś mógł mnie postawić obok ojca Walsha. Jesteś cwany. Dokładnie wiedziałeś, jak do mnie dotrzeć, przechytrzyłeś Jima Townsenda, wielkiego oszusta. Tak, teraz wiem, że jesteś moim Zbawcą i Panem, ale od teraz będę Cię nazywał Pan Cwany. Z Ciebie jest jeden wielki kombinator. Kocham Cię, Panie, jesteś prawdziwy (P. Everett, Więzień. Wezwanie do nadziei, Kraków 2018, s. 142–145).